Jest takie małe, komiksowe
porzekadło, które lubię przypominać przy niemal każdej nadarzającej się okazji.
Brzmi ono: nie każdy świetny rysownik musi z miejsca być równie dobrym
scenarzystą. Przez całe dekady mieliśmy bowiem do czynienia z licznymi
przykładami tego, że same chęci nie wystarczą, jeśli warsztat leży. I jasne,
zawsze można zacząć podawać przykłady typu ”Frank Miller”, gdy zechce się podać
kogoś, kto równie dobrze pisał (dawno, dawno temu) co rysował. Pamiętajcie
jednak, że na jednego Millera przypada tuzin takich scenariuszowo ”zdolnych”
twórców jak Bryan Hitch, dlatego do komiksów pisanych przez rysowników z zasady
podchodzę ze sporym dystansem. Nie ukrywam zatem, że bardzo pozytywne opinie,
jakie płynęły z USA po ichniej premierze miniserii BATMAN: BIAŁY RYCERZ nie
robiły na mnie większego wrażenia i do lektury tomu od Egmontu podszedłem na
spokojnie, niewzruszony nawet tym, że podczas tegorocznej odsłony MFKiG tom ten
ostatecznie wymiotło ze stoiska Egmontu.
BATMAN: BIAŁY RYCERZ to według opisu
z tyłu okładki polska premiera linii wydawniczej DC Black Label. Spoko, byłem
pewien że Gacek w wykonaniu Martiniego nią był, ale najwyraźniej się myliłem.
Ten napisany i narysowany przez Seana Murphy’ego (m.in. PRZEBUDZENIE czy
”Chrononauci”) elseworld przenosi nas do alternatywnego Gotham, gdzie dochodzi
do kolejnego starcia pomiędzy Batmanem i Jokerem. Wskutek pewnych dość
kontrowersyjnych okoliczności, ten drugi zażywa nieznany lek i… z czasem staje
się zdrowym oraz chcącym naprawić swoje błędy człowiekiem, a także udowodnić,
że to Mroczny Rycerz jest największym zagrożeniem dla Gotham. Ci jeszcze
ciekawsze, już jako Jack Napier, zreformowany złoczyńca konsekwentnie realizuje
swój plan. Czy jednak jego odmiana jest prawdziwa czy też tak naprawdę to
kolejny niecny plan Księcia Zbrodni?
Jeśli orientujecie się chociaż
trochę w sytuacji na komiksowym rynku w USA, to nazwisko Seana Murphy’ego
gdzieś musiało Wam mignąć. Artysta ten ma na swoim koncie całe mrowie
zilustrowanych przez siebie tytułów, które w jakimś stopniu utkwiły w szerokiej
świadomości czytelników. Sam strasznie lubię prace tego rysownika i to na tyle,
że nie wahałem się by poczekać i kupić wypasione, twardookładkowe wydanie
”Tokyo Ghost” z wydawnictwa Image, które do dziś uważam za ten komiks, który
graficznie rozwala wszystkie systemy i Murphy jak dotąd nie przeskoczył ponad
zaprezentowany tam poziom. Tyle tylko, że wspomniany przed chwilą komiks, jak i
te wymienione w poprzednim akapicie to rzeczy, które rysował do scenariuszy
innych twórców. artystę tego jako scenarzystę mieliśmy okazję poznać między
innymi w miniserii PUNK ROCK JESUS, która może nie była jakimś arcydziełem
scenariuszowego rzemiosła, lecz okazała się na tyle wyrazista, że dziś często
wymieniana jest jako jedna z ciekawszych pozycji z DC Vertigo w XX wieku. Nie
tacy jednak na Gacku się wykładali i nie ukrywam - BATMAN: BIAŁY RYCERZ to
zdecydowanie sukces Murphy’ego. Ale czy przy tym to dobry komiks? No tutaj już
bym tak nie szarżował.
Po przeczytaniu owego tytułu
musiałem się z nim trochę ”przespać”. Mam przez to na myśli to, że pomiędzy
lekturą, a napisaniem niniejszego tekstu minęło parę dni, gdyż co nagle to po
diable i nie chciałem się potem okrakiem wycofywać z czegoś, co w początkowym
uniesieniu bym napisał. I bardzo dobrze się stało, ponieważ tak na świeżo po
lekturze najnormalniej w świecie BATMAN: BIAŁY RYCERZ by ode mnie zebrał
solidne cięgi za niemal wszystko, oprócz rysunków. Wspomniana przerwa dała mi
jednak kilka dodatkowych przemyśleń, które zaowocowały tym, iż fabule
skonstruowanej przez Murphy’ego przybyło parę plusów.
I tak oto niezmiennie uważam, że
fabuła oparta na klasycznej zamianie miejsc między głównymi bohaterami komiksu,
to motyw oklepany na maksa i Murphy zdecydowanie nic nowego tu nie odkrył,
dając nam w efekcie paskudnie schematyczny i przewidywalny scenariusz. Ale
jednak doceniam pewne zaproponowane przez niego pomysły, chociaż w zasadzie
żaden z nich nie miał tu kluczowej roli. Twórca miniserii BATMAN: BIAŁY RYCERZ
na pewno ma u mnie dużego plusa za to, że Batman wreszcie przyznaje to, co dla
mnie było totalnie oczywiste czyli że sprawia mu przyjemność brutalne kopanie
złoli po ryjach. Idąc dalej, strasznie nie podobała mi się główna zła komiksu,
czyli taka swoista niezbyt odkrywcza mieszanina pewnych cech zarówno Jokera jak
i Harley Quinn, a uczynienie z Clayface’a neuroprzekaźnika potrzebnego do
kontrolowania umysłów jawi mi się jako ostre przegięcie, ale już pomysł twórcy
na Mister Freeze’a doceniam mocno. No i przede wszystkim – podyktowane świetnymi
wynikami sprzedaży przedłużenie komiksu z siedmiu do ośmiu numerów jest tu
doskonale widoczne. W środkowej części komiksu jest masa dłużyzn i scen, które
w zasadzie niewiele do opowiadanej historii wnoszą. BATMAN: BIAŁY RYCERZ jawi
się w moich oczach jako co najwyżej średni komiks, który ma MOMENTY, ale na
tyle nieliczne, by nie mieć serca stawiać historię tę na piedestale i wskazywać
jako przykład, którym powinni iść inni twórcy. Sean Murphy plany miał ambitne i
na pewno nie zarzucę mu, że nie dał rady ich spieniężyć, ale jednak nie
wyskoczył on moim zdaniem za daleko przed liczny szereg rysowników z ambicjami
do scenopisarstwa, których chęci przewyższają umiejętności w tym zakresie. No
dobra, jakiś krok został zrobiony, bo lektura komiksu BATMAN: BIAŁY RYCERZ z
pewnością nie jest tak bolesnym przeżyciem jak dowolna odsłona LIGI
SPRAWIEDLIWOŚCI Hitcha, ale jakoś nie widzę tego, by recenzowany właśnie komiks
za jakieś 10-15 lat był wymieniany jednym tchem obok prawdziwych bat-klasyków.
Największa zaleta tego tytułu
oczywiście leży w warstwie graficznej w wykonaniu Murphy’ego i odpowiadającego
za kolory Matta Hollingswortha. Jak już wspomniałem wcześniej, mimo wszystko
bardziej cenię ”Tokyo Ghost” z Image, ale i tutaj jest na co popatrzeć.
Do tomu Egmont dorzucił galerię
okładek wariantowych oraz kilka szkiców Murphy’ego. Całość zapakowano w twardą
oprawę (Meh!), co przełożyło się na cenę okładkową w wysokości 79,99żł. Bat-fani
i tak kupią, fani Murphy’ego i tak kupią. Reszcie zalecam dokładnie się
zastanowić - BATMAN: BIAŁY RYCERZ to tylko miejscami solidny komiks, ale przede wszystkim jednak dość przewidywalny średniak. Raczej nigdy
nie stanie się bat-klasykiem, a na naszym rynku lepszych komiksów z DC akurat nie
brakuje.
Krzysztof Tymczyński
----------------------------------------------------
BATMAN: BIAŁY RYCERZ zawiera materiał z komiksów BATMAN: WHITE KNIGHT #1-8.
Komiks możecie kupić w sklepach Egmontu i ATOM Comics.
"Po przeczytaniu owego tytułu musiałem się z nim trochę ”przespać”. Mam przez to na myśli to, że pomiędzy lekturą, a napisaniem niniejszego tekstu minęło parę dni, gdyż co nagle to po diable". I to największy plus :) Wielu recenzentów bowiem popełnia takie błędy, spiesząc się bardzo z recenzjami, by trafić w dzień premiery lub nawet przed premierą :) a później chcieliby coś zmienić po przemyśleniu, ale już słowo padło. A wiadomo, w necie nic nie ginie (nawet po edycji tekstu ;P).
OdpowiedzUsuń