środa, 9 lipca 2025

SUPERMAN/FANTASTIC FOUR #1

W lipcu czekają nas m.in. dwie głośne i wyczekiwane premiery filmowe, jedna z najpopularniejszym bohaterem świata DC, zaś druga z flagową drużyną Marvela. Tym samym uznałem, że nadarza się dobra okazja, aby przypomnieć komiksowy crossover z udziałem Supermana oraz Fantastycznej Czwórki, jaki rozegrał się pod koniec ubiegłego stulecia (w roku 1999) i był jednym z ostatnich tego typu projektów obu wydawnictw, które na dłuższy czas zaniechały kolejnych crososverów. Scenarzystą tego niecodziennego spotkania został wybrany Dan Jurgens, który akurat w temacie Człowieka ze Stali miał dużo do powiedzenia w latach 90-tych. Komiks liczył 64 strony i ukazał się pierwotnie w prestiżowym, powiększonym formacie. W październiku ubiegłego roku one-shot ten został przedrukowany na łamach DC VERSUS MARVEL OMNIBUS, stąd część z was zapewne miało okazję się z nim zapoznać. 

Superman dowiaduje się z nowego, zapisanego przekazu od swojego ojca, że to Galactus odpowiada za zniszczenie planety Krypton. W poszukiwaniu odpowiedzi na liczne pytania, Kal-El postanawia udać się do innego wszechświata, aby spotkać się z Fantastyczną Czwórką, czyli ekspertami w kwestii Pożeracza Światów. Superman nie zdaje sobie sprawy, że w ślad za nim podąża także jeden z jego największych wrogów, oraz że Galactus ma od dawna konkretne plany związane z Ostatnim Synem Planety Krypton.


W przypadku tego typu opowieści nigdy nie mam jakichś wygórowanych oczekiwań, gdyż wolę zostać później pozytywnie zaskoczony. Jurgensowi udało się w dosyć naturalny sposób połączyć ze sobą światy Supermana i Fantastycznej Czwórki, nie wymuszając tego spotkania tak, jak miało to miejsce w kilku innych czytanych przeze mnie crossach DC i Marvela. Podzielona na trzy rozdziały historia jest płynna, akcja toczy się bez zbędnych przestojów, dlatego komiks czyta się stosunkowo szybko. Na całe szczęście obeszło się tym razem bez praktycznie standardowego, irytującego mocno crossoverowego elementu, gdzie superbohaterowie najpierw naparzają sie między sobą, a dopiero później łączą siły przeciwko wspólnemu wrogowi. Od razu przechodzimy do tego drugiego etapu, gdyż jak się okazuje eS i ekipa Reeda już gdzieś/kiedyś musieli się poznać.

Powiązanie wątku wybuchu Kryptonu z obecnością Galactusa, a także dorzucenie do całej układanki popularnego w tamtym okresie Cyborga Supermana, ma w sobie sporo logiki i sensu. Ten ostatni zawiązuje chwilowy, wymuszony sojusz z FF, ale wiadomo - Henshawowi nigdy nie można ufać i zawsze a jakiś ukryty cel, chcą jak najwięcej ugrać dla samego siebie. I tak też tutaj jest. Oczywiście łatwo przewidzieć, jak zakończy się cała kwestia zwerbowania Kal-Ela na nowego heralda Galactusa, ale i tak warto prześledzić, w jaki sposób poszczególni bohaterowie przyczynią sie do zaobserwowanego pod koniec obrotu sprawy. Z fajnej strony zaprezentowany zostaje Franklin, który w tych kilku scenach ze swoim udziałem ma okazję wyrazić swoją wielką ekscytację z faktu, że wreszcie może na własne oczy zobaczyć swojego ulubionego superbohatera, którego do tej pory znał jedynie z kreskówek.

Scenarzysta nie omieszkał zestawić ze sobą na jednej stronie originów Fantastycznej Czwórki oraz Hanka Henshawa, podkreślając dwa różne finały podobnych kosmicznych wypadków. Jurgens nie ukrywał nigdy, że historia z komiksu THE ADVENTURES OF SUPERMAN #466 jest celowym nawiązaniem do tego, co spotkało właśnie marvelowską Fantastyczną Czwórkę, tyle że bez happyendu, za to ze smutnym i dramatycznym finałem.

Jurgens nie tylko nakreślił fabułę, ale także przygotował szkice do tej opowieści. Jako miłośnik stylu tego artysty z lat 90-tych, jestem jak najbardziej zadowolony z zaprezentowanej tutaj oprawy wizualnej. Wspólnie z odpowiedzialnym za wykończenie plansz i tusz Artem Thibertem oraz Gregiem Wrightem (kolory) stworzyli przyjemną dla oka, wystarczająco dopracowaną i całkiem widowiskową szatę graficzną, która powinna przypaść do gustu większości czytelników tego komiksu. Godny przedstawiciel swoich czasów, bez jakichś większych graficznych fajerwerków i zapadających na długo scen, ale naprawdę dobrze się na to wszystko patrzy. Nie można też nie wspomnieć o świetnej okładce, jaka powstała w wyniku kolaboracji Dana Jurgensa oraz Alexa Rossa.

Ten konkretny crossover jawi się jako jeden z lepszych, jeśli zestawimy go z innymi wykreowanymi "krzyżówkami" od DC i Marvela. I chociaż nie jest to w żadnym wypadku jakaś wysokich lotów fabularna perełka, to jednak stanowi całkiem udanie skonstruowaną ciekawostkę, gdzie Superman zostaje dosyć płynnie wkomponowany w kosmiczny zakątek Marvela. Dla fanów tytułowych postaci to z pewnością duża przyjemność i frajda, móc zobaczyć ich we wspólnej przygodzie, a o to przecież głównie chodziło w tym przypadku.

Autor: Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz