Dziś udamy się w małą podróż w
przyszłość. Jutro na blogu powinny pojawić się nowe odsłony rubryk ”DC TV
Series News” oraz ”3 Months Later” z najnowszymi doniesieniami na tematy
seriali oraz podsumowujące nieco zapowiedzi DC na wrzesień. Jako iż mieliśmy dziś
wolne miejsce w naszym blogowym grafiku, postanowiłem jednak zapełnić go
najnowszym ”Kącikiem Komiksiarza” i odnieść się do tego, o czym będzie nieco
więcej jutro. Jeśli jesteście już zapoznani z ofertą DC na wrzesień, klikajcie
w dalszą część posta. Aha, w części poświęconej serialom bez większych oporów
lecę ze spoilerami, tak więc
uwaga.
Co się kryje we wrześniowych zapowiedziach?
Na dobry początek napiszę o swoim
podejściu do komiksów DC, jakie mam w chwili obecnej. Nie śledzę od dłuższego
czasu na bieżąco tego, co dzieje się w głównym uniwersum, bo mnie to przestało
cieszyć jakoś w okolicach końcówki DC You i od tego czasu wyspecjalizowałem się
w czytaniu co najwyżej tego, co dzieje się we wszelakich liniach pobocznych i
elseworldach. Możemy więc pogadać o komiksach z Vertigo, Young Animal,
Wildstormu, niektórych pozycjach z Black Label, DC Ink oraz DC Zoom czy
tytułach pokroju INJUSTICE czy DC COMICS BOMBSHELLS. Zapytany o aktualne
wydarzenia z głównego uniwersum, odpowiem iż wiem tylko tyle, co ukazuje się w
Polsce pod szyldem Odrodzenia, a i to nie jest pewne, bo w sumie i tak czytałem
z tego tylko część komiksów. Zapowiedzi DC oczywiście śledzę na bieżąco, ale
głównie sekcję skupioną na wydaniach zbiorczych i gdyby nie pewne dwa projekty,
z wrześniowej oferty byłbym zainteresowany chyba tylko zbiorczą edycją AMERICAN
CARNAGE z Vertigo.
Tymczasem DC przykuło moją uwagę
ogłaszając dwie miniserie będące tak wyjęte z tyłka (no, przynajmniej
sprawiające takie wrażenie), że jestem zaintrygowany jak jasna cholera. Są to
GOTHAM CITY MONSTERS oraz INFERIOR FIVE. A więc tytułu z postaciami, których
albo nie kojarzycie, albo macie je gdzieś ;) Dlaczego zatem już teraz zachęcam
Was do tego, by się nimi zainteresować?
GOTHAM CITY MONSTERS to tytuł, na
łamach którego zostaną pokazane dalsze losy Frankensteina z DC. Tym razem nasz
wesoły składak musi stawić czoła swojemu złemu mentorowi i potrzebuje wsparcia.
Tym będą Orca, Lady Clayface, Killer Croc oraz Andrew Bennett, a za całość
odpowiada Steve Orlando oraz rysownik, którego nazwisko złamałoby szczękę
komentatorom sportowym - Amancay Nahuelpan. Pozytywnie nastrajają mnie tu dwie
kwestie. Po pierwsze, gdy Orlando działa sobie w DC przy postaciach, które mało
kogo interesują, najczęściej wychodzi z tego dobra opowieść. Jego MIDNIGHTER
był super, zaś najnowsze MARTIAN MANHUNTER i ELECTRIC WARRIORS, z tego co
widzę, zbierają pozytywne opinie. Bardzo fajnie czytało mi się także jego
”Undertow” z Image, a także ”Power Rangers” z Boom! Studios. Do tego w składzie
mamy Frankensteina oraz Andrew Bennetta, czyli bohaterów dwóch serii z New52,
które stały na naprawdę niezłym poziomie i niestety zostały przedwcześnie
skasowane. Były to: solówka Franka oraz I, VAMPIRE – tytuł, bez którego Andrea
Sorrentino nie miałby takiego statusu gwiazdy jak obecnie. Czego chcieć więcej?
Natomiast INFERIOR FIVE to tytuł
kompletnie szalony. Postacie tworzące trzon tytułowej grupy niezbyt
kompetentnych superherosów powstały w 1967 roku i doczekały się one liczącej
dwanaście numerów serii, której publikacja zajęła DC… pięć lat. Między numerami
10 i 11 było tylko 45 miesięcy przerwy, zdarza się. Potem grupa ta zniknęła w
otchłani wydawniczego zapomnienia, mając przez kolejnych pięć dekad raptem
kilka komiksów, w których przewijają się na drugim planie. Comic Vine wskazuje,
że ostatnio mignęli gdzieś w prologu do WOJNY DARKSEIDA (LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI
#7 z Nowego DC Comics). Sprawdziłem, faktycznie są na jednym kadrze i cholernie
ciężko ich tam wypatrzyć. Kto więc wymyślił, że nie tylko warto im dać
maksi-serię, ale od razu taką na dwanaście numerów? Nie wiem, lecz sam fakt iż
za ten zakręcony projekt biorą się Keith Giffen oraz Jeff Lemire sprawia, że
zdecydowanie zainteresuję się tym projektem. Nazwisko tego drugiego cały czas
jest dla mnie gwarancją tego, że nawet jeśli nie pokocham tego komiksu, to na
pewno będzie on przynajmniej porządny (wyjątek: ”Extraordinary X-Men” z
Marvela).
Kogo boli Lobo?
Ostatnimi czasy świat obiegła wieść,
że twórcy serialu KRYPTON są tak mocno pewni swego, że nie tylko planują już
trzeci sezon swojej produkcji, ale także rozpoczęto prace nad spin-offem
poświęconym postaci Lobo. Ciekawe czy otrzeźwiły ich wyniki oglądalności
pierwszego odcinka drugiej serii. Jak podaje stacja SyFy, przed telewizorami i
nagrywarkami DVR zasiadło około 480 tysięcy ludzi, co nie tylko stanowi spadek
o około 20% w stosunku do finału sezonu pierwszego, ale także już na wstępie
zbliżyło produkcję tę do poziomu wyników skasowanych niedawno seriali ”Z
Nation” i ”Deadly Class”. Jako że z kolejnymi odcinkami lepiej nie będzie, już
można zacząć martwić się tym, czy KRYPTON ma przed sobą jaką przyszłość czy też
dostaniemy drugi już skasowany serial DC w tym roku.
Z pomysłem na serial o Lobo poczekałbym
na miejscu twórców do momentu, w którym wiedziałbym dwie podstawowe rzeczy: czy
serial KRYPTON w ogóle przetrwa oraz jak samą postać przyjmą jego widzowie.
Podkreślę: WIDZOWIE, a nie pozamykani w piwnicach Internetowi spece od spraw
wszelakich, którzy są w stanie zasrać nienawiścią wszystko i wszystkich na
podstawie jednego zdjęcia, pięciosekundowego trailera czy z powodu tego, iż
mamusie nie wsunęły im pod drzwiami śniadanka. Jako iż pierwszy odcinek serialu
miał już premierę w Polsce na HBO GO i wczoraj późnym wieczorem go sobie
obejrzałem, powiem krótko: Lobo pojawił się tu na dosłownie jedną scenę (idzie
ją znaleźć na YT) i nie wyróżnił się w tym odcinku ani na plus ani na minus. Na
ocenę, czy postać ta ma potencjał na uciągnięcie ewentualnego, własnego
spin-offa trzeba będzie poczekać do premiery kolejnych odcinków. Jednakże na
razie jakoś tego nie czuję. Tak samo, jak zaczynam powątpiewać w to, że serial
KRYPTON, niezależnie od tego czy mówimy o głównej produkcji czy planowanym
spin-offie, wróci na antenę stacji SyFy w 2020 roku.
Hej, twórcy IZOMBIE: To jest już koniec, wiecie?
Stacja CW już dawno ogłosiła, że
piąty sezon IZOMBIE będzie tym finałowym. Wspominali o tym poszczególni aktorzy
na swoich mediach społecznościowych, trailery również to podkreślały. Tymczasem
po siedmiu odcinkach sezonu nie tylko nie czuć zbliżającego się finału, ale w
zasadzie… niczego tu nie czuć.
W finale trzeciej serii serialu
świat dowiedział się o istnieniu zombie, a miasto Seattle od czwartej serii
stało się zamkniętą strefą. Sporo pozmieniało się i w samym serialu, ponieważ z
przyjemnego, lekko komediowego proceduralna, twórcy poszli w nieco innym
kierunku. Liv – główna bohaterka, już nie wcinała co odcinek innego mózgu i
”wcielała” się w denata, pojawiły się wątki szmuglowania ludzi do miasta,
nienawiści żywych wobec martwych i na odwrót czy leku, którego produkcja
oznaczałaby możliwe zabijanie dzieci cierpiących na pewną genetyczną
przypadłość. Trochę wycofano postać Blaina, dodano mocniej do fabuły jego ojca
i to wszystko sprawiło, iż IZOMBIE mocno w moich oczach straciło.
No i jest wreszcie jest sezon piąty.
Ostatnich trzynaście odcinków. Siedem za nami i…? Wątki w większości rozgrzebane
tak jak były, a do tego podokładano kolejne i nawet przywrócono ponownie pewną
postać z poprzednich serii. Przede wszystkim jednak nie czuć, by serial w
swoich ostatnich odsłonach jakimkolwiek kierunku zmierzał. Przykładowo: wątek
lekarstwa na chorobę zombie, który był kluczowy w sezonach 1-3 i przebijał się
mocno w 4, w najnowszych odcinkach wspomniany został jak dotąd tylko w dwóch
epizodach, z czego w jednym mocno nieśmiało. Zamiast tego dostajemy chociażby
rozciągnięty na dwa epizody wątek serialu komediowego, który miałby ocieplić
wizerunek zombie dodany chyba tylko po to, żeby widzowie nie zapomnieli, że Aly
Michalka gra w tej produkcji. IZOMBIE przyzwyczaiło mnie do tego, że pomimo
wyraźnie widocznego, malutkiego budżetu, potrafią skręcić fajne finały sezonów.
Tutaj na razie przede wszystkim czuć, że ostatni odcinek serialu może być
niemożliwie upchany najróżniejszymi wątkami, a jak mówi stare powiedzenie, co
za dużo to niezdrowo. Nawet gdy jesteś żywym trupem :)
Oczywiście jeśli zgadzacie/nie
zgadzacie się z tym co dziś napisałem, komentarze tu i na fb są do Waszej
dyspozycji. ”Kącik Komiksiarza” być może wróci już niedługo.
Krzysztof Tymczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz