Nie każdy komiks musi być ambitną, epicką epopeją
Przyznaję, kręciłem nosem na Webtoona, zdecydowanie nie była to dla mnie wymarzona lektura. Moi redakcyjni koledzy również jakoś przesadnie nie rwali się do recenzji tego konkretnego tytułu, więc mimo wszystko postanowiłem wziąć go na siebie. Dbamy, by sprawdzać dla Was jak najwięcej nowości zarówno na amerykańskim, jak i rodzimym rynku wydawniczym, oczywiście w stopniu, w jakim pozwala nam czas - doba ma tylko 24 godziny i jednak nie samą popkulturą żyje człowiek. Dodatkowo muszę się Wam przyznać, że niestety nie czytałem pierwszego tomu i dokonuję tej recenzji tylko i wyłącznie w oparciu o akcję przedstawioną w tomiku z cyferką „2” na grzbiecie. Pewnie teraz, czytając moje słowa, rodzi się Wam w głowie myśl: „Aha, czyli skoro nawet nie chciało mu się nadrobić pierwszej części, to pewnie komiks jest kiepski”. Wręcz przeciwnie, o dziwo zrobił na mnie naprawdę pozytywne wrażenie, ALE tylko w kontekście pewnej bardzo konkretnej niszy, do której chyba już nie należę, ponieważ na moment, kiedy piszę te słowa (końcówka maja 2025 roku), jestem już starym, dwudziestodwuletnim dziadem. ;)
Jestem przekonany, że Red Hood: Outlaws będzie przede wszystkim
wyśmienitą rozrywką dla młodzieży. Historia swoją strukturą i stylistyką –
począwszy od zabiegów fabularnych, po kreskę ilustratora – do złudzenia
przypomina klimat i ma w sobie ducha kreskówek stacji Cartoon Network, dla
której za młodu wstawaliście w sobotnie poranki i wcinaliście płatki z mlekiem.
Cudownej, kapitalnej kreskówki, do której czujecie nostalgię, ale... wciąż
tylko kreskówki. Webtoonowy Red Hood nie jest niczym przesadnie ambitnym, ale mimo wszystko była
to dla mnie fascynująca sentymentalna podróż, od której zrobiło się jakoś tak nieco lżej na sercu. Tego samego
życzę i Wam podczas lektury, ale muszę przyznać, że dla starszego, dojrzalszego
czytelnika będzie to mimo wszystko dość ryzykowny wybór czytelniczy i tym samym
mocniej rekomenduję inne nowości majowe wydawnictwa Egmont (a naprawdę jest z
czego wybierać i sam planuję niedługo do swojej prywatnej kolekcji dołączyć
przynajmniej "Rzymskie Wakacje'' Catwoman).
Tomik ma nam do zaoferowania dwie historie – w pierwszej z nich nasz
Batman, Wonder Woman i Superman „z Temu” albo „po roku w Rosji” (jak mawiają
popularne memy, których jestem fanem) będą musieli stawić czoło Meduzie, a w
drugiej Władcy Luster (lub komuś, kto się pod niego podszywa). Muszę przyznać,
że odniosłem wrażenie naprawdę niezłego przedstawienia charakterologicznej
głębi postaci, która była ukryta pod płaszczykiem uroczo infantylnej formy.
Bizarro jest dużo bardziej inteligentny i dojrzały, niż wszyscy uważają. Za
wszelką cenę próbuje nie zawieść przyjaciół, zagłusza smutek, tęsknotę i niepewność
kompulsywnym konsumowaniem popkultury w postaci muzyki i filmów, które stale
towarzyszą mu na jego MP4-ce. Tymczasem między Artemidą i Jasonem zaczyna
rodzić się całkiem uroczy romans przeplatany interakcjami typu: „Kto się czubi,
ten się lubi”. Spoglądając na grono dwójki
dziwaków, których miała ewentualnie do wyboru pod kątem relacji romantycznej –
raczej nikt nie będzie zdumiony, że zamiast amalgamatu Supermana i
Frankensteina mimo wszystko rudowłosa piękność wybrała Jasona na tego, który
finalnie będzie dzielił z nią sypialnię. Dość przewidywalny motyw, ale mimo
wszystko, ujmując kolokwialnie – robiący robotę i przyjemnie obserwuje się tą
dwójkę na kadrach.
O dziwo, jak na lekką, młodzieżową przygodę, w antagonistce też można
doszukać się konkretnych, logicznych motywów pozbawionych pretekstowości.
Przyda się tutaj jednak podstawowa wiedza z zakresu mitologii greckiej, bo bez
znajomości mitu o Gorgonach i tego, jak obrzydliwą oraz nieludzką rzecz zrobił
Meduzie Posejdon, faktycznie można uznać tę postać za dość miałką. Ktoś bez
wiedzy, jak ogromnej krzywdy doświadczyła, mógłby stwierdzić po prostu: „Okej,
zwykła mizoandryczka, babka ma po prostu jakiś uraz do facetów”. Każdy, kto jej
historię zna, będzie wiedział, że akurat ona ma ku temu bardzo konkretne
powody. Tom kończy się niestety w samym środku odbywania przez protagonistów
drugiej przygody klasycznym cliffhangerem, co trochę sztucznie wybiło mnie z
lektury – za co przyznaję spory minus. Przypadła mi natomiast do gustu scena
ukazująca występ drużyny Outlaws w programie telewizyjnym prowadzonym przez
Lois Lane, który odbieram jako sympatyczną parodię popularnych w telewizji
talk-show prowadzonych przez Jimmiego Fallona, Jamesa Cordena, a w Polsce przez
Kubę Wojewódzkiego. Znane gwiazdy filmu, sportu, czy muzyki wpadają w
odwiedziny, by udzielić wywiadu i trochę pożartować ze wszędobylskim,
zadziornym prowadzącym. Jako sympatyk tego typu konwencji daję temu motywowi
przysłowiową "okejkę". Brakowało mi niestety pociągnięcia tego tematu
dalej, bo sama scena miała ogromny potencjał wręcz na cały story-arc lub
rozbudowany, przezabawny skecz, a nie krótki i neutralny przerywnik między
przygodami. Jak pewnie zauważyliście- bardzo często w moich wypowiedziach
pojawia się przymiotnik "sympatyczny", bo właśnie tak jednym słowem
określiłbym holistycznie ten komiks.
Tę konkretną pozycję zdecydowanie rekomenduję młodszym czytelnikom,
którzy aktualnie są w nastoletnim wieku, oraz dojrzałym, dorosłym odbiorcom – ALE
tylko i wyłącznie wtedy, kiedy szukają lekkiej, uroczej odskoczni i odsapnięcia
od problemów w swoim życiu, swoistego „odmóżdżenia się”, a nie stymulacji
intelektualnej. Komiks jest przesympatyczny w swoim tonie, ale na pewno nie
zaznacie tutaj wyżyn scenopisartwa czy fabularnych, dojrzałych i dramatycznych
uniesień. Może i dobrze. Nie każdy
komiks musi być ambitną, epicką epopeją.
Jednocześnie czuję się też zobowiązany do drobnego apelu w stronę
wydawnictwa Egmont, by częściej dawali szansę Red Hoodowi – w postaci samego
Jasona oraz jego przyjaciół drzemie ogromny potencjał, który zdecydowanie nie
został jeszcze wykorzystany na polskim rynku wydawniczym. Mimo mniejszej puli
fanów tej postaci w porównaniu do fandomu bohaterów wiodących jednak warto tę
niszę wyeksploatować, nawet w postaci bardzo małych, ograniczonych ilościowo
nakładów. Osobiście żałowałem, że w linii wydawniczej Odrodzenie nikt nawet nie
starał się zaimplementować świetnego runu Lobdella przynajmniej na próbę –
chociażby w kontekście wydania samego pierwszego tomiku "Dark Trinity"
i sprawdzeniu statystyk sprzedaży w praktyce, już po samym fakcie. Być może
mimo niekorzystnych spekulacji mówiąc kolokwialnie coś by jednak
"zażarło". Naszych czytelników na tem moment mogę jedynie serdecznie
zachęcić do zapoznania się z amerykańskimi wydaniami innych historii o drużynie
Outlaws – oczywiście, tylko i wyłącznie
jeżeli „znacie angielski”, jak mawia nasza wybitna solistka Edyta Górniak. ;)
---------------------------------
Komiks otrzymany do recenzji od wydawcy, który nie miał żadnego wpływu
na treść powyższej opinii.
Album zawiera rozdziały #12–22 serii pierwotnie publikowanej na
portalu Webtoon.
Komiks do kupienia w sklepie Egmontu oraz na ATOM Comics.
Autor: Krystian Beliczyński

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz