Dzisiaj nietypowo, bo recenzja pojedynczego zeszytu, ale idealnie nadającego się do zaprezentowania w ostatni dzień października.
Praktycznie każdego roku w
okolicach Halloween, DC wypuszcza na rynek jakąś pasującą klimatycznie do tego
święta antologię. Nie inaczej jest i tym razem, kiedy w ręce czytelników został
oddany zbiór ośmiu krótkich historyjek pod wspólną nazwą SECRETS OF SINISTER
HOUSE. Z reguły jednak zbiory te są bardzo nierówne, a wartościowych opowieści
uświadczymy tam naprawdę niewiele. W tym roku jest pod tym względem odrobinę
lepiej, ale i tak moim zdaniem nie warto inwestować swoich pieniędzy w tego
typu antologie i przeznaczyć je na coś innego. A tym czymś innym jest chociażby
nowy horrorowy imprint pod kuratelą Joe Hilla (LOCKE & KEY), który
wystartował oficjalnie wczoraj, wraz z publikacją pierwszego zeszytu mini serii
BASKETFUL OF HEADS. Kto jak kto, ale akurat syn Stephena Kinga ma pisanie
horrorów we krwi, stąd zakontraktowanie go przez DC uważam za świetne
posunięcie ze strony wydawnictwa. Nie ukrywam, iż bardzo ucieszyłem się na
wieść o tym imprincie mając nadzieję, że zamiast serwowanych okazjonalnie jednorazowych
zapychaczy z udziałem duchów, wampirów, czy wilkołaków, wreszcie doczekamy się
wciągających, inteligentnych i przerażających historii z tego gatunku.
BASKETFUL OF HEADS zachęca do
kupna już samą, intrygującą okładką, sugerującą to, co zobaczymy w środku. I
tutaj dla wielu duże zdziwienie, gdyż wewnątrz nie dostaną tego, na co z
utęsknieniem być może czekali. W rzeczywistości sceny z zakapturzoną postacią
trzymającą koszyk i topór pojawia się tylko na pierwszej stronie, a następnie
twórcy komiksu zaczynają nam pokazywać, co takiego wydarzyło się jakiś czas
temu. Akcja rozgrywa się we wrześniu 1983 roku (z wywiadów udzielonych przez Joe
Hilla wynika, iż nie jest to data przypadkowa), a w głównych rolach występują Dziewczyna
o imieniu June oraz Jej chłopak Liam. Scenarzysta skupił się na tym, aby
czytelnika jak najlepiej poznał tą dwójkę oraz inne osoby, tworzące niewielką,
dosyć zgraną społeczność zamieszkującą Brody Island w stanie Maine. Użycie tej
ostatniej nazwy, podobnie jak nazwy więzienia nie jest oczywiście przypadkowe i
stanowi ukłon w stronę ojca Joe Hilla. Dopiero, kiedy zaczynamy lepiej
orientować się w aktualnej sytuacji, a dwoje wiodących postaci staje się nam
nieco bliższych, sytuacja zaczyna się nieco gmatwać.
Nie ma wprawdzie jakiegoś
mocnego uderzenia, szokującego cliffhangera, czy zakrwawionych ściętych głów,
ale czuć klimat starszych horrorów, kiedy to sielankowy klimat nagle znika i to
bezpowrotnie. Niezbyt liczna miejscowość, kryjąca tajemnice posiadłość,
zbliżające się załamanie pogody, więźniowie na wolności i początkowe zbagatelizowanie
sytuacji to te elementy, które świetnie nadają się, aby zamienić życie
bohaterów w piekło.
Za oprawę graficzną opowiada tajemniczy
Leomacs, czyli włoski rysownik nazwiskiem Massimiliano Leonardo, o którym tak
naprawdę słyszę po raz pierwszy. Nie będę odkrywczy pisząc, że w przypadku
horrorów ilustracje mają ogromne znaczenie, pozwalając odczuć czytelnikowi
atmosferę oraz emocje, jakie przeżywają poszczególne postacie. Kreska Leomacsa
jest wystarczająco realistyczna i szczegółowa, nadająca całości nieco
oldskulowego wydźwięku, satysfakcjonująco ukazując wszelkie plenery, czy też
wnętrze posiadłości szeryfa. Spodziewałem się wprawdzie kompletnie innych
rysunków, ale te, które otrzymałem są naprawdę dobre. Swoją istotną cegiełkę
dokłada również Dave Stewart, oszczędnie i odpowiednio dobierając kolory, bez
czego nie byłoby tak fajnego efektu.
Na samym końcu umieszczono cztery
pierwsze strony z historii "Sea Dogs", której kolejne odsłony będą
pojawiać się w formie back-upu we wszystkich zeszytach z logo Hill House Comics
na okładce. Coś jak chociażby swego czasu zastosowano w BEFORE WATCHMEN. Tutaj
jest klimat jest zupełnie inny, zdecydowanie bardziej krwawo i przerażająco, a
akcja dzieje się w roku 1780, w samym środku rewolucji amerykańskiej. Trójka
wilkołaków zostaje wytypowana, aby dostać się na pokład angielskiego okrętu i
wymordować jego załogę, zapobiegając tym samym kolejnym zniszczeniom ze strony
"Havoca". Na razie ciężko przewidzieć, w jaką stronę pójdzie ta
historia, ale stanowi ona ciekawą przeciwwagę dla głównych wydarzeń ze
wszystkich mini serii nowego imprintu, które na tą chwilę zapowiadają się na
mniej dynamiczne i efektowne, jak "Sea Dogs". Ale oczywiście mogę się
mylić.
Inauguracyjny numer mini serii
BASKETFUL OF HEADS nie do końca jest tym, czego się po tym komiksie spodziewałem.
Scenarzysta pisze tutaj zupełnie inaczej, niż w swoich wcześniejszych
komiksach, a część osób takie wprowadzenie może najzwyczajniej rozczarować i znudzić. Hill postanowił przede wszystkim szczegółowo
wprowadzić czytelnika w realia, jakie panują na Brody Island i nakreślić
relacje pomiędzy poszczególnymi postaciami, stawiając na emocjonalność, a przy
tym będąc bardzo powściągliwym, jeśli chodzi o dynamiczne sceny oraz rozlew
krwi. Jeśli oczekujecie tego ostatniego, to się mocno rozczarujecie i musicie
poczekać do kolejnej odsłony. Akcja dopiero się rozkręca, ale w komiksie
stworzono bardzo umiejętnie atmosferę niepokoju i strachu przed - dosłownie i w
przenośni - burzą, jaka ma się za chwilę rozpętać. Ucieczka, jeden trup i sporo
dymków z tekstem. Za nami tak naprawdę spokojny prolog (być może dlatego serię
wydłużono z 6 do 7 zeszytów), a wszystko co obiecywano w zapowiedziach
dostaniemy dopiero od #2.
Omawiany zeszyt, jak również i
pozostałe pozycje z Hill House Comics, możecie znaleźć w ofercie sklepu ATOMComics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz