czwartek, 31 października 2019

BASKETFUL OF HEADS #1

Dzisiaj nietypowo, bo recenzja pojedynczego zeszytu, ale idealnie nadającego się do zaprezentowania w ostatni dzień października.


Praktycznie każdego roku w okolicach Halloween, DC wypuszcza na rynek jakąś pasującą klimatycznie do tego święta antologię. Nie inaczej jest i tym razem, kiedy w ręce czytelników został oddany zbiór ośmiu krótkich historyjek pod wspólną nazwą SECRETS OF SINISTER HOUSE. Z reguły jednak zbiory te są bardzo nierówne, a wartościowych opowieści uświadczymy tam naprawdę niewiele. W tym roku jest pod tym względem odrobinę lepiej, ale i tak moim zdaniem nie warto inwestować swoich pieniędzy w tego typu antologie i przeznaczyć je na coś innego. A tym czymś innym jest chociażby nowy horrorowy imprint pod kuratelą Joe Hilla (LOCKE & KEY), który wystartował oficjalnie wczoraj, wraz z publikacją pierwszego zeszytu mini serii BASKETFUL OF HEADS. Kto jak kto, ale akurat syn Stephena Kinga ma pisanie horrorów we krwi, stąd zakontraktowanie go przez DC uważam za świetne posunięcie ze strony wydawnictwa. Nie ukrywam, iż bardzo ucieszyłem się na wieść o tym imprincie mając nadzieję, że zamiast serwowanych okazjonalnie jednorazowych zapychaczy z udziałem duchów, wampirów, czy wilkołaków, wreszcie doczekamy się wciągających, inteligentnych i przerażających historii z tego gatunku.

BASKETFUL OF HEADS zachęca do kupna już samą, intrygującą okładką, sugerującą to, co zobaczymy w środku. I tutaj dla wielu duże zdziwienie, gdyż wewnątrz nie dostaną tego, na co z utęsknieniem być może czekali. W rzeczywistości sceny z zakapturzoną postacią trzymającą koszyk i topór pojawia się tylko na pierwszej stronie, a następnie twórcy komiksu zaczynają nam pokazywać, co takiego wydarzyło się jakiś czas temu. Akcja rozgrywa się we wrześniu 1983 roku (z wywiadów udzielonych przez Joe Hilla wynika, iż nie jest to data przypadkowa), a w głównych rolach występują Dziewczyna o imieniu June oraz Jej chłopak Liam. Scenarzysta skupił się na tym, aby czytelnika jak najlepiej poznał tą dwójkę oraz inne osoby, tworzące niewielką, dosyć zgraną społeczność zamieszkującą Brody Island w stanie Maine. Użycie tej ostatniej nazwy, podobnie jak nazwy więzienia nie jest oczywiście przypadkowe i stanowi ukłon w stronę ojca Joe Hilla. Dopiero, kiedy zaczynamy lepiej orientować się w aktualnej sytuacji, a dwoje wiodących postaci staje się nam nieco bliższych, sytuacja zaczyna się nieco gmatwać.

Nie ma wprawdzie jakiegoś mocnego uderzenia, szokującego cliffhangera, czy zakrwawionych ściętych głów, ale czuć klimat starszych horrorów, kiedy to sielankowy klimat nagle znika i to bezpowrotnie. Niezbyt liczna miejscowość, kryjąca tajemnice posiadłość, zbliżające się załamanie pogody, więźniowie na wolności i początkowe zbagatelizowanie sytuacji to te elementy, które świetnie nadają się, aby zamienić życie bohaterów w piekło.

Za oprawę graficzną opowiada tajemniczy Leomacs, czyli włoski rysownik nazwiskiem Massimiliano Leonardo, o którym tak naprawdę słyszę po raz pierwszy. Nie będę odkrywczy pisząc, że w przypadku horrorów ilustracje mają ogromne znaczenie, pozwalając odczuć czytelnikowi atmosferę oraz emocje, jakie przeżywają poszczególne postacie. Kreska Leomacsa jest wystarczająco realistyczna i szczegółowa, nadająca całości nieco oldskulowego wydźwięku, satysfakcjonująco ukazując wszelkie plenery, czy też wnętrze posiadłości szeryfa. Spodziewałem się wprawdzie kompletnie innych rysunków, ale te, które otrzymałem są naprawdę dobre. Swoją istotną cegiełkę dokłada również Dave Stewart, oszczędnie i odpowiednio dobierając kolory, bez czego nie byłoby tak fajnego efektu.

Na samym końcu umieszczono cztery pierwsze strony z historii "Sea Dogs", której kolejne odsłony będą pojawiać się w formie back-upu we wszystkich zeszytach z logo Hill House Comics na okładce. Coś jak chociażby swego czasu zastosowano w BEFORE WATCHMEN. Tutaj jest klimat jest zupełnie inny, zdecydowanie bardziej krwawo i przerażająco, a akcja dzieje się w roku 1780, w samym środku rewolucji amerykańskiej. Trójka wilkołaków zostaje wytypowana, aby dostać się na pokład angielskiego okrętu i wymordować jego załogę, zapobiegając tym samym kolejnym zniszczeniom ze strony "Havoca". Na razie ciężko przewidzieć, w jaką stronę pójdzie ta historia, ale stanowi ona ciekawą przeciwwagę dla głównych wydarzeń ze wszystkich mini serii nowego imprintu, które na tą chwilę zapowiadają się na mniej dynamiczne i efektowne, jak "Sea Dogs". Ale oczywiście mogę się mylić.

Inauguracyjny numer mini serii BASKETFUL OF HEADS nie do końca jest tym, czego się po tym komiksie spodziewałem. Scenarzysta pisze tutaj zupełnie inaczej, niż w swoich wcześniejszych komiksach, a część osób takie wprowadzenie może najzwyczajniej rozczarować i znudzić.  Hill postanowił przede wszystkim szczegółowo wprowadzić czytelnika w realia, jakie panują na Brody Island i nakreślić relacje pomiędzy poszczególnymi postaciami, stawiając na emocjonalność, a przy tym będąc bardzo powściągliwym, jeśli chodzi o dynamiczne sceny oraz rozlew krwi. Jeśli oczekujecie tego ostatniego, to się mocno rozczarujecie i musicie poczekać do kolejnej odsłony. Akcja dopiero się rozkręca, ale w komiksie stworzono bardzo umiejętnie atmosferę niepokoju i strachu przed - dosłownie i w przenośni - burzą, jaka ma się za chwilę rozpętać. Ucieczka, jeden trup i sporo dymków z tekstem. Za nami tak naprawdę spokojny prolog (być może dlatego serię wydłużono z 6 do 7 zeszytów), a wszystko co obiecywano w zapowiedziach dostaniemy dopiero od #2.

Omawiany zeszyt, jak również i pozostałe pozycje z Hill House Comics, możecie znaleźć w ofercie sklepu ATOMComics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz