"Now I know I don't have to be alone. And I don't have to be the dark.
I can be the light. I can be Robin".
Pod koniec 2021 roku wystartowała nowa mini seria z Batmanem i Robinem w tytule, tym razem zaplanowana na trzy zeszyty o powiększonej objętości, a jej autorami zostali dwaj bardzo znani komiksowi wyjadacze - Jeff Lemire oraz Dustin Nguyen. Postanowili oni zaserwować czytelnikom DC coś, co dobrze znają i widzieli już pokazane w różnych wersjach, czyli pierwsze kroki stawiane przez młodego Dicka Graysona w roli Cudownego Chłopca. O ile w kwestii ilustracji nie miałem żadnych obaw i spodziewałem się tutaj wysokiej jakości prac, o tyle niekoniecznie wierzyłem w ciekawy scenariusz. Wiadomo bowiem nie od dziś, że Lemire to prawdziwy kozak i potrafi świetnie pisać komiksy, ale niekoniecznie wtedy, gdy wciśnięty jest w jakieś sztywne ramy, ograniczenia, a jego zapędy są brutalnie tłumione przez redaktorów DC, czy Marvela. Nie spieszyłem się z zakupem i dopiero niedawno przyswoiłem sobie całość w formie zbiorczej i powiem Wam, że zostałem miło zaskoczony.
Dick Grayson jest w trudnym, przejściowym okresie swojego życia. Po doświadczeniu w tak młodym wieku tragedii i utracie rodziców, los uśmiecha się do chłopaka, który trafia pod skrzydła Bruce'a Wayne'a/Batmana. Musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości i obrać ścieżkę, jaką od tej pory zamierza podążać. Nie tak łatwo zostać superbohaterem i zasłużyć na miano pomocnika Mrocznego Rycerza, ale Dick jest zdeterminowany, aby osiągnąć ten cel. Do tego w ciemnościach Gotham czai się zabójczo groźny Killer Croc, który ma własne powody, aby uprzykrzyć jak tylko się da życie przyszłego Robina i zniszczyć Dynamiczny Duet, zanim ten na dobre się zawiązał.
Lemire pokazał w tej historii, że nawet, kiedy mamy do czynienia z jakimś znanym i oklepanym daniem, to odpowiednio podane i trochę inaczej doprawione może znów zasmakować, zadowalając kubki smakowe wybrednego komiksowego smakosza. Tak jest właśnie w tym przypadku, gdzie nieprzypadkowo to właśnie Robin widnieje w tytule na pierwszym miejscu, a tym razem Batman stanowi niezwykle istotny, ale jednak drugi plan. To przecież opowieść o Dicku Graysonie, pozwalająca nam spojrzeć na sytuacją z jego perspektywy i z jego punktu widzenia, wczuć się bardziej w jego rolę i zrozumieć, co takiego siedziało mu w głowie.
Scenarzysta przyzwyczaił swoich fanów, że często i chętnie porusza tematy o dorastaniu i relacjach na linii ojciec-syn, dlatego wydaje się odpowiednią osobą do zadania, jakiego podjął się na kartach ROBIN & BATMAN. Dicka dotknęła tragedia, próbuje odnaleźć się w nowym otoczeniu i wydaje mu się, że jest już gotowy, aby zostać sidekickiem Człowieka Nietoperza. Młody jak to młody, chce wszystko dostać już, teraz i jest strasznie niecierpliwy. Bruce to jednak niezwykle wymagający nauczyciel. Bardzo szybko udowadnia mu, że się myli, i że przed nim jeszcze długa droga, czas poświęcony na naukę oraz intensywne treningi. Swoją surowością oraz np. grzebaniem w prywatnych rzeczach zdecydowanie nie zyskuje sobie sympatii u chłopaka, ale dla niego liczy się przede wszystkim utemperowanie, odpowiednie przygotowanie i pokierowanie energią drzemiąca w Graysonie, aby jak najlepiej ją spożytkować i nie dać się już na samym początku zabić. Bruce bazuje na własnych przykrych doświadczeniach, ale zapomina niestety, że nie każdy musi obrać tak mroczną i samotną superbohaterską drogę, tylko wypracować własny styl oraz życiową ścieżkę. Nie z każdego uda się stworzyć kolejnego Batmana.
Tak naprawdę zarówno Robin jak i Batman uczą się od siebie nawzajem i wychodzą z pierwszych lekcji wewnętrznie bogatsi. Dla Bruce'a to przecież zupełnie nowa sytuacja, gdyż musi stać się kimś na kształt ojca, mentora i oparcia dla chłopaka. Na szczęście ma u swego boku do pomocy zaprawionego w wielu życiowych bojach Alfreda (fajnie, z wyczuciem pisany przez Lemire'a), który potrafi wyhamować i utrzymać Bruce'a w ryzach, sprzeciwić się wyraźnie jego metodom postępowania i okazać Dickowi miłość, zrozumienie i wsparcie, jakiego dzieciak w tym wieku potrzebuje. Alfred - to zresztą żadna nowość - jest tym najważniejszym członkiem bat-rodziny, który spaja wszystko i wszystkich w jedną całość. Nie ma wątpliwości, że obaj Bruce i Alfred kochają młodego Richarda, ale po prostu każdy okazuje to na inny sposób, tak jak to potrafi i uważa za właściwe.
Omawianą historię zapamiętam przede wszystkim z powodu kilku emocjonalnych, poruszających momentów, zwłaszcza scen z udziałem Alfreda, wizyty w kosmicznej siedzibie Ligi Sprawiedliwości i złapania wspólnego języka z innymi sidekickami, czy też jakże prostej, ale niezwykle ważnej sceny po pokonaniu Killer Croca. Czasami nie potrzeba żadnych słów, wystarczy jeden gest, aby idealnie oddać relacje między dwiema osobami. Wspomniany Killer Croc został wybrany na głównego złego, co może nie jest jakimś oczekiwanym i specjalnie udanym wyborem, ale ok, jakoś da się to zaakceptować, zwłaszcza że jego występ nie jest tutaj najważniejszy.
Komiks czyta się szybko, nawet bardzo szybko, ale po przewróceniu ostatniej strony pozostają w czytelniku dwie skrajne emocje. Z jednej strony uczucie zadowolenia, gdyż całość kończy się satysfakcjonującym happy endem. Z drugiej jednak strony pozostaje niedosyt, gdyż aż prosiło się, żeby pokazać więcej wycinków/fragmentów/rozdziałów dotyczących tego okresu w życiu Dicka, poszerzyć pewne kwestie, jak chociażby wątek dotyczący młodości Waylona. Lemire zamknął wszystko fajną klamrą, ale wydaje się, że poszedł trochę na skróty, a może najzwyczajniej nie dostał zgody na więcej stron.
Scenariusz wygląda dobrze, ale i tak zostaje przyćmiony przez prace Dustina Nguyena, który nie jest żadnym nowicjuszem, jeśli chodzi o ilustrowanie przygód Mrocznego Rycerza. Nie pierwszy raz współpracuje z Lemire'em, i jednocześnie nie pierwszy raz skrada cały show. Warstwa wizualna odbiega od ogólnie przyjętych standardów i popularnego kopiowania stylu Jima Lee, stąd siłą rzeczy nie każdemu może przypaść do gustu. Osobiście uwielbiam styl, jaki w ostatnich latach prezentuje Nguyen, w którym widać każde mniej lub bardziej dokładne pociągnięcie pędzlem i wykorzystanie akwareli, gdzie w czytelnika uderza kunszt prawdziwego artysty, w miejsce dominujących w większości dzisiejszych komiksów - cyfrowych efektów i różnych obróbek komputerowych. Podoba mi się zwłaszcza sposób, w jaki Dustin przełamuje czerń, szarość i mrok spowijające życie Bruce'a/Batmana żywymi kolorami reprezentowanymi przez strój Robina. Światło pośród ciemności. A tak z ciekawości - też oglądając rysunki i patrząc na twarz młodego Graysona za każdym razem widzicie twarz androida Tim-21? Szkoda tylko, że DC nie zdecydowało się wrzucić tego do imprintu Black Label, gdyż wtedy można byłoby wykorzystać powiększony format, do którego malunki Nguyena pięknie by pasowały.
Czy się podobało? Ależ oczywiście, że tak. Śmiało mogę zaliczyć ten komiks do jednych z lepszych, udanych projektów, jakie Jeff Lemire zrealizował w ramach DC. Niby nie ma tutaj wiele nowych rzeczy i jakichś poważnych rewolucji odnośnie Dicka Graysona, ale buzia cieszy się w trakcie i po zakończonej lekturze. Ciepła i przyjemna fabuła, a do tego ta nietypowa, oryginalna i zarazem bardzo klimatyczna oprawa graficzna. Szkoda, że to trwało tak krótko, bo chciałoby się zostać w nakreślonym przez twórców świecie trochę dłużej. Fajna rzecz, którą polecam każdemu miłośnikowi Człowieka-Nietoperza i jego sidekicka.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów ROBIN & BATMAN #1 - 3.
Komiksu szukajcie w ofercie sklepu ATOM Comics w twardej, lub przedpremierowo w miękkiej okładce.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz