Trzeba było czekać aż 74
odsłony WKKDC, ale jak widać cierpliwość się opłaca. Polski czytelnik komiksów
DC wreszcie doczekał się albumu, w którym w głównej roli występuje Legion
Superbohaterów. Organizacja ta składa się z licznej grupy nastoletnich
bohaterów, pochodzących z różnych planet i dysponujących odmiennymi, unikalnymi
mocami, które wykorzystują, aby stać na straży prawa i porządku w odległej o
tysiąc lat przyszłości. Grupa powstała z inicjatywy R.J. Brande'a, a pierwszymi
członkami byli Saturn Girl, Cosmic Boy oraz Lightning Lad. Inspiracją dla
młodych Legionistów i wzorem do naśladowania jest Superman, poprzez
prezentowaną za życia postawę oraz wartości, jakimi się kierował. Legionowi w jego
przygodach często towarzyszył sprowadzony z przeszłości młody Clark
Kent/Superboy, który został swego czasu oficjalnym członkiem tego niezwykłego,
posiadającego szeroką grupę sympatyków zespołu.
Run Johnsa w serii ACTION
COMICS zaowocował wieloma dobrymi historiami i zapisał się złotymi zgłoskami w
historii Człowieka ze Stali. Omawiana historia to moment, kiedy Johns zaczął
samodzielnie odpowiadać za scenariusz, a jej akcja rozgrywa się na chwilę przed
SUPERMAN: BRAINIAC z tomu 31.
Od czasu KRYZYSU NA
NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH drużyna Legionu przechodziła różne metamorfozy,
wymazując nawet na pewien czas Superboya z kontinuum. Chaos powstały w wyniku
wcześniejszych kryzysów i rebootów uporządkował dopiero Geoff Johns, a
nastąpiło to na łamach ciekawej historii THE LIGHTNING SAGA, czyli crossovera z
udziałem Legionu, JSA oraz Ligi Sprawiedliwości z roku 2007. Siódemka Legionistów
- bardziej dojrzałe wersje klasycznych członków tego zespołu - pojawiła się nagle
na Ziemi w XXI wieku z tajną misją, którą opracował Brainiac 5. Była to
pierwsza część trylogii, której środkowa część to właśnie komiks będący
przedmiotem tej recenzji, a końcowa to również godny polecenia zbiór - LEGION
OF 3 WORLDS. Ze swojej strony polecam zapoznanie się z wszystkim trzema
odsłonami, ale co ważne, pierwsza i trzecia część nie są obowiązkowe, aby
odnaleźć się i czerpać radość z lektury SUPERMAN I LEGION SUPERBOHATERÓW. Jest
to jedna z zalet tego komiksu, w którym co rusz scenarzysta przypomina nam kto
jakie ma mocy, czy skąd pochodzi, gdyby czytelnik nie mógł się połapać w
nadmiarze przewijających się postaci.
Kal-El zostaje przeniesiony
przez Brainiaca 5 do XXXI wieku, aby pomóc swoim dawnym przyjaciołom w czarnej
dla nich godzinie. Na Ziemi zapanowała ksenofobia, niechęć do wszelkich innych
ras, a co za tym idzie zdominowany przez niepochodzących z Ziemi członków
Legion został rozwiązany, a jego przedstawiciele są ścigani przez Kosmiczną
Policję. W ich miejsce powołana została nowa Liga Sprawiedliwości z Earth-Manem
na czele, składająca się z przedstawicieli Ziemi, odrzuconych wcześniej przez
Legion na etapie rekrutacji. Katalizatorem narodzin nienawiści obywateli do
obcych stał się fałszywy dokument mówiący o tym, że legendarny Superman nie
narodził się na Kryptonie, tylko właśnie na Ziemi. Człowiek ze Stali stoi przed
trudnym zadaniem uwolnienia Legionistów, zakończenia rozprzestrzeniającej się
nienawiści wobec kosmitów, a także zapobiegnięcia nieuchronnej wojny pomiędzy
Ziemią, a pozostałymi członkami Zjednoczonych Planet. Sytuacji zdecydowanie nie
ułatwia fakt, że Słońce siłą zmieniono z żółtego na czerwone.
Tolerancja, odrzucenie oraz
zemsta to główne tematy, jakie porusza w tej trzymającej w napięciu historii
Geoff Johns. Jedna grupa wykorzystuje odrzucenie jako powód do zemsty, zaś
druga grupa wyciąga wnioski z pierwszych niepowodzeń i robi wszystko, aby
udowodnić swoją wartość oraz przydatność. Dostajemy również kwintesencję tego,
kim naprawdę jest Ostatni Syn Planety Krypton. To nie jego niezwykłe zdolności,
ale wartości, jakie reprezentuje, czynią z niego Supermana i wzór do
naśladowania. Jest tutaj sporo akcji, kilka sentymentalnych nawiązań do
oryginalnego Legionu oraz poruszone zostają ważne, uniwersalne kwestie. A
wszystko w pokazane z dużym rozmachem, w stylu jakże charakterystycznym dla będącego
w swoim żywiole Johnsa.
Obecnie na rynku komiksowym
mamy dużą lukę, kilkuletnią przerwę, jeśli chodzi o przygody Legionu Superbohaterów. Fani cały czas
niecierpliwie oczekiwali zapowiedzi nowej serii i zastanawiali się, kto mógłby pisać historie z tym zespołem w roli
głównej. I taka informacja właśnie w ostatnim tygodniu się pojawiła, co ciekawe akurat wtedy, gdy u nas można nabyć tom 74 poświęcony Legionowi. Czytając najnowszy tom WKKDC aż łezka w oku się kręci na wspomnienie,
jak fajnie jeszcze dekadę temu można było przedstawiać perypetie Cosmic Boya i
spółki. Gdyby to właśnie taki zespół twórców podjął się ponownej rewitalizacji
Legionu byłbym zapewne na początku wniebowzięty, ale ostatecznie wolałbym
widzieć przy tym projekcie kogoś, kto jednak gwarantuje dostarczenie w terminie
jednego zeszytu na miesiąc. Z czasem przekonamy się, czy wybrany przez DC do tego zadania, mocno zapracowany Brian Michael Bendis, okaże się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.
Za oprawę graficzną odpowiada
sprawdzony, cieszący się dużą popularnością wśród czytelników i doceniany przez
Geoffa Johnsa duet Gary Frank (ołówek) oraz Jon Sibal (tusz). Brytyjczyk cieszy
się sporym zaufaniem Johnsa, stąd obaj panowie często łączyli w przeszłości
siły pracując nad różnymi projektami dotyczącymi Supermana, czy Batmana. W
ramach WKKDC to już trzeci album ich autorstwa i w każdym warstwa plastyczna
robi duże wrażenie. Kreska Franka jest bardzo szczegółowa, przez co postacie są
bardzo wyraziste, a drugi plan przedstawiony nad wyraz dokładnie. Dla wielu
fanów, również dla samego scenarzysty tej historii, Gary jest po prostu
urodzony do rysowania przygód Supermana, świetnie wczuwając się w tego bohatera
i konsekwentnie upodabniając go do Christophera Reeve'a. Artysta genialny (jak
tu go nie kochać?), a podziwianie jego prac to dla mnie za każdym razem uczta
dla oczu. Nawet, jeśli tak jak w przypadku trwającego DOOMSDAY CLOCK, trzeba
długo się naczekać na finalny produkt.
Sekcja poświęcona na galerię
okładek do poszczególnych zeszytów składa się z 12 stron. Warte podkreślenia są
warianty narysowane przez osoby, które w przeszłości zasłużyły się pracą nad
komiksami z Legionem w roli głównej. Chodzi tutaj o Keitha Giffena, Mike'a
Grella, czy Steve'a Lightla.
Na koniec tradycyjnie
przenosimy się daleko w przeszłość, a konkretnie do ADVENTURE COMICS #247 z
roku 1958. Na łamach tego komiksu debiutuje trójka Legionistów, a młody Kal-El
zostaje poddany specyficznemu testowi. Jest to jeden z najistotniejszych
zeszytów w historii DC, będący odpowiednikiem ACTION COMICS #1 dla fanów
Człowieka ze Stali, czy też DETECTIVE COMICS #27 dla wielbicieli Mrocznego
Rycerza. Warto przynajmniej dla samej ciekawości przeglądnąć tą liczącą sobie sześć
dekad historyjkę, od której wszystko się zaczęło, i której różnych
interpretacji na przestrzeni lat doświadczyliśmy.
Jeśli wcześniej
słyszeliście/czytaliście, że SUPERMAN I LEGION SUPERBOHATERÓW jest godny
polecenia i powinniście prędzej czy później go przeczytać, to były to jak
najbardziej szczere i prawdziwe opinie. Świetnie narysowana, sprawdzająca się
idealnie jako zamknięta całość, nawiązująca do oryginalnej wersji grupy
nastoletnich bohaterów z przyszłości opowieść. Dosyć przystępna dla świeżego
czytelnika, a także bogata w pewne nawiązania oraz smaczki dla zagorzałych
miłośników drużyny z dalekiej przyszłości. Historia, w której scenarzysta
podkreśla najważniejsze wartości, jakimi kieruje się zarówno Legion, jak i
Superman. Geoff Johns oraz Gary Frank są tutaj w wysokiej formie, dzięki czemu
otrzymujemy jedną z tych najlepszych, wręcz obowiązkowych pozycji, jakie
ukazały się pod szyldem WKKDC. Zresztą, swego czasu stworzyliśmy wspólnie z
Damianem listę najfajniejszych historii z udziałem Człowieka ze Stali - klik, wśród których nieprzypadkowo
figuruje właśnie dzieło Johnsa oraz Franka.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów ACTION COMICS vol. 1 #858
- 863 oraz ADVENTURE COMICS #247
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz