sobota, 12 października 2019

JOKER (2019) - recenzja numer 2, spoilerowa

Pewną rzecz trzeba ustalić już na samym początku. Uniknie się w ten sposób nieporozumień i straconych pieniędzy w kinie. To nie jest typowy film komiksowy. Jeśli oczekujecie zabiegów stosowanych w blockbusterach superbohaterskich, tego wszystkiego, do czego zdążył przyzwyczaić nas przez lata od swoich narodzin ten gatunek, to rozczarujecie się i to bardzo, ponieważ w tym filmie nie pozostało z tego praktycznie nic. A te nikłe pozostałe odpady wykorzystane są jedynie jako podwaliny pod coś, co wychodzi poza utarte pojmowanie takich opowieści. Są jedynie punktem wyjścia do ogólnospołecznych refleksji i krytycznopolitycznych komentarzy. Więc nie dziwią mnie informacje o ludziach wychodzących z seansów. To dzieło na każdej płaszczyźnie robi wszystko, co tylko możliwe, by przedefiniować nasze spojrzenie i zerwać ze stereotypami. Twórcy wybierając, nie da się tego ukryć - już skostniały gatunek, jakim jest superhero i jego okolice, ryzykowali wiele. Najgorszym z możliwych scenariuszy było wpadnięcie w ograną i sztywną regułę, według których robi się takie filmy. Nawet jeśli obecnie filmy Marvela zaczynają tchnąć oryginalnością i zachwycają rozmachem, to kręgosłup tych opowieści pozostaje ten sam, a jest nim znane i oklepane ratowanie świata. W JOKERZE mamy do czynienia z czymś, co nazwałbym złamaniem tego kręgosłupa. Tutaj twórcy każą się nam zastanowić czy ten świat jest tak naprawdę wart ratowania i czy aby Joker nie jest w tej opowieści najbardziej tragiczną postaci.

Zaczynamy od brudu ubóstwa i niesprawiedliwości społecznej. A w tym wszystkim wrażliwy Arthur. Chory, zajmujący się matką dorabiający jako klaun wyrzutek społeczeństwa zepchnięty na jego margines. Spora część filmu to zdecydowana rehabilitacja w oczach widzów tego kultowego czarnego charakteru przez wielu bardzo błędnie postrzeganego. Od razu pomyślałem o równie skrzywdzonej postaci, jaką jest potwór Frankensteina. On też pokutuje w społecznej świadomości jako zbrodnicze monstrum. A jedynie ci, którzy sięgnęli po książkę, znają całość historii. Na początku wynik eksperymentu Frankesteina odznaczał się dużą inteligencją i wrażliwością. Jego pragnieniem było życie w przyjaźni z ludźmi. Wielokrotnie wykazywał się chęcią pomocy, jednak został przez nich jako odmieniec odrzucony. To odrzucenie społeczeństwa wywołało i wzmogło w nim nienawiść do samego siebie, którą później skierował w stronę swojego twórcy i innych ludzi. JOKER ukazuje identyczną historię jednostki spaczonej przez społeczeństwo, której wrażliwość nie pozwoliła na normalne funkcjonowanie w tym świecie. On również swoją frustrację, nienawiść skierował przeciwko ludziom. I o dziwo, dopiero wtedy uzyskuje ich posłuch, dopiero wtedy zaczynają go dostrzegać, co tym bardziej Arthura utwierdza w chorym mniemaniu, że wstępując na zbrodniczą drogę, wybrał prawidłowo. Cały film jest jedną wielką przestrogą, pokazaniem, w jaką stronę mogą pójść emocje i frustracje w jednostce przypartej do muru. To samo społeczeństwo, które najpierw wyżywało się na Arthurze i gardziło nim, pochwala jego zbrodnicze dokonania, dopiero po nich zaczyna go słuchać, dostrzegać i wynosi na piedestał. Dlaczego? Bo w nim dostali rozwiązanie własnych frustracji, to on w ich imieniu dokonuje mordów na znienawidzonych bogaczach i wykonuje sprawiedliwość, o której marzyły pogrążone w marazmie slumsy i biedota. I tutaj dokładnie widzimy jak Arthur, próbując wydostać się spod panowania znienawidzonego społeczeństwa, jeszcze bardziej się od niego uzależnił. Stał się tak naprawdę marionetką wykonującą żądania ludzi, których ręce pozostaną czyste. Ucieleśnieniem ich ukrytych skłonności.

JOKER to również zwrócenie uwagi na naprawdę ważne problemy jak, chociażby słaba jakość i zaniedbanie udzielania pomocy osobom z problemami psychicznymi. Przecież sami doświadczamy tego i widzimy to doskonale u nas w kraju. Osoby takie są często spychane na margines, a udzielona im pomoc, o ile takową otrzymają, jest bardzo niskiej jakości. Szczególnie dotyka to osób biedniejszych, których nie stać na dostęp do lepszej opieki i zadowolić muszą się refundowanymi rozwiązaniami. I właśnie z takiej rodziny pochodzi Arthur. Wątek społecznej pozycji głównego bohatera pozwala interpretować ten film w kategorii rozprawy o warstwach i drabinie społecznej. Mamy tutaj przedstawione nic innego jak konflikt pomiędzy biedotą a tamtejszą arystokracją. Najlepiej obrazuje to jedna ze scen. Całe miasto ogarnęły zamieszki, wrzenie sięga zenitu i w tym momencie przenosimy się wraz z Arthurem do rezydencji Wayne'ów i możemy zobaczyć, czym zajmują się najbogatsi mieszkańcy w tak kryzysowej sytuacji. Okazuje się, że w najlepsze oglądają sobie film, śmiejąc się przy nim do rozpuku. Chyba lepiej nie można było pokazać znieczulicy, jaka ogarnęła elity. Inną sceną ukazującą z równą dosadnością i siłą niezgodę na niesprawiedliwość jest z pewnością monolog Arthura podczas wystąpienia w komediowym programie. Pełen wzburzenia wykrzykuje widzom prosto w twarz smutną prawdę o podwójnych standardach, którymi kieruje się społeczeństwo. Wszyscy opłakują śmierć bogaczy i intelektualnych elit, lecz gdyby na ulicy przy śmietniku umierał on Arthur lub inny człowiek znajdujący się na dole hierarchii nie zaszczyciliby go nawet lekceważącym spojrzeniem. Równie ostrym dziełem w swojej krytyce współczesnego społeczeństwa jest zwycięzca Złotej Palmy z 2015 roku - “The Square”. To właśnie tam ludzie zajmujący się jednym z teatrów tworzą spot mający za zadanie zwrócić uwagę na ludzką znieczulicę. Padają w nim jakże uderzające słowa "Jak bardzo nieludzką rzecz musisz zobaczyć, żebyśmy trafili do twojego człowieczeństwa?" Twórcy JOKERA ukazali prawidła rodzących się społecznych napięć i niepokojów. Tarć, które wywołuje przepaść finansowa. Dzięki tak umiejętnie zbudowanemu tłu społeczno-politycznemu możemy uznać JOKERA za krzyk uciśnionych, którym głos zostaje odebrany z powodów materialnych lub jakiejkolwiek inności nieakceptowanej przez elity wyznaczające standardy.
Otrzymujemy kolejnego antybohatera, z którego postulatami z pewnością zgodzi się większa część społeczeństwa. Napięcia społeczne, rywalizacja ekonomiczna, znieczulica ludzi, wykorzystywanie biednych przez bogatych, zaniedbywanie pomocy – takie mankamenty ludzkości zauważył i zdiagnozował z pewnością nie jeden. Czyżby to właśnie postać antybohatera była do pewnego momentu najbardziej racjonalną, wrażliwą i zwyczajnie ludzką jednostką w przedstawionym świecie? Podobnym antybohaterem mającym w dużej mierze rację i zwracającym uwagę na bardzo ważny problem, był Thanos. Problemu przeludnienia również nikt nie neguje. I w taki oto sposób mamy antybohaterów, którzy tak właściwie, gdyby do zrealizowania swoich szczytnych celów wybrali inną drogę i inną metodę byliby nazywani bohaterami.

Wątkiem, który chyba najbardziej mnie zaskoczył była historia matki Arthura i Thomasa Wayne'a. Takie podejście zupełnie zmienia postrzeganie postaci Jokera. Dodaje mu logicznych uzasadnień i motywów, jeśli chodzi o walkę z Batmanem. Wtedy ta cała nienawiść i chemia pomiędzy nimi nabiera nowego sensu. Wtedy bardzo łatwo można zrozumieć paranoje Jokera na punkcie swojego największego wroga. Poczynając od frustracji materialnych, przecież fakt, że matka Arthura pracowała 30 lat u Wayne'a a wylądowała w bardzo kiepskiej sytuacji finansowej jest nie bez znaczenia. Już na tym poziomie filantrop z Gotham staje się dla przekonanego o niesprawiedliwości takiego układu Arthura czymś wrogim i elementem do zwalczania. Druga płaszczyzna to oczywiście kłamstwa, którymi karmiła go jego matka. Był przekonany o tym, że jest synem Thomasa. Co czyniłoby młodego Bruce’a jego bratem. Po raz kolejny Arthur czuje się pokrzywdzony, bo przecież w jego mniemaniu jest odrzuconym bękartem, któremu odebrano należne jemu miejsce zajęte przez Bruce’a. Więc nikogo chyba nie dziwi skierowanie swojej całej nienawiści w kierunku swojego wyrodnego „brata”.

To oczywista oczywistość, bo wszyscy się tego spodziewali, ale trzeba o tym wspomnieć. Wystarczą tylko dwa wyrazy: Joaquin Phoenix. Bez żadnej zbędnej przesady można stwierdzić, że wyznaczone zostały tutaj nowe standardy aktorstwa, które na wiele lat staną się wzorem do naśladowania. Phoenix czuje się w swojej roli jak we własnym ciele. Bawi się nią doskonale, wykorzystując wszystkie swoje możliwości. Perfekcyjnie balansuje na granicy pomiędzy normalnością a szaleństwem, nie pozwalając widzowi stwierdzić który moment był tym przełomowym dla Jokera, gdzie została przekroczona granica normalności. Na początku uważałem to za wadę filmu, lecz po zastanowieniu dostrzegłem w tym zaletę. Śledząc przeróżne historie takich osób, właśnie to najbardziej rzuca się w oczy. Moment całkowitego przejścia na stronę szaleństwa nigdy nie jest dostrzegalny. Proces ten dokonuje się jak ewolucja powoli, wykazując jedynie mało dostrzegalne objawy, a gdy się zakończy, już jest zazwyczaj za późno. To samo mamy tutaj. Czy Arthur był taki od początku, a wydarzenia jedynie w nim to wyzwoliły i eskalowały problemy, czy wręcz przeciwnie wydarzenia tak bardzo wpłynęły na młodego wrażliwego człowieka, że przeszedł na stronę zbrodni? Niesamowita interpretacja postaci Jokera w wykonaniu Phoenixa nie pozwala jednoznacznie udzielić odpowiedzi.

Przed seansem zapomnijcie, że idziecie na film o arcyzłoczyńcy z komiksów DC. Zapomnijcie, że idziecie na jego origin story. Zamiast tego spojrzyjcie na ten film jak na rasowy dramat o zagubionym we współczesnym społeczeństwie Arthurze. Wejdźcie w ten mrok i problemy, z którymi mierzą się wszyscy ludzie na co dzień. Usłyszcie przesłanie, przestrogę i wyciągnijcie wnioski. Oby tylko nie takie jak Arthur.

MC

9 komentarzy:

  1. "Przez lata był przekonany o tym, że jest synem Thomasa." - nie, tak nie było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    2. Bez przesady. To nadal drobny błąd, Twój komenatz ze względu na jego formę bardziej się nadaje na śmieci.

      Usuń
    3. Dawidzie odpowiem Ci w bardziej kulturalny sposób niż Ty. Meritum sprawy pozostaje takie samo. Arthur uwierzył w to że jest synem Thomasa. A co jeszcze ważniejsze dowiedział się tego od własnej matki, którą zdecydowanie można uznać za najbliższą mu spośród zaprezentowanych w filmie postaci.

      Usuń
    4. Oho. Widzę, że zdanie odmienne jak zawsze zostanie tu zlinczowane. A mój komentarz naprawdę was tak u raził? Jedno wygwiazdkowane przekleństwo?

      Usuń
    5. To nie odmienne zdanie tylko brak kultury

      Usuń
  2. [SPOILER ALERT]


    Nie jest jednoznacznie w filmie udowodnione, że to matka kłamała. Jestem w stanie uwierzyć, że wpływowy Wayne był stanie sfingować adopcję i całą resztę. Zwłaszcza, że to jest umiejscowione w czasach gdy testy DNA nie były tak powszechne. Do tego Arthur znajduję zdjęcie podpisane inicjałami T.W. Więc nie da się jednoznacznie stwierdzić co jest prawdą, co wg. mnie jest świetnym zabiegiem w filmie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest. Ten film jest bardzo prosty. Dorabianie ukrytych "drugich den" do interpretacji jest oczywiście prawem widza. Ale w filmie naprawdę tak łatwym, gdzie autor naprawdę tak mocno trzyma widza za rączkę, żeby się nie zgubił, zakrawa to o nadinterpretację.

      Usuń