Gdy do premiery wydania
zbiorczego BATMAN: DAMNED w USA zostało tylko parę dni, a ja przygotowywałem
się do bycia szczęśliwym posiadaczem swojego egzemplarza, Egmont zapowiedział
na koniec listopada pojawienie się tego konkretnego komiksu w Polsce. Z jednej strony poczułem się trochę jak
pechowiec, który niepotrzebnie się spieszył i przepłacił, ale z drugiej strony
bardzo mnie ta informacja ucieszyła. Jak tu się bowiem nie cieszyć z faktu, że
tak błyskawicznie po premierze za oceanem polski czytelnik będzie mógł zapoznać
się z tą historią, a do tego (znając standardy Egmontu) wcale nie gorzej od
oryginału wydaną i w bardzo przystępnej cenie. Skoro jednak najnowszy twór
duetu Brian Azzarello/Lee Bermejo trafił już na moją półkę, to napiszę o tym
albumie kilka słów i być może pomogę podjąć decyzję tym, którzy cały czas
zastanawiają się nad zamówieniem PRZEKLĘTEGO (będę trzymał się od teraz
polskiego tłumaczenia) w ramach przedsprzedaży. Będzie też kilka zdjęć.
Dla Azzarello oraz Bermejo
wspólna praca nie jest niczym nowym, gdyż obaj panowie w wyniku kooperacji
dostarczyli nam w ostatnich latach takie komiksy, jak LUTHOR, JOKER oraz
STRAŻNICY POCZĄTEK: RORSCHACH. Wszystkie wymienione ukazały się w Polsce, a
zatem miłośnicy DC mieli okazję poznać na różnych przykładach (i nie tylko tych
trzech wspomnianych) zarówno sposób pisania historii przez Briana, jak i
niezwykłe umiejętności artystyczne Lee Bermejo. Nie ukrywam, że jako wielki fan
twórczości tego ostatniego nie żałuję pieniędzy, aby wejść w posiadanie
ilustrowanych przez niego komiksów, a zatem w momencie ogłoszenia startu Black
Label wiedziałem, że PRZEKLĘTY trafi prędzej czy później w moje łapska. Jest to
przykład tego, jak człowiek konsekwentnie podąża za konkretnym twórcą
preferując taki a nie inny styl, co
zapewne część osób uczyniło niedawno zakupując BATMAN: BIAŁY RYCERZ.
Pomimo, że w formie zbiorczej to
BIAŁY RYCERZ jako pierwszy pojawił się za oceanem z charakterystycznym, czarnym logo Black
Label na okładce, to w rzeczywistości ten imprint zainicjowany został
oficjalnie właśnie przez omawiany w tej recenzji komiks. Historie ukazujące się
pod szyldem BL są skierowane do dorosłego odbiorcy i pozwalają na więcej
eksperymentów twórcom, odcinając się od reguł panujących w głównym kontinuum
DC. Poszczególne zeszyty oraz zbiorcze albumy wydane są w innym,
niestandardowym formacie, co jako pierwsze rzuca się w oczy biorąc do ręki
BATMAN: PRZEKLĘTY. Zamiast przyjętych dla DC Deluxe wymiarów 19x28 otrzymujemy zbliżone
do ASTERIKSA czy LUCKY LUKE'A wymiary 22x28 (zdjęcie porównawcze poniżej), na
czym zyskuje z pewnością warstwa graficzna. W Polsce również taki format ma
zostać zachowany, z czego należy tylko się cieszyć. Część osób natomiast będzie
płakać z takiego rozwiązania, gdyż album ten będzie zbytnio wystawał i za
cholerę nie pasował do pozostałych komiksów na półce :P
Oryginalny album posiada
obwolutę, która jest po części przeźroczysta, i która w dotyku przypomina mi
taki trochę grubszy i sztywniejszy papier pergaminowy. Pod obwolutą widnieje
grafika przedstawiająca fragment Gotham City, który to rysunek pochodzi z
początku #2.
W sekcji z dodatkami pod
koniec komiksu, znaleźć można sześć stron z alternatywnymi okładkami do
poszczególnych zeszytów. Zaraz za nimi umieszczono piętnaście stron wybranych
plansz z różnych rozdziałów, bez naniesionych kolorów oraz bez tekstu, ale za
to ze szczegółowymi wytycznymi, jakie pozostawił rysownikowi Brian Azzarello. Jest
jeszcze jedna bonusowa strona, na której scenarzysta w ramach posłowia opowiada
o kulisach i perypetiach związanych z powstawaniem tej historii. Jak dla mnie
ilość dodatków jest zadowalająca.
Wiemy jak wygląda sprawa z
zewnątrz, czas zatem zajrzeć do środka. Akcja rozpoczyna się, gdy ranny Batman
budzi się ranny w karetce, z której ucieka. Chwilę później niepamiętający
ostatnich wydarzeń bohater spotyka Johna Constantine'a, za którego przyczyną
dowiaduje się o znalezieniu zwłok Jokera. Mroczny Rycerz zamierza odkryć prawdę
na temat śmierci złoczyńcy, a Constantine oferując swoją pomoc zamiast ułatwiać
sprawę, tylko ją komplikuje. Rozpoczyna się szalona wędrówka poprzez
najbardziej brudne i grzeszne zakamarki miasta, podczas której umysł tytułowego
bohatera zostaje wystawiony na ciężką, niecodzienną próbę.
Jeśli nastawiacie się na
kolejną historię detektywistyczną z udziałem Batmana, to jesteście w dużym
błędzie. Człowiek Nietoperz staje się celem pewnych mrocznych sił, które
mieszają mu w głowie i na jakiś czas zamieniają jego życie dosłownie w piekło.
Oczywiście w centrum umiejscowiona została teraźniejszość i przeszłość Bruce'a,
ale ubrana w grubą otoczkę magii, okultyzmu i sił nadprzyrodzonych. Z tej
okazji pojawia się zatem szereg postaci z DCU kojarzonych z tymi klimatami, ale
tak naprawdę nie do końca wiadomo, jaki mają udział w całej sprawie. Zresztą
znaków zapytania jest znacznie więcej, gdyż fabuła nie jest zbyt oczywista i
przejrzysta, panuje w niej spory chaos. Bałagan ten niekoniecznie powoduje
zainteresowanie przeciwnika, w moim przypadku wręcz przeciwnie. Wygląda to
trochę tak, jakby plany Azzarello odnośnie tej historii cały czas ulegały
zmianie i twórca musiał nanosić ciągle poprawki, co odbiło się na spójności
komiksu. Przez większość czasu błądzimy jak dzieci we mgle wraz z Batmanem,
odciągani przez Johna Constantine'a od głównego wątku i wciągnięci w jakąś
dziwną grę, aby dopiero na kilku ostatnich stronach wrócić do meritum sprawy.
Co jest prawdą, a co fikcją? Tego nie wiem, bo czytałem ten komiks wielokrotnie
i za każdym razem zastanawiałem się, jaki to wszystko miało sens i co kierowało
scenarzystą pisząc PRZEKLĘTEGO. Punkt wyjściowy jest bardzo fajny i daje duże
pole do popisu, rozbudzając oczekiwania czytelnika, ale już samo wykonanie
rozczarowuje na całej linii.
Z ciekawszych elementów,
oczywiście oprócz fenomenalnych rysunków, wymienić trzeba namieszanie trochę w
dzieciństwie Bruce'a i dodanie przysłowiowej łyżki dziegciu do beczki miodu,
jakim był związek jego rodziców. Skoro traktujemy ten komiks jako pewnego
rodzaju elseworld, to na takie zabiegi można było sobie jak najbardziej
pozwolić. Miłośników komiksu JOKER ucieszy również informacja, że PRZEKLĘTY
stanowi tak naprawdę sequel tamtej powieści graficznej, kontynuując finałową,
krwawą scenę pojedynku Batmana i Jokera na moście. Wszystko zatem dzieje się
jakby w jednym jokerwersum, które Azzarello chciał stworzyć i poszerzać już
kilka lat temu. Z minusów, prócz braku większego sensu i spójności fabuły,
dosyć irytujące i słabe okazuje się nieoczekiwanie prowadzenie narracji przez
Hellblazera (kto jak kto, ale Brian zna dobrze tą postać), który mówi o
wszystkim i o niczym zarazem.
Warstwa plastyczna jest tym
elementem, który decyduje o sile tego komiksu, zapierając dech w piersi od
początku do końca. Obserwując kolejne prace Lee Bermejo mam wrażenie, że
artysta ten z każdym rokiem rysuje co raz lepiej, wkładając całe serce w dany
projekt. Jego realistyczna i dopracowana kreska znakomicie oddaje jednocześnie
piękno i brzydotę Gotham po zmroku. Nadaje całości niezwykły klimat grozy,
przerażenia, czasem horroru, ale także potrafi podkreślać urodę kobiet, co
widać chociażby na przykładzie Zatanny. Bermejo dostał szansę przedstawienia
własnej wersji niektórych postaci ze świata magii i tą okazję w stu procentach
wykorzystał. Oprócz wspomnianej już, "wylaszczonej" jak nigdy Zatanny,
możemy podziwiać pokaźnych rozmiarów Swamp Thinga, czy demona Etrigana w zupełnie
nietypowej stylizacji. Mroczny Rycerz standardowo w przypadku Bermejo
pozbawiony jest obcisłego, jednolitego kostiumu i zakrytych oczu, przez co jego
strój wydaje się bardziej zwyczajny, jakby niedoskonały, bez podkreślania
umięśnionej sylwetki. Batman skaczący po mieście w tym zbyt luźnym wdzianku wygląda
mniej jak superbohater, a bardziej jak człowiek w przebraniu, z którym łatwiej
się identyfikować, i który narażony jest jak każdy na urazy. Mówiąc krótko pod
kątem wizualnym mamy do czynienia z prawdziwym majstersztykiem, małym dziełem
sztuki generującym same pozytywne odczucia.
Wspominając o rysunkach nie
sposób oczywiście nie przypomnieć, że wielkie poruszenie wywołała w całym
komiksowym światku decyzja, aby w #1 pokazać nagiego Bruce'a ze wszystkimi
szczegółami anatomicznymi. Bat-penis widoczny jest tylko na trzech kadrach,
które zostały umieszczone w wersji papierowej pierwszego zeszytu. W wersjach
cyfrowych oraz wydaniu zbiorczym został już odpowiednio zatuszowany, gdyż DC
nagle stwierdziło, iż w komiksie skierowanym do DOJRZAŁEGO czytelnika takie
sceny jednak nie powinny mieć miejsca i nadal powinny stanowić temat tabu.
Chyba nie ma sensu dalej się nad tym rozprawiać. Afera ta w każdym razie odwróciła
uwagę od innej, w moim odczuciu, kontrowersyjnej sceny z finałowej strony #1, o
której jakoś nikt już się nie rozpisywał, a do tego spowodowała znaczny wzrost
zainteresowania serią.
BATMAN: DAMNED to perfekcyjny
pod względem wizualnym, ale niestety ubogi w interesującą treść komiks, który
zapowiadał się przepysznie, a pozostawił po zakończonej lekturze niedosyt i
niesmak. Czyta się go bardzo szybko i dostarcza masę przyjemności dla oczu,
także osoby doceniające kunszt pracy Lee Bermejo powinni po niego sięgnąć, aby
zobaczyć swojego idola w szczytowej formie. Pozostali fani Batmana w Polsce
zapewne i tak kupią, bo przyciągnie ich niezbyt wygórowana cena i szum, jaki powstał
wokół tej historii. Prawda jest jednak taka, że już wkrótce wszyscy zapomną, o
czym tak naprawdę był ten komiks (o ile w ogóle w momencie przewrócenia ostatniej
strony taką wiedzę posiadają) , uznając go za jeden z przeciętnych
eksperymentów z Batmanem w roli głównej, jakich powstała już cała masa. PRZEKLĘTEGO
kojarzyć będziemy tylko i wyłącznie z charakterystyczną szatą graficzną oraz kontrowersjami
wokół ukazania całemu światu bat-wacka. A szkoda, bo Azzarello albo nie
wykorzystał okazji, albo po prostu zbyt mocno ocenzurowano jego skrypt. W
porównaniu z BIAŁYM RYCERZEM, fabularnie lepiej prezentuje się właśnie opowieść
nakreślona przez Seana Murphy'ego.
Opisywany album zawiera materiał z komiksów BATMAN: DAMNED #1-3
Oryginalne wydanie znajdziecie w sklepie internetowym ATOM Comics,
natomiast polskie w ramach preorderu możecie nabyć zarówno na ATOMIE, jak i na
Egmont.pl
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz