"Be careful what You commit to the water... the shapes of things change, once they are within. Our fears and dreams are not our own once they are beneath".
Co pewien czas DC wypuszcza jakiś nowy tytuł z Aquamanem w roli głównej, ale nie ma co się oszukiwać - w większości są to przeciętne lub najzwyczajniej słabe pozycje, z których radość czerpią chyba jedynie najbardziej zagorzali fani tego bohatera. Ja akurat do nich nie należę. W moim przypadku jest tak, że za każdym razem sięgam po pierwszy zeszyt takiej nowej historii, ale przeważnie nie czuję się już zachęcony sięgnąć również po kontynuację, marudząc standardowo, że kiedyś twórcy to jednak mieli lepsze pomysły odnośnie przygód władcy mórz. Postać ta nie miała jakoś w ostatnich latach szczęścia do scenarzystów (po Geoffie Johnsie, którego run, choć uważam za niedokończony, to wspominam nadal bardzo sympatycznie), ale kiedy widzę nagle w zapowiedziach nazwiska Ram V oraz Christian Ward, to już wiem, że ta sytuacja musi zmienić się na lepsze. Wymieniony duet połączył siły w ramach mini serii stworzonej w ramach imprintu Black Label, gdzie zamiast żartów o gościu rozmawiającym z rybami postawili na horror rozgrywający się w morskich głębinach. Oj tak, ta mieszanka brzmiała ciekawie i ewidentnie szykował się hicior, obok którego nie mogłem przejść obojętnie.