poniedziałek, 5 maja 2025

SIERŻANT ROCK I ARMIA TRUPÓW

DC Horror to specjalna linia wydawnicza komiksów grozy w ramach wydawnictwa DC, mająca na celu przyciągnąć fanów horroru jak i thrillerów. Niestety obcowanie z DC Horror okazało się dla mnie do tej pory rozczarowujące. Z dwóch komiksów (wliczając POŚRÓD LASU, które debiutowało w Imprincie Hill House Comics), które przeczytałem jeden mnie rozczarował, a drugi wręcz zniesmaczył. (Tak, o tobie mówię HYDRAULIKU DUSZ). Mimo wszystko chciałem sprawdzić kolejny komiks z tej inicjatywy. Jak to się mówi, do trzech razy sztuka. Padło więc na SIERŻANT ROCK I ARMIA TRUPÓW, czyli komiks napisany przez Bruce'a Cambella, a z ilustrowany przez Eduardo Risso. Z takim duetem to przecież nie mogło się nie udać, prawda? 

Szybko rozwieję wątpliwości. Ten komiks nadal podtrzymuje moje niezbyt dobre zdanie na temat DC Horror, ale muszę przyznać, że lektura miała swoje udane momenty. Ale o czym właściwie opowiada ten komiks? Komiks jest b-klasową opowieścią na temat tajnej broni nazistów. Alianci dowiedzieli się przez swoją siatkę szpiegowską, że naziści mają serum przywracające do życia poległych ludzi. Specyfik ten jest używany do wskrzeszenia zmarłych żołnierzy, którzy pomogą załatać luki w obronie. Kompania Easy wraz Sierżantem Rockiem musi raz na zawsze zakończyć ten chory eksperyment.

Opis fabuły brzmi absurdalnie - zombie, naziści, tajne projekty, ale czy to faktycznie działa w praktyce? Ku mojemu zaskoczeniu, działa i to nawet zaskakująco dobrze. Zombie naziści krzyczą, mówią coś po niemiecku, zaś ich niemieckie wrzaski nie są tłumaczone, co świetnie potęguje klimat absurdalności wydarzeń. Szczególnie wyróżnia się ostatni zeszyt z widowiskową, przerysowaną walką, która dopełnia całość tego ogólnego absurdu. Komiks od początku do końca trzyma się absurdu narzuconego przez scenarzystę, ani razu nie próbuje nawet udawać poważnej powieści grozy. Bruce Campbell obrał sobie za cel stworzenie przerysowanej opowieści komiksowej i trzyma się tego założenia konsekwentnie do samego finału. Do końca mamy do czynienia z lekką fabułą, którą nie sposób wziąć na poważnie. Kompania Easy przypomina wręcz bandę bohaterów z klasycznych filmów wojennych ze swoim dystansem, luzem i poczuciem humoru.

Niestety komiks posiada jedną dużą wadę, która go skreśla w moich oczach. Jest to bowiem ten typ historii, którą dobrze się konsumuje, ale równie łatwo i szybko wylatuje ona z głowy. Nie znalazłem takiej sceny, do której chciałbym wrócić. Nie ma też postaci, które by zapadły w pamięć. W trakcie lektury potrafiłem się dobrze bawić, ale po zamknięciu albumu trudno mi było przypomnieć sobie coś konkretnego. Nie pomaga też to, że postacie są bez wyrazu. Nawet główny bohater, Sierżant Rock, to tylko kolejna wersja twardziela rodem z kina lat 80. Wiemy o nim tylko tyle, ile na początku komiksu, a to naprawdę niewiele. Wszyscy bohaterowie są jakimiś wyobrażeniami. To bohaterowie, których można by podmienić z jakiegokolwiek innego filmu rozrywkowego i nikt by nie zauważył różnicy.

O ile historia może się rozmywać w pamięci, o tyle styl Eduardo Risso trudno pomylić z kimkolwiek. Jego przerysowane ekspresje twarzy i ciał świetnie współgrają z niedorzeczną warstwą fabularną. Przez swoje uproszczenia w tłach komiks wygląda jak celowa imitacja estetyki filmów klasy B. Tanio, ale z pomysłem. Szczególnie wrażenie robi przemyślane i dynamiczne kadrowanie. Risso poprzez swoje rysunki prowadzi narrację jak operator kamery - mamy zbliżenia, cięcia oraz kontrasty.

Jeśli jesteśmy przy rysunkach, to nie podoba mi się fakt, że okładki zeszytów oraz tomu robił ktoś zupełnie inny. Podczas gdy Risso operuje przerysowaną ekspresją i silnym światłocieniem, okładki są bardziej realistyczne, wręcz heroiczne, jakby pochodziły z zupełnie innego komiksu. Przez taki wybór okładek czytelnik może zbudować oczekiwania, których komiks najzwyczajniej nie spełnia. Rozumiem, że okładki mają generować lepszą sprzedaż, ale dobrze byłoby gdyby nie sprzedawały fałszywego obrazu produktu, który kupujemy.

SIERŻANT ROCK I ARMIA TRUPÓW to lekka rozrywka na jeden wieczór. Dobra w trakcie, ale bez większego echa nazajutrz. To nie jest ten rodzaj horroru, którego szukam. Brakuje tu głębi, napięcia, czy choćby zaskoczenia. Natomiast jeśli jesteś fanem kampowych horrorów klasy B, to z pewnością odnajdziesz się w tym komiksie.

-----------------------

Komiks otrzymany do recenzji od wydawcy, który nie miał wpływu na treść powyższej opinii.

Opisywany album zawiera materiał z oryginalnych komiksów SGT. ROCK VS. THE ARMY OF DEAD #1 - 6.

Komiks kupicie w sklepie Egmontu oraz na ATOM Comics.

Autor: Maciej Matusz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz