Przed państwem jeden z wyczekiwanych, licznych hitów zaserwowanych nam przez Egmont pod koniec roku. BATMAN/SUPERMAN: WORLD'S FINEST nagle i nieoczekiwanie stał się w momencie swojego debiutu tym komiksem, który z miejsca pokochałem. Nieoczekiwanie, bo po inauguracyjny zeszyt sięgnąłem bez większych oczekiwań, a skończyło się na tym, że twórcy całkowicie kupili mnie swoją wizją i od tamtego momentu z dużym podekscytowaniem wyczekiwałem już kolejnych numerów ich autorstwa, bez żadnej obawy o jakość nowej historii. Jednocześnie zakup pierwszego wydania zbiorczego stał się oczywistą oczywistością. Mark Waid i Dan Mora potrafili tchnąć do nieco sztywnego świata DC trochę życia, świeżości i zafundować kawał ostrej jazdy bez trzymanki. Chętnie wracam i przypominam sobie wcześniejsze numery/historie wydane do tej pory i cieszę się, że wreszcie także polski czytelnik może zapoznać się z tym jakże udanym i potrzebnym całemu DC Comics tytułowi.
Poison Ivy oraz Metallo nagle pojawiają się w Metropolis, a chaos przez nich spowodowany próbują powstrzymać Superman, Batman oraz Robin. Kal-El otrzymuje od Metallo zastrzyk z czerwonego kryptonitu prosto w serce, co generuje u niego szereg niekontrolowanych transformacji fizycznych oraz umysłowych. Pomocy trzeba szukać u Nilesa Cauldera oraz jego Doom Patrolu. Wspólnymi siłami spróbują ocalić eSa, a następnie odnaleźć osobę, która pociąga za sznurki w całej tej intrydze, kontrolując zarówno złoczyńców, jak i część ziemskich superbohaterów. Kim jest władający magią tajemniczy i niezwykle groźny Diabeł Nezha i w jaki sposób go powstrzymać?
Po kilkunastu latach przerwy Mark Waid powraca do DC Comics i robi to naprawdę z wielkim hukiem. I nawet jeśl w ostatnich latach z jego formą pisarską bywało różnie, to w przypadku BATMAN/SUPERMAN: WORLD'S FINEST nie mam mowy o obniżeniu lotów. Wręcz przeciwnie, forma jest wysoka. Akcja pisanej przez niego historii osadzona jest w przeszłości w stosunku do aktualnych wydarzeń w świecie DC, a Waid dostaje możliwość nawiązania do Srebrnej Ery komiksu, którą jak wielokrotnie podkreślał - uwielbia. Nic zatem dziwnego, że jak ktoś porusza się po swoich ukochanych rejonach, to praca zamienia się w czystą przyjemność, a jego miłość do pewnych wydarzeń i postaci potrafi przelać się z twórcy na odbiorcę. Tutaj jest to bardzo mocno wyczuwalne.
Zostajemy przez twórców zaproszeni na wycieczkę do Srebrnej Ery komiksu DC, razem ze wszystkimi jej zaletami i wadami. Rozpoczyna się od mocnego uderzenia, a później akcja pędzi dalej jak szalona do przodu, wciągając i uzależniając czytelnika, który chce więcej, i więcej, i więcej. Nie ma żadnych ograniczeń, jeśli chodzi podróżowanie, nawet cofnięcie się w czasie okazuje się rzeczą na porządku dziennym dla kogoś, kto normalnie takiej mocy nie posiada. Zwroty akcji okazują się szalone i mocno nieprzewidywalne, ukazane wydarzenia czasami wręcz absurdalne/głupkowate/przesadzone, a dialogi pełne żartów, żarcików i słownego dogryzania, co wydaje się dziwne i nie na miejscu w obliczu pojawiającego się zagrożenia. Wypisz wymaluj komiksowe lata 60-te XX-go wieku, tyle że odpowiednio podrasowane i zmodernizowane. Niektóre rzeczy oraz zachowania w wykonaniu naszych ulubionych bohaterów mogą zatem generować w głowie jedno wielkie WTF?, ale kurcze, to wszystko tak mocno do siebie pasuje i powoduje cholernie szerokiego banana na twarzy w trakcie czytania. Czegoś takiego w świecie DC brakowało, ten czysty fun i pozytywna energia, jaką eS, gacek i spółka zarażają każdego, kto śledzi ich przygody. Waid pokazał również, jak dobrze rozumie pisane przez siebie postacie, co widać zwłaszcza po relacjach między Bruce'em i Clarkiem, a jednym z lepszych wątków okazuje się ten dotyczący Dicka Graysona/Robina i Supergirl. Ich relacja ukazana zostanie w szerszym świetle w zeszycie 12, który opisać można jednym słowem - genialny.
W przeciwieństwie do innych tytułów z minionych lat, gdzie na okładce widniał zarówno Mroczny Rycerz, jak i Człowiek ze Stali, tym razem ta dwójka nie jest przez cały czas w centrum uwagi, a dużo do powiedzenia mają także inni bohaterowie. Robin, Supergirl czy też Doom Patrol odgrywają jakże ważne i ciekawe role w tym story arcu. Postaci przewija się całkiem sporo, a akcja przeskakuje dosyć szybko z miejsca na miejsce, ale nie czuć jakiegoś przesytu, zamieszania, natłoku osób i wątków. Wszystko według mnie zostało idealnie wyważone.
Chociaż jest to jeden z prologów do PLANETY ŁAZARZA i ma za zadanie m.in. zapoznać czytelnika z postacią głównego złego (origin, jak go uwięziono), to jednak bez obaw - omawiana historia całkiem dobrze broni się jako zamknięta całość i raczej nie powinna powodować odczucia niedosytu lub generować wiele znaków zapytania. Nie trzeba sięgać później na siłę po wspomnianą, wydaną w grudniu przez Egmont PLANETĘ ŁAZARZA (który to event ma lepsze i gorsze momenty) ale trzeba uczciwie przyznać, że Waid i Mora skutecznie potrafią czytelnika za sprawą omawianego komiksu do tego ruchu namówić. Pod koniec omawianego tomu pojawia się wątpliwość odnośnie losów jednego z bohaterów, ale spokojnie, wszystko zostaje pięknie dopięte w zeszycie szóstym, jaki wchodzić będzie w skład tomu drugiego i stanowi epilog do DIABEŁ NEZHA.
Dan Mora udowodnił, że idealnie odnajduje się w panujących w tym komiksie warunkach, a podziwianie prac jego autorstwa to po prostu czysta przyjemność. Mora błyszczy i daje popis swoich niesamowitych umiejętności, zapewniając klarowną, wystarczająco szczegółową, niezwykle uniwersalną i trafiającą w gusta statystycznego odbiorcy warstwę wizualną. Dokooptowanie tego artysty do Marka Waida okazało się strzałem w dziesiątkę i przerodziło się w coś naprawdę wyjątkowego, a najbardziej z ilustracji podoba mi się chyba sposób, w jaki Mora ukazuje Człowieka ze Stali. Po prostu właściwy człowiek na właściwym miejscu. Nie sposób również nie docenić tutaj pracy wykonanej przez Tamrę Bonvillain, która zadbała o przyjemną dla oka żywą kolorystykę. Mega połączenie.
Na końcu albumu dostajemy jeszcze galerię dziesięciu ciekawych i cieszących oko okładek alternatywnych.
Pierwszy tom serii BATMAN/SUPERMAN: WORLD'S FINEST to komiks, który wchodzi bardzo lekko, który ani przez moment nie zalatuje nudą, który powoduje uśmiech zadowolenia na twarzy, który gwarantuje udanie spędzony czas. Miało być z założenia głośno, widowiskowo, zabawnie, z nutą szaleństwa, z gwarancją dostarczenia czystej frajdy podczas lektury, zapewne rozpalając u wielu osób na nowo miłość do komiksu superbohaterskiego. To się w stu procentach udało. Gorąco polecam i zachęcam do sięgania po kolejne odsłony serii, gdyż dalej jest równie dobrze, a BATMAN/SUPERMAN: WORLD'S FINEST to z pewnością jedna z najlepszych serii, jakie aktualnie znaleźć można w ofercie DC.
Komiks otrzymany do recenzji od wydawcy, który nie ma żadnego wpływu na treść powyższej opinii.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN/SUPERMAN: WORLD'S FINEST #1 - 5 oraz DETECTIVE COMICS #1050.
Omawiany komiks znajdziecie m.in. na Egmont.pl oraz w ofercie sklepu ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz