Tytani: Świat bestii, tylko że bez pazura
Nie tak dawno temu Egmont wypuścił pierwszy tom z serii Titans, która zaliczyła ciekawy, lecz niedorównujący Nightwingowi start. Tom Taylor w zasadzie dostał do poprowadzenia spin-off swojej można już powiedzieć flagowej serii. Już jej początek jednak był poprowadzony w kierunku kolejnego wielkiego eventu w świecie DC. Mowa tutaj o Beast World, które polski wydawca postanowił niejako zmiksować z główną serią. Stąd też już pierwszy tom zaczynał ten cykl, dokładając także kilka historii z albumu Beast World: Tour.
Tym samym mniej więcej jest drugi tom, w Polsce zatytułowany Świat Bestii. Tym razem mamy bardzo mało z serii Titans, skupiając się właśnie na evencie i jego skali. Tym razem czołowi bohaterowie Ziemi stali się bezsilni w starciu z Nekrogwiazdą, a cała nadzieja stoi po stronie głównej drużynie superbohaterskiej, Tytanów. Jedynie Beast Boy potrafi ocalić świat, ze względu na swoje zdolności. Łączy się z zarodkami Nekrogwiazdy, stając się… Garro.
Jednocześnie miliony ludzi zaraża się zarodkami, stając się demonicznymi bestiami, na czele z Batmanem, Damianem Waynem, a nawet Nightwingiem. Świat zostaje w pełni opanowany przez nieświadomego Beast Boya, a Amanda Waller szukająca pretekstu zniszczenia Tytanów stara się wykorzystać niekomfortową sytuację. W tym wszystkim Raven stara się uchronić nieświadomego Gara. W tym wszystkim jest też Doctor Hate, tajemnicza postać, bezpośrednio powiązana z Tytanami.
Historia przedstawiona w komiksie jest jak kolejny wielki event w świecie DC. Jest zbyt mało podbudowana, pokazuje zbyt wielką stawkę, rozwleka się na kilka przeróżnych serii, ostatecznie staje się zbyt pompatyczna. Nie będę ukrywał, że Świat Bestii traktuję jako przejściowy event i sam osobiście wolę pojedyncze historie skupiające się na poszczególnych postaciach. Album proponuje ogromne, rozdmuchane wydarzenie, które po raz kolejny stawia świat w ogniu, tylko po to, aby temu później zaradzić.
Komiks ma jednak swoje momenty, jak chociażby zaledwie dwa odosobnione zeszyty głównej serii. Te są poświęcone Starfire i jej poprzedniemu życiu. Przeszyte są retrospekcjami Koriand’r, jeszcze z Tamaranu, pokazanym w niezwykle utopijnych barwach, jeszcze zanim Starfire trafiła do niewoli, a jej planeta została zniszczona. Spotykamy Xand’ra, byłego gwardzistę rodu Kory, także pochodzącego z Tamaranu, który przylatuje na Ziemię. Tym razem działa jako Brother Eternity, który stara się zwalczyć pradawne zło, jaką jest właśnie Nekrogwiazda.
Historia stanowi jedyny ciekawy zalążek tego eventu. Jesteśmy w stanie bowiem wejść w świat pokierowany okiem Starfire. Niestety jednak jest to zaledwie fragment całego albumu, który później nie skupia się wcale na postaciach i ich poprowadzeniu. Event zilustrowany przez Ivana Reisa, jest jak kolejny komiks z jego pracami, w pełni wypełniony pustą, lecz epicką bijatyką. Jego rysunki bywają poprawne, czasem nawet ładnie wkomponowane w historie, lecz niestety stosunkowo puste. Podobają mi się natomiast projekty postaci Reisa, na czele z Peacemakerem, który jest w zasadzie żywcem wyjęty z serialu z Johnem Ceną.
I choć komiks proponuje wiele ciekawych wątków, tak wszystkie giną pod ciężarem zagrożenia. Najbardziej z tego wszystkiego unikalny staje się wątek Raven, która darzy Gara zupełnie inną relacją niż reszta Tytanów, a która zmaga się z ekstremistycznymi działaniami Amandy Waller. Niestety jednak to też gdzieś ginie w zalewie biednej superbohaterszczyzny.
Na dodatek trafiają się także zeszyty z serii Beast World: Tour, które jedynie rozwadniają całą historię. Są zlepkiem kilku ledwo powiązanych ze sobą historii, tak prostych, że nie są w stanie przebić passy całego albumu. Nawet powiedziałbym, że są mocnymi zapychaczami, dającym niejednolitą szatę graficzną albumu. Każdy bowiem opisuje kolejne miejsce ze świata DC, opanowane przez Bestię, i każdy zwyczajnie wygląda zupełnie inaczej, odbiegając stylem od królującego w albumie Reisa.
Powiem szczerze, że podejście do tej recenzji było jednym z trudniejszych podejść kiedykolwiek. I już nie chodzi tutaj o raczej marną jakość samego komiksu, a zwyczajnie o trud w wyszukiwaniu kolejnych wartościowych punktów. Tytani: Świat bestii to album, który stara się być ważnym w kontekście zarówno drużyny jak i całego świata DC, ale w rezultacie zapomnimy o nim przy kolejnym hucznym evencie. Jest to zbiór niezbyt powiązanych ze sobą historii, z których jedynie dwa zeszyty serii Titans jakoś się wyróżniają. Nic ponadto.
Świat bestii to zwyczajnie zmarnowany potencjał, zwłaszcza po Tomie Taylorze, który swego czasu królował w swoim Nightwingu. Nie wiem, co się mogło stać, że postacie, o których już pisał w ramach poprzedniej serii dostały tak nieciekawe historie. Niemniej może jest to faktycznie związane z wagą eventu, a nie samą serią, bo jeszcze raz przypomnę, album jest głównie przedrukiem serii z eventem Beast World, a nie stricte Titans. A może zwyczajnie Nightwing tego scenarzysty był wypadkiem przy pracy?
------------------------------
Komiks dostaliśmy na potrzeby recenzji od wydawnictwa Egmont, co nie ma wpływu na ostateczną ocenę.
Omawiany tom do kupienia m.in. w sklepie Egmontu oraz na ATOM Comics.
Autor: Wiktor Weprzędz




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz