Strony

Instagram

wtorek, 14 października 2025

NEW GODS VOL. 1: THE FALLING SKY

Dziś coś mniej oczywistego, ale przy tym - uwaga spoiler - cholernie dobrego i ciekawego, czyli pierwsze wydanie zbiorcze serii NEW GODS. Komiksu, który wystartował w grudniu ubiegłego roku, i za którego scenariusz odpowiada Ram V. Pochodzący z Indii twórca wielokrotnie podkreślał, że możliwość pracy nad tą serią to spełnienie jednego z marzeń. Zarówno on, jak i ja ucieszyliśmy się, że dostał od DC zielone światło na zrealizowanie w ramach DC All In tego projektu i podzielenie się z czytelnikami swoją wizją odnośnie Czwartego Świata oraz jego mieszkańców. Poniżej dzielę się swoimi wrażeniami po przeczytaniu albumu THE FALLING SKY, zawierającego 6 z planowanych łącznie 12 zeszytów w ramach tej maksiserii. Na chwilę obecną w USA wyszło 10 zeszytów. Warto przy tym zaznaczyć, że w przyszłości mogą pojawić się kolejne numery, gdyż Ram V wyraźnie zasygnalizował, że kiedyś najprawdopodobniej wróci z nową historią, jak tylko on i Cagle znajdą miejsce w grafiku. W każdym razie ma w tej kwestii błogosławieństwo od wydawnictwa.

Darkseid nie żyje. Wraz ze zniknięciem największego tyrana znanego w całym kosmosie, na Nowej Genezie zapanował wreszcie spokój. Ale tylko chwilowy, gdyż Metron udaje się do Ściany Źródła/The Source, gdzie poznaje treść niepokojącej przepowiedni, jaką dzieli się następnie z Highfatherem. Zgodnie z przepowiednią na Ziemi pojawiło się dziecko obdarzone potężną, wręcz boską mocą, które może okazać się dla Nowej Genezy zbawieniem, albo przekleństwem. Highfather nie chce ryzykować i wysyła na Ziemię swojego syna, aby ten zabił tego Nowego Boga. Wierny swojemu ojcu Orion akceptuje tę misję. Dodatkowo śmierć Starego Boga zaburza równowagę sił we wszechświecie. Gdzieś na dalekim krańcu kosmosu budzi się nowa międzygalaktyczna armia, która za swój cel obiera sobie Czwarty Świat, nad którym zamierza wkrótce przejąć siłą władzę.

Zaczyna się z przytupem, a kolejne dorzucane po drodze elementy jedynie podkręcają moje zainteresowanie snutą przez scenarzystę opowieścią. To, w jaki sposób całość jest napisana, skonstruowana, narysowana i wyłożona czytelnikowi naprawdę zachwyca. Jest epicki rozmach, dobre tempo akcji oraz bardzo ciekawe flashbacki. Ma się takie poczucie, że czyta się coś głębszego, bardziej ambitnego i przełomowego, dopracowanego w najmniejszym calu, gdzie dotykamy istotnych problemów związanych z egzystencją poszczególnych jednostek, jak i całego wszechświata. Ram V pokazuje, jak dużą ma wiedzę na temat przedstawianego czytelnikowi świata, a także jak dobrze czuje, rozumie i sprawnie porusza się w tych konkretnych tematach. Całość jawi się jako dobrze rozplanowana historia, z bogatą i ciekawą podbudową, gdzie dostajemy wizję legendarnego Jacka Kirby'ego i mitologię Czwartego Świata wzbogaconą o nowe, niezwykle intrygujące elementy. Ale nie tylko wiedza na temat Czwartego Świata zostaje rozbudowana, gdyż autor przemyca również i w umiejętny sposób łączy fakty związane z mitem stworzenia naszego świata.

W komiksie nie brakuje cieszących oczy i ciekawych starć, czy to na Ziemi, czy w innych częściach kosmosu, ale nie one są w mojej ocenie największą zaletą opowieści. Ważną rolę odgrywają tutaj bowiem dialogi, dymki z tekstem, wszelkie wizyty w przeszłości i nowe spojrzenie na boski panteon, ezoteryczne podejście do Czwartego Świata. Dostajemy wysyp różnych informacji na temat Source, zamierzchłej historii wszechświata, pochodzenia Mother Boxów, nie brakuje też metafizyki związanej z życiem oraz śmiercią. Momentami jest to dosyć gęsta lektura, trudniejsza w odbiorze, wymagająca większego skupienia i pełna mądrego słownictwa, przez co może nie wszystko jest do końca zrozumiałe i jest takie poczucie, iż coś mogło nam umknąć, a inni pewnie to zdołali wychwycić. Ale to nieważne, bo frajda z lektura i tak jest duża :)

Ram V w swojej opowieści daje głos i możliwość odpowiedniego zaprezentowania się każdemu, przez Lightraya, Oriona, Highfathera, aż po Black Racera. Mamy wątek Scotta Bardy oraz ich małej córeczki, których tak polubiłem za sprawą słynnego runu Toma Kinga. Są też wewnętrzne dylematy i trudne decyzje podjęte przez Highfathera, mamy Oriona, który jak tylko może odwleka wykonanie zadania, a nawet zasygnalizowany zostaje wątek Maxa Lorda. Dzieje się naprawdę sporo i to na różnych płaszczyznach, a przy tym nie ma tutaj jakiegoś słabego fragmentu, zapychacza, wszystko ma swój sens, cel i stanowi część większego obrazu. Jest też cliffhanger, który drastycznie zmienia sytuację i generuje masę interesujących rozwiązań, jakie można przedstawić w kontynuacji.

Za ilustracje odpowiada w tym komiksie kilku twórców, a najwięcej z nich ma do powiedzenia Evan Cagle. Część osób powinna kojarzyć nazwisko tego artysty z pięknymi, majestatycznymi okładkami, jakie przez ponad dwa lata wykonywał do runu Rama V w serii DETECTIVE COMICS. Runu, który u nas jest w trakcie wydawania przez Egmont. Zgodnie z oczekiwaniami Cagle proponuje przepiękne, dopieszczone ilustracje z mnóstwem detali, które rewelacyjnie oddają klimat tej kosmicznej sagi wymyślonej przez scenarzystę. Oczywiście idealnie byłoby, gdyby odpowiadał on za całość, od pierwszej do ostatniej planszy, ale tak nie jest. Styl ten jest niestety czasochłonny, stąd też aby uniknąć ewentualnych opóźnień w wydawaniu poszczególnych zeszytów, zaproszono do współpracy innych rysowników, z czego każdy dysponuje odmiennym warsztatem. Czy jest to zatem jakoś mocno odczuwalne i sprawia, że przyjemność z podziwiania ilustracji jest mniejsza? Absolutnie nie. Cagle bowiem z reguły odpowiada za większość stron w zeszycie (wyjątkiem jest #6) i skupia się na teraźniejszych wydarzeniach, natomiast gościnny artysta dostaje po kilka plansz, gdzie opowiada konkretny, odrębny wątek (czasami w formie flashbacków), czyli zmiana stylu następuje w umiejętnie dobranych miejscach. W praktyce takie przełamywanie rysunków wiodącego artysty sekwencjami wykonanymi odpowiednio przez Fornesa, Lonergana, Federici, Changa, MacLeana oraz Andrade wypada naprawdę udanie. Czwarty Świat jest mocno zróżnicowany, stąd też wykorzystanie do opisania go różnorodnej szaty graficznej jest jak najbardziej sensowne.

Na końcu umieszczona jest galeria niezwykle udanych okładek alternatywnych.

Oj tak, to było naprawdę przyjemne doświadczenie móc przeczytać i obejrzeć to, co przygotowali twórcy tego komiksu. Jakościowo pozycja z tej najwyższej półki, jeśli chodzi o aktualną ofertę DC (gdzie zresztą jest ostatnimi czasy prawdziwe bogactwo wyboru i słabych pozycji mamy jak na lekarstwo) i już nie mogę się doczekać drugiego tomu finalizującego tę maksiserię. A ponieważ w Polsce Egmont zapowiedział już na przyszły rok RESURRECTION MAN: QUANTUM KARMA, to pojawił się jakiś cień nadziei, że również (według mnie bardziej przystępne i trochę mniej zagmatwane) NEW GODS tego samego scenarzysty ma szansę u nas kiedyś się pojawić. Na co oczywiście liczę.

------------------------------

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów NEW GODS #1 - 6. Do kupienia na ATOM Comics, w twardej lub miękkiej oprawie do wyboru.

Autor: Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz