niedziela, 14 lutego 2016

HARLEY QUINN VOL. 3: KISS KISS BANG STAB

Dzisiaj Walentynki, stąd też wybrany do recenzji komiks nie mógł być inny, niż ten z okładką (i częściowo także zawartością) klimatycznie pasującą do święta zakochanych.


Nie będę ukrywał, mam słabość do tej wersji Harley Quinn, jaką zaproponowali nam dwa lata temu Jimmy Palmiotti oraz Amanda Conner, i których odbiegająca przecież dalece od pierwowzoru wizja tej postaci jest dla mnie zdecydowanie najlepszą. Wizja, która budzi skrajne emocje. Dla jednych takie, a nie inne potraktowanie Harley jest po prostu nie do zaakceptowania, dla drugich, i ja się do nich oczywiście zaliczam, była to od samego początku decyzja ze wszech miar słuszna i trafiona. Sięgając po trzecie wydanie zbiorcze, miałem obawy o to, czy twórcom nie skończą się czasem pomysły, gdyż z każdym kolejnym zeszytem powinno być teoretycznie coraz trudniej serwować czytelnikom nadal zabawny, a do tego oryginalny materiał. 

Nie dość, że pomysły wcale się małżonkom nie wyczerpują, to jeszcze trzeci tom w ich wydaniu okazuje się zdecydowanie najlepszy z dotychczasowych. Jak oni to robią? Nie wiem, ale skoro wychodzi tak dobrze, to niech dalej są konsekwentni w swojej pracy i dostarczają dużo przyjemności oraz lekkiej rozrywki takiemu Dawidowi (wiem, ja też nie cierpię ludzi piszących o sobie w trzeciej osobie), który nadal zamierza trzymać się serii HARLEY QUINN ze wszystkich sił nogami i rękami.

KISS KISS BANG STAG jest pod względem zawartości bardzo zróżnicowanym zbiorem. Tym razem dostajemy jedynie trzy zeszyty regularnej serii, a pozostałe miejsce wypełnione zostaje trzema numerami specjalnymi. Ze względu na sporą popularność serii co jakiś czas ukazują się wszelakiej maści one-shoty o powiększonej zawartości, przez co konieczność ich publikacji w wydaniu zbiorczym sprawia, iż osoby preferujące śledzenie wydarzeń dziejących się na łamach miesięcznika z Harley w roli głównej na większą dawkę wrażeń muszą poczekać do kolejnego tomu. Trzecia odsłona jest wobec tego skierowana bardziej do miłośników krótszych, zamkniętych historyjek, które wcale nie są pod względem poziomu słabsze. Wręcz przeciwnie.

Na samym początku mamy „zapachowy” numer, który pierwotnie został wydany jako komiks typu „potrzyj i powąchaj”. Oczywiście w wydaniu zbiorczym fragmenty do przetestowania, niczym próbki w jakimś katalogu z kosmetykami, nie zostały już umieszczone. Na całe szczęście posiadam osobny one-shot, gdzie można zapoznać się m.in. z zapachem olejku bananowego, zjedzonej przez Harley pizzy, czy też skórzanej kurtki. Polecam. Akcja rozpoczyna się od wizyty Harley w Arkham w celu uwolnienia najlepszej kumpeli, a kończy się zabawnymi halucynacjami oraz tragiczną i wzruszającą historią pewnego nietypowego jajka (dosłownie). Kilku gościnnych rysowników i całość zakończona happy endem.

W ramach świątecznego wydania dostajemy z kolei trzy krótsze opowieści. Najlepiej wypada zdecydowanie ta pierwsza, gdzie Harley wspólnie z Tonym zmuszeni są pozbyć się nadmiaru szczeniaczków oraz kociąt, które trafiają w dobre ręce nowych właścicieli. Przy okazji Quinn sama staje się świątecznym podarunkiem, co doprowadza do zabawnych perypetii i rozwiązania problemów pewnej kochającej rodzinki. Później Harley zmaga się z nadmiarem świątecznej muzyki w swoich uszach, aby na koniec tego numeru spróbować zatrzymać czas i zahamować nieunikniony proces starzenia. Dwie ostatnie świąteczne opowiastki były niezłe, ale ta pierwsza najbardziej przypadła mi do gustu.

Okładka pochodzi z walentynkowego speciala, gdzie na aukcji charytatywnej, mającej na celu wspomóc schroniska dla zwierząt, można wylicytować randkę z Brucem Waynem. Prawdziwa gratka, zwłaszcza gdy, tak jak dla Harley, milioner z Gotham stanowi niezłe ciacho, któremu nie można się oprzeć. W tej prześmiesznej, pokazującej pełen wachlarz nieograniczonych możliwości wyobraźni scenarzystów historii, poznajemy również nowy dynamiczny duet złoczyńców. Tworzą go zdeterminowany chronić niewinne i pokrzywdzone ryby Karp oraz jego sidekick – wodny Drozd. Już same pseudonimy mówią za siebie i pokazują, jak wielcy to nieudacznicy.

Na końcu zbioru umieszczone zostają trzy numery regularnej serii, w których dowiadujemy się, jak wiele obowiązków oraz ograniczone moce przerobowe ma lokalna, nowojorska superbohaterka, a także jak układają się jej romantyczne relacje z Ivy oraz Masonem. W mieście dzieje się zbyt wiele złego, a w dodatku trzeba znaleźć czas dla potrzebujących pacjentów oraz koleżanki z drużyny skaterskiej. Natłok obowiązków doprowadza do zorganizowania castingu na 12 nowych asystentek Harley. Wyłonione  w bardzo oryginalny i typowy dla tytułowej bohaterki dziewczyny (a dokładnie 11 dziewczyn i 1 mało męski chłopaczek) tworzą prawdziwy gang, którego perypetie poznamy w kolejnym tomie. Warto dodać, że w swojej nowej superbohaterskiej drużynie Harley posiada nawet własną wersję Oracle. To po prostu trzeba samemu przeczytać, aby przekonać się, jakie to dobre.

Oceniając pod względem dodatków, można powiedzieć, że jest bardzo standardowo. Komiks zawiera pakiet wszystkich możliwych okładek, począwszy od standardowych, poprzez wersje bez nałożonego koloru, aż po alternatywne warianty.

Dużo czarnego humoru, zabawne i zaskakujące zwroty akcji, masa rozrywki na wysokim poziomie, oryginalni i ciekawi bohaterowie. To wszystko, a także mini crossover z Batmanem znajdziecie w tym właśnie komiksie, który po raz kolejny pokazuje, że Palmiotti oraz Conner świetnie czują pisaną przez siebie postać i nadal potrafią zaskoczyć czymś nowym spragnionego niezapomnianych wrażeń, wymagającego czytelnika. Ocena zasłużenie wysoka, a końcówka zbioru zwiastuje jeszcze więcej dobrego w następnej odsłonie.

Ocena: 5,5/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów HARLEY QUINN #14 – 16, HARLEY ANNUAL #1, HARLEY QUINN HOLIDAY SPECIAL #1 oraz HARLEY QUINN VALENTINE’S DAY SPECIAL #1

Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, to koniecznie zaopatrzcie się w ten komiks w sklepie ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz