Imprint wydawnictwa DC jakim jest Black Label niemal od początku wejścia na rynek komiksowy nie ma przed sobą łatwej drogi. Zaciąg klasycznych tytułów zamiast nowości czy niska jakość jeżeli te już się pojawią (że wspomnę tylko tragiczny SUPERMAN: YEAR ONE) przeplata się z pozycjami całkiem niezłymi które jednak nie spełniają w stu procentach pokładanych w nich nadziei (BATMAN: DAMNED czy BATMAN: BIAŁY RYCERZ). JOKER: KILLER SMILE wydaje się mieć wszystko, czego „czarnej etykiecie” potrzeba. Nazwiska rewelacyjnego scenarzysty i rysownika oraz tytuł dotyczący chwytliwej postaci przy okazji głośnej, kinowej premiery filmu JOKER. Jak jednak broni się samo dzieło duetu Lemire i Sorrentino? Zapraszam do lektury poniższej recenzji.
Tematyka choroby psychicznej Jokera oraz próby jego wyleczenia (z różnym skutkiem) były poruszane w komiksach wielokrotnie. W przypadku JOKER: KILLER SMILE to właśnie terapia Księcia Zbrodni stanowi punkt wyjścia. Choć wydawać by się mogło, że to oklepany temat to Lemire stawia pierwsze kroki stosunkowo ostrożnie. Lub przynajmniej stara się nie zdradzać wiele w pierwszym zeszycie, który na dobrą sprawę stanowi jedynie wprowadzenie do przyszłych wydarzeń. Czytelnik poznaje głównych bohaterów oraz zarys relacji między nimi. Jest więc psychiatra który stawia sobie ambitny cel wyleczenia Jokera i to właśnie Ben Arnell wydaje się być głównym protagonistą. Jest jego rodzina oraz szefowa, oraz oczywiście sam Joker który pogrywa sobie z lekarzem. Wszystko to wydaje się nam już znajome co ustami jednej z bohaterek zauważa sam scenarzysta. Nie brakuje tu także mrugnięcia okiem do fanów ZABÓJCZEGO ŻARTU. Jednak ocenę przebiegu fabuły i tego, czy Lemire wymyśli w tej płaszczyźnie coś zaskakującego trzeba pozostawić przynajmniej do czasu premiery kolejnego zeszytu (a ta 18 grudnia) tej trzy częściowej mini-serii. Jeff Lemire jest scenarzystą który przecież potrafi zaskoczyć, jednak dotychczasowe historie z Black Label pokazują, że to właśnie takie nadzieje były płonne. Końcówka pierwszego zeszytu stanowi z jednej strony zachętę do poznania dalszych wydarzeń, z drugiej natomiast zapala ostrzegawcze światło z podpisem „przecież i tak wiesz jak to się skończy”.
Zdecydowanie większe pole do popisu ma tutaj uznany już rysownik Andrea Sorrentino. To artysta którego niebywały talent możemy podziwiać chociażby w wydanym niedawno nad Wisłą komiksie GREEN ARROW (wyd. Egmont, DC Deluxe) narysowanym właśnie do scenariusza Lemire. Panowie współpracują ze sobą nie od dziś i ta chemia między nimi wydaje się być widoczna szczególnie w takim tytule jak JOKER: KILLER SMILE. Przede wszystkim nietypowy format (ok. 21,5 x 27,5 cm) zeszytów Black Label służy artyście który bawi się nietypowym wykorzystaniem kadrów i układu komiksu. Gdy twórcom zależy na przedstawieniu szczegółów, strona podzielona jest na liczne pionowe kadry. Szerokie poziome pasy stosowane są, gdy czytelnik dostaje szerzy plan. Innym razem rysunki zamiast kadrów wpisane są w onomatopeje, co stanowi ciekawy wizualnie zabieg. Bywa, że kształty rysunków adekwatne są do przedstawianych wydarzeń. Rysunek szczęki w której każdy z zębów stanowi osobny kadr to małe mistrzostwo świata. Sorrentino perfekcyjnie gra kompozycją oraz cieniem. Realistyczna kreska Włocha uwydatnia emocje wypisane na twarzach bohaterów. Świetnym zabiegiem jest ten, gdy w fabule pojawia się ilustrowana książka dla dzieci a czytelnik po prostu dostaje jej dwie pełne strony. Wszystko to razem sprawia, że klimat opowieści jest bardzo sugestywny i potęguje niepokój płynący z przebiegu samej fabuły. Śmiem nawet twierdzić, że oprawa wizualna mocno ciągnie w górę scenariusz który na tym etapie nie wzbudza aż takiego wrażenia.
JOKER: KILLER SMILE to udany i intrygujący początek serii która po pierwszym zeszycie zostawia czytelnika na rozdrożu. Wstęp przypomina różne podobne historie które znamy już doskonale z komiksów. Pojawia się więc pytanie czy Lemire zaskoczy w dalszej części jakimś świeżym rozwiązaniem? A może skończy się jak do tej pory w Black Label i jako czytelnicy otrzymamy sztampową, przewidywalną historię jakich wiele? Odpowiedź poznamy za jakiś czas, jednak to wyjątkowa warstwa wizualna oraz mocne nazwiska twórców pozwalają przyznać serii spory kredyt zaufania.
Tematyka choroby psychicznej Jokera oraz próby jego wyleczenia (z różnym skutkiem) były poruszane w komiksach wielokrotnie. W przypadku JOKER: KILLER SMILE to właśnie terapia Księcia Zbrodni stanowi punkt wyjścia. Choć wydawać by się mogło, że to oklepany temat to Lemire stawia pierwsze kroki stosunkowo ostrożnie. Lub przynajmniej stara się nie zdradzać wiele w pierwszym zeszycie, który na dobrą sprawę stanowi jedynie wprowadzenie do przyszłych wydarzeń. Czytelnik poznaje głównych bohaterów oraz zarys relacji między nimi. Jest więc psychiatra który stawia sobie ambitny cel wyleczenia Jokera i to właśnie Ben Arnell wydaje się być głównym protagonistą. Jest jego rodzina oraz szefowa, oraz oczywiście sam Joker który pogrywa sobie z lekarzem. Wszystko to wydaje się nam już znajome co ustami jednej z bohaterek zauważa sam scenarzysta. Nie brakuje tu także mrugnięcia okiem do fanów ZABÓJCZEGO ŻARTU. Jednak ocenę przebiegu fabuły i tego, czy Lemire wymyśli w tej płaszczyźnie coś zaskakującego trzeba pozostawić przynajmniej do czasu premiery kolejnego zeszytu (a ta 18 grudnia) tej trzy częściowej mini-serii. Jeff Lemire jest scenarzystą który przecież potrafi zaskoczyć, jednak dotychczasowe historie z Black Label pokazują, że to właśnie takie nadzieje były płonne. Końcówka pierwszego zeszytu stanowi z jednej strony zachętę do poznania dalszych wydarzeń, z drugiej natomiast zapala ostrzegawcze światło z podpisem „przecież i tak wiesz jak to się skończy”.
Zdecydowanie większe pole do popisu ma tutaj uznany już rysownik Andrea Sorrentino. To artysta którego niebywały talent możemy podziwiać chociażby w wydanym niedawno nad Wisłą komiksie GREEN ARROW (wyd. Egmont, DC Deluxe) narysowanym właśnie do scenariusza Lemire. Panowie współpracują ze sobą nie od dziś i ta chemia między nimi wydaje się być widoczna szczególnie w takim tytule jak JOKER: KILLER SMILE. Przede wszystkim nietypowy format (ok. 21,5 x 27,5 cm) zeszytów Black Label służy artyście który bawi się nietypowym wykorzystaniem kadrów i układu komiksu. Gdy twórcom zależy na przedstawieniu szczegółów, strona podzielona jest na liczne pionowe kadry. Szerokie poziome pasy stosowane są, gdy czytelnik dostaje szerzy plan. Innym razem rysunki zamiast kadrów wpisane są w onomatopeje, co stanowi ciekawy wizualnie zabieg. Bywa, że kształty rysunków adekwatne są do przedstawianych wydarzeń. Rysunek szczęki w której każdy z zębów stanowi osobny kadr to małe mistrzostwo świata. Sorrentino perfekcyjnie gra kompozycją oraz cieniem. Realistyczna kreska Włocha uwydatnia emocje wypisane na twarzach bohaterów. Świetnym zabiegiem jest ten, gdy w fabule pojawia się ilustrowana książka dla dzieci a czytelnik po prostu dostaje jej dwie pełne strony. Wszystko to razem sprawia, że klimat opowieści jest bardzo sugestywny i potęguje niepokój płynący z przebiegu samej fabuły. Śmiem nawet twierdzić, że oprawa wizualna mocno ciągnie w górę scenariusz który na tym etapie nie wzbudza aż takiego wrażenia.
JOKER: KILLER SMILE to udany i intrygujący początek serii która po pierwszym zeszycie zostawia czytelnika na rozdrożu. Wstęp przypomina różne podobne historie które znamy już doskonale z komiksów. Pojawia się więc pytanie czy Lemire zaskoczy w dalszej części jakimś świeżym rozwiązaniem? A może skończy się jak do tej pory w Black Label i jako czytelnicy otrzymamy sztampową, przewidywalną historię jakich wiele? Odpowiedź poznamy za jakiś czas, jednak to wyjątkowa warstwa wizualna oraz mocne nazwiska twórców pozwalają przyznać serii spory kredyt zaufania.
Mateusz Smoter
JOKER: KILLER SMILE #1 do kupienia w sklepie ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz