Fani cyklu zmuszeni byli czekać trochę dłużej, niż planowano (zamiast w lipcu komiks wyszedł w listopadzie), ale wreszcie doczekali się publikacji piątej powieści graficznej dotyczącej Młodych Tytanów od niezmiennego w składzie duetu twórców - Kami Garcia (scenariusz) oraz Gabriel Picolo (rysunki). Tym razem przenosimy się z południowo-wschodnich regionów USA aż do słonecznej Kalifornii, aby poznać kolejnych dwóch członków formującej się drużyny.
W przeciwieństwie do swojej popularnej i lubianej siostry o imieniu Kira, Kori Sanders nie jest duszą towarzystwa i nie podąża za panującymi trendami. Czuje się trochę wyobcowana i lubi np. godzinami samotnie wpatrywać się w gwiazdy na niebie. Latem obie dziewczyny pracują w klubie przy plaży. Pewnego dnia wujek nowego chłopaka Kiry zaprasza obie siostry do swojej placówki i udziału w badaniach nad udoskonaleniem leku na chorobę genetyczną zwaną EDS. Przypadłość, z którą akurat na co dzień zmaga się Kori. Kuracja sprawia, że Kori odkrywa w sobie powoli dziwne moce, co na zawsze zmieni jej życie, w tym relacje z siostrą.
TEEN TITANS: ROBIN to był słabiutki komiks, który robił wszystko, aby zniechęcić mnie do sięgnięcia po kontynuację. Ostatecznie przełamałem się i pragnąc sięgnąć po coś szybkiego oraz lekkiego przeczytałem niedawno TT: STARFIRE, co jak się okazało było dobrą decyzją. Kami Garcia udanie wprowadza na scenę Kori Sanders, dostarczając nam wszystkich istotnych informacji na jej temat i czyniąc ją bliską czytelnikowi. Ukazana zostaje więź łączącą obie siostry, podkreślone problemy wynikające z funkcjonowania osób cierpiących na wrodzoną wiotkość stawów, a także dowiadujemy się, jak Kori i Kira reagują na posiadane przez siebie niezwykłe zdolności. Ważnym momentem jest poznanie przez Kori Vica Stone'a, którzy szybko znajdują wspólny język. Fani Cyborga mogą poczuć się wkurzeni, że ich bohater nie dostał solowego tomu, tylko wciśnięto go do opowieści poświęconej Starfire, ale najwyraźniej twórcy nie mieli konkretnego pomysłu (albo miejsca) na nakreślenie szerszej fabuły wokół tej postaci.
Pomimo, że od początku wiadomo kto ma tutaj złe intencje, to i tak całość śledzi się dosyć przyjemnie. Co jakiś czas obserwujemy wstawki poświęcone H.I.V.E., aby nie zapomnieć, że grupa cały czas ma konkretne plany dotyczące dzieciaków. Im bliżej końca, tym robi się ciekawiej. Duży wpływ ma na to obecność pozostałych Tytanów, których losy śledzimy począwszy od 2/3 komiksu najpierw naprzemiennie z perypetiami Kori, Kiry oraz Vica, a bliżej końca cała paczka trzyma się już razem. Praktycznie z marszu zaczynają nadawać na tych samych falach (wiele ich dzieli, ale łączy również sporo), a do tego pomiędzy spodziewaną dwójką osób obserwujemy miłość od pierwszego wejrzenia.
Z minusów należy podkreślić, że zarówno H.I.V.E., jak i Slade jawią się co raz bardziej jako grupa nieudaczników, a nie jakieś poważne zagrożenie dla Tytanów. Zwłaszcza słynny złoczyńca z przepaską na oku robi się irytujący (tzn. jeszcze bardziej niż dotychczas), krążąc autem to tu, to tam, z jednego wybrzeża USA na drugie i robiąc niewiadomo co, głównie trzymając telefon przy uchu i udając, że panuje nad sytuacją. Gość jest jakby wrzucony na siłę, a jego wątek praktycznie stoi w miejscu, jakby nie było na niego pomysłu.
Pod koniec czuć pozytywną energię bijącą od połączonych przez los, wyjątkowych pod każdym względem nastolatków. Czas skończyć z wiecznym uciekaniem i strachem odnośnie tego, co przyniesie jutro. Drużyna jest wreszcie w komplecie, a zatem pozostaje opracowanie planu rozprawienia się raz na zawsze z H.I.V.E. oraz Slade'em Wilsonem.
O ile scenariusz poszczególnych powieści jest niestabilny, o tyle ilustracje niezmiennie stoją na satysfakcjonującym poziomie. Pod tym względem piąty tom również dowozi. Gabriel Picolo z pomocą Roba Haynesa dbają o spójną i stosunkowo ładną oprawę graficzną. Są to proste i zarazem ładne dla oka rysunki, dostosowane co prawda do młodszego odbiorcy, ale również ci starsi komiksomaniacy powinni być zadowoleni. Wprowadzenie na scenę Starfire oznacza także większe urozmaicenie odnośnie kolorystyki w porównaniu do poprzednich tomów, co wychodzi komiksowi tylko na plus. Kami Garcia przyznała ostatnio, że początkowo wszystkie komiksy z tego cyklu miały posiadać bardzo oszczędną kolorystykę, ale z czasem z tego zrezygnowano, aby podkreślić indywidualność, różnorodność oraz kolor skóry/pochodzenie poszczególnych postaci.
TEEN TITANS: STARFIRE to jedna z lepszych, a może nawet najlepsza część spośród wszystkich pięciu dotychczas wydanych powieści graficznych ze scenariuszem Kami/Garcia. Fajna odmiana, zwłaszcza po tym mizernym jakościowo tomie czwartym. Wiadomo, że to komiks bardziej dla dzieci, mający przede wszystkim bawić i poprzeczka pod względem scenariusza wraz z tomem pierwszym nie została wywindowana na jakiś trudny do przeskoczenia poziom, ale jakby nie patrzeć pojawił się promyk nadziei, że całość nabiera jakiegoś kształtu i warto jednak dalej śledzić perypetie Tytanów. Czy seria/cykl utrzyma się na tej fali wznoszącej i przyszłoroczny TEEN TITANS: TOGETHER również dostarczy licznych powodów do zadowolenia, czy może to jedynie chwilowe maksimum i grozi nam teraz spadek jakościowy? Czas pokaże. Kontynuację zapowiedziano na listopad 2025.
TEEN TITANS: STARFIRE znajdziecie w ofercie sklepu ATOM Comics.
Egmont wydał dotychczasowe cztery części, a zatem prędzej czy później zapewne i u nas pojawi się piąta odsłona.
Autor: Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz