Minęło nieco ponad dwadzieścia lat, kiedy to w marcu 2004 ukazała się czwarta, finałowa odsłona mini serii JLA/AVENGERS Kurta Busieka i George'a Pereza. Był to jednocześnie ostatni crossover stworzony wspólnie przez dwóch największych graczy na komiksowym rynku - Marvela oraz DC. Z różnych względów zrezygnowano z kontynuowania trwającej od 1976 tradycji wspólnych spotkań bohaterów z obu światów, ale na szczęście po dwóch dekadach przerwy w DC i Marvelu uznano, że czas na ponowne połączenie sił i otwarcie nowego rozdziału w ramach międzywydawniczej współpracy. Najpierw w ubiegłym roku dostaliśmy dwa omnibusy zbierające materiały z większości wcześniejszych crossoverów, natomiast w maju tego roku C.B. Cebulski (Marvel) oraz Marie Javins (DC) ogłosili powstanie nowych one-shotów z Deadpoolem i Batmanem w tytule. Pierwszy zaplanowano na wrzesień, zaś drugi na listopad. I oto nadszedł właśnie ten wyczekiwany przez wiele osób mocno dzień (17.09), kiedy premierę miał wydany przez Marvel Comics DEADPOOL/BATMAN #1. Jest to jedna z najgłośniejszych premier tego roku, wobec której nie sposób przejść obojętnie. A zatem sprawdźmy, czy warto było czekać tyle czasu, i czy twórcy stanęli na wysokości powierzonego im zadania.
Bruce Wayne rozmyśla w swojej rezydencji nad kolejnymi niepokojącymi ruchami Jokera, kiedy przez okno wpada nagle Deadpool. Podczas rozmowy Wade Wilson wyznaje, że został wynajęty do wykonania specjalnego zadania w Gotham City. Jego celem jest Batman. Sytuacja jednak szybko się zmienia i zarówno Deadpool, jak i Mroczny Rycerz wkrótce łączą siły, aby powstrzymać Jokera przed wypuszczeniem w mieście ogromnej ilości jego śmiercionośnej toksyny.
Za scenariusz głównej historii w tym liczącym 64 strony komiksie odpowiada Zeb Wells, którego kojarzę głównie z pracy przy serialu ROBOT CHICKEN oraz z mało udanych scenariuszy do serii poświęconych Spider-Manowi. Jego ostatni run w THE AMAZING SPIDER-MAN to było w mojej ocenie jedno wielkie nieporozumienie, dlatego też siłą rzeczy miałem obawy, czy jest to odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu w takim crossie i nie miałem tym samym zbyt wygórowanych oczekiwań odnośnie nakreślonej fabuły. Natomiast za szkice odpowiada znacznie bardziej znany i przeze mnie lubiany Greg Capullo, który chociażby w temacie Batmana miał okazję wielokrotnie w przeszłości się wykazać i to z dobrym skutkiem. Lubię ten styl i dlatego tutaj byłem wręcz pewien, że wizualnie będzie co podziwiać i oczekiwałem jakościowo czegoś z górnej półki, co przykryje ewentualne niedociągnięcia scenariusza. Ale nie ukrywam, że chciałem zostać mimo wszystko jakoś pozytywnie zaskoczony przez Wellsa, który (chyba) nie miał wcześniej okazji pisać przygód żadnego z tych tytułowych bohaterów.
"The Dead of Knight" liczy łącznie 25 stron. Bardzo poważny Batman spotyka na swojej drodze bardzo niepoważnego Deadpoola, dwaj przedstawiciele dwóch różnych światów i środowisk w jednym miejscu. Pomysłów w głowie rodzi się wiele, jak to może zostać przedstawione, i którą drogą podąży/zdecyduje się wybrać Zeb Wells. A ten poszedł w bezpiecznym, dosyć sprawdzonym kierunku, serwując nam historię, która niczym specjalnie się nie wyróżnia, gdzie dzieje się w sumie niewiele ciekawych rzeczy, gdzie efektowna akcja idzie w odstawkę, ustępując miejsca częstym i gęstym wypowiedziom poszczególnych bohaterów. O ile jeszcze na początku śmieszne teksty wypowiadane przez Deadpoola (dodam, że nie jestem wielkim fanem tego bohatera), to szybko stało się to nużące i męczące. I jeszcze ta otwierająca komiks scena w rezydencji, kompletnie pozbawiona sensu. Różnych opcji/rozwiązań podziewałem się przed lekturą, ale nie takiej, że ten komiks będzie aż tak mocno przegadany, i że ciekawej akcji będzie jak na lekarstwo. Przez większość czasu wieje po prostu nudą i trudno wygenerować u czytelnika jakieś większe emocje z powodu tego, co czyta i obserwuje. Żadna z postaci nie błyszczy (rozczarowuje zwłaszcza słabo przedstawiony Joker), a do tego mam wrażenie, że scenarzysta nie do końca potrafi wczuć się w postać Mrocznego Rycerza, który chyba nie jest tutaj sobą.
Oczywiście są twisty, kilka wywołujących uśmiech na twarzy kwestii oraz scen, ale jak już wspomniałem, mało akcji oraz zbyt chętnie wypluwane przez trio Batman-Deadpool-Joker słowa sprawiają, że jak najszybciej chce się po prostu dobrnąć do końca i zobaczyć, jak Batman wygrywa. No bo przecież musi wygrać i przechytrzyć pozostałych, jak to Batman ma w zwyczaju. Zakończenie jest otwarte, zostawiając miejsce do kontynuacji.
Czy ta opowieść jest dobra? Nie. Czy jest zła? Nie. Ona po prostu jest pozbawiona życia, energii, emocji, konkretnego pomysłu. Mamy się po prostu cieszyć, że dostaliśmy w jednym komiksie Batmana oraz Deadpoola i zapomnieć o tym, że trzeba wokół tego spotkania nakreślić jakąś fabułę. Duża szkoda, że nie wykorzystano w pełni tak dużej szansy, i że potwierdziły się moje obawy odnośnie wyboru takiego, a nie innego scenarzysty do tego zadania.
Wizualnie miało być dobrze i moim zdaniem jest dobrze, gdyż warstwa graficzna okazuje się przyjemna dla oka. Capullo po prostu nie schodzi nigdy poniżej pewnego poziomu, przez co zawsze chętnie sięgam po jego prace, nawet jeśli - tak jak w tym przypadku - zdobią one niekoniecznie dobrej jakości opowieść. Oczywiście nie jest to ten Capullo u szczytu swoich możliwości, który błyszczał dając z siebie znacznie więcej chociażby w BATMANIE za czasów New 52, ale też nie ma tutaj do pomocy tego samego inkera oraz kolorysty, z którymi tworzył najczęściej zespół artystyczny. Widoczny jest głównie brak Francisco Plascenci, który jak mało kto umiał zadbać o adekwatną kolorystykę. Tak, mogło to wyglądać trochę lepiej, bo Grega jak najbardziej stać na jeszcze więcej, ale nie ma co się na siłę czepiać, bo uważam, że i tak otrzymałem satysfakcjonującą i przyjemną oprawę wizualną dla tej opowieści.
------------------------------------------
Po głównej historii umieszczono sześć różnej długości i jakości back-upów. Cieszy, że każda z tych historii różni się klimatycznie oraz sposobem podejścia do tematu spotkań bohaterów z obu światów.
CAPTAIN AMERICA & WONDER WOMAN (8 stron). Chip Zdarsky w przyjemny sposób nakreśla relację pomiędzy Steve'em oraz Dianą, którzy walczą ramię w ramię, inspirują się nawzajem i pomagają drugiej osobie stać się co raz lepszą. Mamy tutaj założenie, że oba wszechświaty od zawsze stanowiły jedno i ciekawy zlepek scen/momentów od pierwszego spotkania podczas II Wojny Światowej, aż po odległą przyszłość. Wszystko pokazane z perspektywy Kapitana Ameryki i zakończone piękną kwestią wypowiedzianą przez WW. Jedna z dwóch najlepszych opowieści w tym zeszycie, która byłaby jeszcze lepsza, gdyby rysunki byłyby bardziej równe.
JEFF! & KRYPTO (6 stron). Pies i rekin grają w siatkówkę na Arktyce. Krótkie, lekkie, szybkie, urocze, bez zbędnych dymków z tekstem. Nie ma co tutaj skomentować, wszystko opowiadają rysunki.
DAREDEVIL & GREEN ARROW (7 stron). Druga historia, którą chciałbym wyróżnić na plus. Kevin Smith w niewymuszony, naturalny sposób paruje ze sobą tytułowych bohaterów, którzy w Nowym Jorku szybko znajdują wspólny język, rozprawiając się z grupą ninja i znanym złoczyńcą z galerii Łotrów Szmaragdowego Łucznika. Bez zbędnej naparzanki pomiędzy sobą, z kilkoma trafionymi żartami, po prostu dwaj kumple czujący się ewidentnie dobrze w swoim towarzystwie. Dobrze, treściwie zagospodarowane siedem stron z nastawieniem na akcję. W tym przypadku można było zrobić z tego nawet osobny zeszyt, bo ewidentnie jest potencjał na rozwinięcie tej opowieści.
ROCKET RACCOON & GREEN LANTERN (2 stron). W wyniku wymiany pomiędzy Strażnikami z Oa oraz Strażnikami Galaktyki, miejscami zamieniają się Rocket Raccoon (teraz przypominający Guya Gardnera) oraz Hal Jordan. Pomijając już fakt, że nie można od tak założyć sobie pierścienia i stać się Zielonym Latarnikiem, to zrobienie z tego tematu zaledwie dwóch stron to jakieś nieporozumienie. Ale nie powiem, jest się z czego pośmiać, nawet na tak małej przestrzeni.
OLD MAN LOGAN & BATMAN THE DARK KNIGHT RETURNS (3 strony). Ten back-up budził największe kontrowersje jeszcze przed lekturą. Szczerze? Mogło być znacznie gorzej. Widząc ostatnie warianty okładkowe Franka Millera można było się spodziewać, jak to graficznie będzie wyglądać. Dwóch gości naparza się po prostu gdzieś w Gotham, jest brutalnie, krwawo, głośno, z dziwnymi odgłosami oraz wzajemnymi wyzwiskami. Czy coś ten fragment wnosi, jest potrzebny, wartościowy i ciekawy? Cztery razy NIE. Frank Miller chciał, ktoś mu pozwolił i coś takiego finalnie powstało.
LOGO (3 strony). I na koniec niespodziewany back-up z Logo w roli głównej. Logo to słowo, które w tym momencie nabiera zupełnie nowego znaczenia. Hybryda Logana oraz Lobo to być może zapowiedź czegoś więcej, co w kwestii powrotu Amalgam Comics mają nam w przyszłości do powiedzenia Marvel i DC. Jak się prezentuje ten dziwaczny twór? Ani ziębi, ani grzeje. Nigdy nie byłem fanem tego typu krzyżówek/mieszanek, a widok tej najnowszej nie zmienia tej opinii.
Nie było z mojej strony wielkiego hype'u i jarania się na tę konkretną premierę, dlatego też uniknąłem rozczarowania. Chyba za stary już jestem i zbyt dużo komiksów w życiu przeczytałem, żeby dać się nabrać na piękne obietnice i zapowiedzi związane z tego typu przedsięwzięciami, które wielokrotnie okazywały się po prostu przeciętne i nic poza tym. I tak jest właśnie w tym przypadku, gdzie - nie ma co oszukiwać - szału nie ma. Jedne rozdziały podobały mi się bardziej, inne mniej, ale nie znalazłem w tym zestawieniu czegoś, co na dłużej zapada w pamięć, do czego chciałoby się chętnie powrócić. Z jednej strony super, że tego typu krzyżówki powstały i miałem okazję się z nimi zapoznać, ale pozostaje niedosyt i nie do końca wykorzystany potencjał, gdyż można to było zrobić lepiej, ciekawiej, bardziej dopieścić. I tyle. Niech inni zachwalają i słodzą twórcom, jeśli uznają to za słuszne, bo ja nie znajduję ku temu większych argumentów Dla mnie to średniak, jednorazowa ciekawostka, która tylko momentami dostarcza frajdę z lektury. Ciekawostka, którą można sprawdzić, ale nie jest to w żadnym wypadku nic obowiązkowego, co urywa cztery litery.
Osobiście bardziej czekam i znacznie więcej obiecuję sobie po listopadowym one-shocie BATMAN/DEADPOOL #1 od DC Comics, gdzie zarówno zestaw twórców (Grant Morrison + Dan Mora) jak i opis fabuły sprawiają, że będzie mniej standardowo, bardziej dziwacznie, nieprzewidywalnie i tym samym zapewne ciekawiej.
DEADPOOL/BATMAN #1 znajdziecie (w różnych wariantach okładkowych do wyboru) w sklepie ATOM Comics.
Autor: Dawid Scheibe





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz