Strony

Instagram

czwartek, 22 sierpnia 2024

SUPERBOY: THE MAN OF TOMORROW

Mimo tego, że Conner Kent nie jest moją ukochaną postacią ze świata DC, to jednak lubię go. Dwa lata temu ogłoszono, że ma się pojawić komiks SUPERBOY: THE MAN OF TOMORROW właśnie o nim. Upłynęło trochę czasu i na wiosnę 2023 roku ukazał się pierwszy numer tej mini-serii. Później, upłynął prawie pełny rok i na wiosnę 2024 ukazało się wydanie zbiorcze. Niedawno po nie sięgnąłem, no i pewnie was nie zaskoczę, że w reszcie tekstu je recenzuję.

Conner Kent działa jako Superboy w Metropolis, ale zdecydowanie nie jest tam jedynym superbohaterem. Gdy jedną akcję na mieście doprowadzają do końca inni członkowie rodziny Supermana, nie jest zadowolony. Nie czuje się w tym miejscu potrzebny jako heros. Udaje się do Fortecy Samotności, gdzie podczas rozmowy z Kalexem, dostaje informacje o kryzysowych miejscach na Ziemi i w kosmosie. Decyduje się przenieść na odległą planetę, gdzie te wskazania są najsilniejsze. Kiedy tam dociera, trafia w środek wydarzeń prowadzonych przez czarny charakter nazywający się Dominator X oraz kontrolowane przez niego siły. Zła postać porywa mieszkańców planety do własnych celów. Niedługo później, Conner Kent trafia na trzyosobową grupę Cosmoteers, przeciwną Dominatorowi X, ale również nastawioną negatywnie do niego samego.

To nie jest wybitny komiks. Nie ustanawia też nowych ram gatunkowych, aczkolwiek nie było mi z nim jakoś źle. Lepiej mi się go czytało niż pierwszy tom MROCZNEGO KRYZYSU NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH z którym miałem styczność bezpośrednio przed tym komiksem o Superboyu. Częściowo może to wynikać z tego, że komiksy eventowe umiarkowanie mi się podobają, ale już to zostawmy. Duża część recenzowanego tu tomu ukazuje zmianę relacji między Connerem Kentem a grupą Cosmoteers, a zwłaszcza jej liderem o imieniu Travv. Jest tutaj superbohaterska nawalanka z dodanym przesłaniem przeciwko zabijaniu czy realizowaniu swoich celów za wszelką cenę. Jest tu również trochę dziwnie prowadzonych dialogów, niespecjalna oryginalność czy problemy z logiką w fabule. Mimo tego, w moim subiektywnym i emocjonalnym odczuciu, historia jest poprowadzona jako tako sprawnie i może zaspokoić oczekiwania, jeśli nie są za wysokie.

Za rysunki, ale również nakładanie na nie koloru odpowiedzialny był jeden Kanadyjczyk: Jahnoy Lindsay. Nie jest to poziom mułu i wodorostów, ale też nie są to graficzne Himalaje. Chociażby, samemu tytułowemu superbohaterowi czasami zdarza się tutaj wyglądać z twarzy bardziej jak duże dziecko niż jak młody dorosły. Nie wiem czy to był zabieg zamierzony. Zdziwiło mnie jeszcze, że na końcu tomiku, nie ma okładek alternatywnych. Jako dodatki są za to dwie strony szkiców oraz cztery strony reklam.

Kiedy czytałem ten komiks miałem wrażenie, że nazwisko Kenny Porter jakie jest na okładce, już gdzieś widziałem. Dopiero po skończeniu tomiku sprawdziłem, że to był autor słabego DC MECH, które czytałem (i zresztą też recenzowałem) pod koniec zeszłego roku. SUPERBOY: THE MAN OF TOMORROW wyszło temu scenarzyście zdecydowanie lepiej, natomiast w dalszym ciągu nie wywołuje zachwytu.

 

Marcin „Kędzior” Michalski

Recenzowane wydanie zbiorcze zawiera materiały z zeszytów SUPERBOY: THE MAN OF TOMORROW #1-6.

Jest dostępne w sprzedaży w ATOM COMICS.

3 komentarze:

  1. Smutne co się dzieje w DC z najlepszym Robinem (Tim), Superboyem czy Cassie Sandsmark. Nie ma na nich pomysłu, a ich role przejęły nowe postacie. Nie pozwala się im dorosnąć, a wręcz cofa się ich w rozwoju żeby nie powiedzieć, że niszczy. Nie pomaga też, że dostają ich do pisania osoby o wątpliwym talencie. Zaczynam się martwić o Cassandrę Cain i jej nową serię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te nowsze postacie pomocników są chyba przyczyną tego obrotu spraw.
      Pełnią tą samą funkcję co starzy pomocnicy Batmana, Supermana czy Wonder Woman, więc kanibalizują popularność tych starych. (Tak mi się przynajmniej wydaje.)
      Nightwingowi jako dawnemu Robinami udało się wybić, ale innym dawnym Robinom już niekoniecznie. Jest jeszcze Red Hood, ale jego popularność jest chyba jednak trochę mniejsza.

      Usuń
    2. Nowe postacie typu Damian Wayne czy Jon Kent to jedno, ale większym problemem są rebooty, ciągłe odmładzanie postaci i słabi twórcy. Przez to tworzy się "ścisk" wśród sidekicków i brak pomysłów na nich. Zamiast pozwolić Timowi, Connerowi, Cassie, Bartowi, itp. dorosnąć to cofa ich się w rozwoju i na przykład Bart znów biega jako gówniarz Impulse, Tim znów dzieli miano Robina z Damianem, a Cassie jest w takim samym wieku chyba co nowa Wonder Girl Yara Flor. Tej mini Superboya nie czytałem, ale wygląda prawie jakby Jon był starszy niż Conner xD

      Tim do New52 licząc jego solo miniserie i on-goingi przekroczył 210 zeszytów. Tuż przed New52 w serii Red Robin (ksywka może i średnia, ale super kostium) usamodzielnił się znacznie i znów tworzyła się wkoło niego siatka postaci spoza Batrodziny. New52 to zaprzepaściło i zniszczyło postać Tima, ale można było w Rebirth do tego wrócić zamiast cofać go do pozycji tego drugiego Robina bo jest Damian. Mogli dać mu do towarzystwa Spoiler, albo kogoś innego i niech podróżuje po świecie i rozwiązuje sprawy jak detektyw, którym jest. Ciekawe ile numerów by się utrzymała ta seria? Bo Tima, który olał szkołę, mieszka na łodzi i skupia się na swoim chłopaku nikt czytać nie chciał.

      Usuń