"Witamy w Astro City! Życzę przyjemnego pobytu"
Ponad rok czekania i do sprzedaży trafił drugi tom z cyklu PRZEWODNIK PO ASTRO CITY od Mucha Comics. Takie tempo wydawania nie jest złe. Po pierwsze można sobie spokojnie zarezerwować środki finansowe na zakup, a po drugie jest okazja, aby odświeżyć sobie poprzednią część, która zdążyła już, w mniejszym lub większym stopniu, wyparować z pamięci. Przy okazji ubiegłorocznej recenzji pierwszego PRZEWODNIKA rozpływałem się nad jakością tego, co otrzymałem w środku i nie miałem też żadnych wątpliwości, że przytulę również chętnie kontynuację, gdy tylko takowa ujrzy światło dzienne na naszym rynku. Oczekiwania miałem spore, poprzeczka postawiona została dosyć wysoko, a zatem sprawdźmy, czy Kurt Busiek, Brent Anderson oraz reszta zespołu twórczego ugotowali coś równie pysznego ze składników, jakimi są bohaterowie, złoczyńcy oraz zwykli szarzy obywatele wyimaginowanej metropolii, jaką stanowi Astro City.
Wiele moich spostrzeżeń pokrywa się z tym, co napisałem na temat tomu 1, ale to chyba akurat dobrze. No bo skoro coś działało, sprawdziło się i okazało się sukcesem, to warto dalej to drążyć/rozwijać/eksplorować. Autorzy zapraszają nas na kolejną wycieczkę do Astro City. Do miasta, które żyje, w którym cały czas coś się dzieje, gdzie absolutnie nie ma miejsca na nudę. Do miejsca, które jednych ludzi intryguje i przyciąga niczym magnes, zaś innych wręcz przeciwnie - odstrasza i sprawia, że pierwsza wizyta jest jednocześnie tą ostatnią. Scenarzysta konsekwentnie, krok po kroku rozbudowuje wymyślony w swojej głowie świat, dodając kolejne elementy, postacie, inicjując mniejsze bądź większe wątki, które czasami luźno są ze sobą powiązane. A wszystko to konsekwentnie czyni w nawiązaniu do Srebrnej oraz Złotej Ery dla komiksu, z rozmysłem posypując całość oldskulową otoczką oraz robiąc wielki ukłon w stronę superbohaterskiego etosu.
W Astro City jest jeszcze tak wiele miejsc do odkrycia, mnóstwo rejonów i zakątków, w których znajdziemy superbohaterów, superzłoczyńców, czy też zwykłych mieszkańców wpatrujących się w niebo i podziwiających swoich obdarzonych mocami bogów, czy aniołów. Każdy ma do opowiedzenia jakąś historię, snuje refleksje na temat własnego życia, z każdą dopiero co wprowadzoną na scenę postacią wiąże się jakiś dramat lub tragedia. Busiek rozkłada swoich bohaterów na czynniki pierwsze, daje im lekcje, z których muszą wyciągnąć wnioski, zmusza do zastanowienia się nad obraną ścieżką, czy podjętymi decyzjami. Uwielbiam format krótkich, głównie jednozeszytowych rozdziałów, gdzie w ramach wątków obyczajowych obserwować można radości i sukcesy, smutki i porażki, z różnej perspektywy spoglądać na życie w Astro City. Nie na każdego czeka happy end.
Jak wspomniałem wyżej w Astro City nie brakuje kobiet i mężczyzn obdarzonych mocami, paradujących w cudacznych kolorowych kostiumach, posługujących się równie cudacznymi i czasem wręcz zabawnymi pseudonimami. W drugim tomie przewijają się od czasu do czasu niektórzy bohaterowie z pierwszej części, ale w większości są to małe role. Te główne odgrywają całkowicie nowi herosi, przestępcy oraz pozostali, którzy mieszkają w tym miejscu od dawna, albo też trafili do niego w różnym momencie, z różnych powodów. Poznajemy Zwariowanego Leo o smutnych oczach, czyli bohatera kreskówek, który nagle ożył i poznaje plusy oraz minusy z tym związane. Poznajemy Pseudożółwia o imieniu Marty, który od dziecka żył marzeniami i fantazjami o trafieniu do Oz, Narnii, czy Krainy Czarów. Ten naiwny oraz łatwowierny mężczyzna, po wielu perypetiach dopiero w Astro City znajdzie swoją wymarzoną przystań. Spotkamy scenarzystkę komiksową pracującą dla kontrowersyjnego szefa wydawnictwa. Pojawia się mężczyzna, który z aktora filmowego zamienia się na chwilę w prawdziwego superbohatera i tym samym zdobywa wielką sławę. Swoje pięć minut otrzymują starszy boy hotelowy, który na co dzień wita oraz żegna wielu nowo przybyłych do miasta, a także pewna kobieta, która jak się okazuje zabrała światu na zawsze ważnego superbohatera. Do tego emerytowany od dawna heros na chwilę znów wkroczy do akcji, zaś prawnik, który osiągnął niespodziewany sukces będzie musiał teraz ratować swoją rodzinę przed żądnym zemsty gangsterem.
Dużo dobrego jakościowo kontentu, ale najlepsza jest ta najdłuższa, składająca się wyjątkowo z kilku rozdziałów opowieść poświęcona Steeljackowi. Widoczny na okładce, pokryty metalem złodziejaszek wychodzi z więzienia (gdzie z przerwami spędził ponad 20 lat) i próbuje na nowo poukładać sobie życie. Jak łatwo się domyślić, nie będzie to takie lekkie, łatwe i przyjemne. Podejmie się on wytropienia osoby odpowiedzialnej za mordowanie jeden po drugim złoczyńców z dzielnicy Kiefer Square, a także odkryje plan tajemniczego Konkwistadora, dla którego pracuje większość zdesperowanych mieszkańców wspomnianej dzielnicy. Pełen twistów, emocji i ciekawych rozwiązań story arc, gdzie czytelnik kibicuje Carlowi/Steeljackowi, aby ten pomyślnie wybrnął z tej pełnej wzlotów i upadków "przygody". Świetna opowieść z bardzo satysfakcjonującym finałem, taka perełka w tym zbiorze.
Komiks czyta się bardzo sprawnie, szybko, bez żadnych dłużyzn i przestojów. Można powiedzieć, że całość wciąga niemal jednym tchem. podobnie jak w pierwszym tomie jest oczywiście poupychanych wiele smaczków, odniesień i nawiązań do różnych znanych komiksów, celowo łatwych do zlokalizowania. Nie brakuje miejsca na efektowne starcia pomiędzy superbohaterami oraz superzłoczyńcami, ale schodzą one tak naprawdę na drugi plan, gdyż wyjątkowo u Busieka i Andersona królują bardziej przyziemne sprawy, z jakimi zmagają się poszczególne postacie. Co ważne podkreślenia - nawet jeśli niektóre rozdziały według mnie odstają od reszty ("Tam, gdzie akcja", "Lśniąca zbroja", "Sielanka"), to i tak są one na tyle udane, że nie ma poczucia jakiegoś rozczarowania.
Za ilustracje ponownie odpowiada Brent Anderson, który zapewnia solidny i równy poziom od początku do końca, i do którego kreski można się było już w poprzedniej odsłonie łatwo przyzwyczaić. To nie jest styl, na którego widok szczęka opada z wrażenia, ale warto docenić realistyczne i szczegółowe plansze, trafnie ukazane emocje malujące się na twarzach poszczególnych postaci, czy też dopracowany drugi plan. Anderson idealnie wpasował się w realia zaproponowane przez Busieka, z pełną świadomością postarzając swój styl i nawiązując rysunkami do Złotej i Srebrnej Ery komiksu. W mojej ocenie efekt jego starań (plus starań inkera oraz kolorysty) jest bardzo zadowalający. Nie wyobrażam sobie, aby ktoś inny miał go zastąpić.
I na koniec bonus. W ostatnim rozdziale gościnnie pojawia się cała rzesza (ponad 20) znanych twórców, w tym ci z najwyższej półki, aby wykonać po jednej stronie do PRZEWODNIKA TURYSTYCZNEGO, co jest prawdziwą gratką i ciekawym urozmaiceniem. Dodatkowo osiem stron zilustrował w całości Ben Oliver. Jest na czym zawiesić na dłużej oko.
Pod względem objętości album ten prezentuje się bardzo okazale i wzorem pierwszego tomu również ta cegiełka liczy sobie około 500 stron. Nie zmieniła się również cena okładkowa, co z pewnością cieszy. Teoretycznie z tyłu okładki widnieje cena 249zł, ale w praktyce można komiks ten bez problemu nabyć z 30% rabatem, a nawet jeszcze lepiej. Wiele osób powie, że to oczywiście nie jest mała kwota. Bo nie jest. Ale przecież nikt nie każe każdemu inwestować w ładne polskie twardookładkowe wydanie w powiększonym formacie. Zawsze alternatywnie można zaopatrzyć się w ramach różnych promocji w wersję oryginalną. Ja akurat zbieram całość od Muchy, bo ten konkretny cykl o Astro City zasługuje moim zdaniem, aby w niego zainwestować raz do roku te około 170 złotych.
Sama jakość wydania jest bardzo dobra, ale żeby nie było tak słodko - niestety Mucha nie ustrzegła się błędu na drugiej stronie spisu treści. Do tytułów historii rozdziałów 10-16 oraz 18 przypisano złe oryginalne zeszyty, dublując w dużej mierze zawartość wcześniejszej strony. Na całe szczęście taki babol przytrafił się akurat w tej sekcji, gdzie nie ma to aż (dla mnie) takiego znaczenia. Dalej wszystko jest prawidłowo, tak jak w oryginale.
PRZEWODNIK PO ASTRO CITY TOM 2 spełnił wszystkie związane z nim oczekiwania, zachwycając mnie równie mocno, jak to było w przypadku pierwszej odsłony. Komiks warty swojej ceny, warty spędzonego na czytaniu i oglądaniu czasu, warty dołączenia go do swojej kolekcji. To piękna i bogata w ważne tematy podróż wypełniona emocjami, refleksjami, przemyśleniami, która po zakończeniu na dłużej pozostaje w pamięci. Chociaż momentami wyczuwalne jest, że historie te mają już na karku swoje lata, rdzewiejąc powoli i nieuchronnie niczym prawe udo Steeljacka, to wiele z poruszanych tematów jest do dziś mocno aktualnych oraz uniwersalnych. Astro City Kurta Busieka oraz Brenta Andersona to miejsce, które ekscytuje, absorbuje, oczarowuje, wciąga, hipnotyzuje i wręcz uzależnia, nie pozwalając oderwać się od lektury. Ani się człowiek nie obejrzy, a już dociera do końca. Smutek jest jednak chwilowy, gdyż natychmiast rodzi się ekscytacja związana z wyczekiwaniem w zapowiedziach kolejnego tomu.
Nie - to nie jest komiks dla każdego. Tak - jeśli zauroczyła kogoś wizja twórców oraz ich pomysły zaprezentowane w tomie pierwszym, to sięgnięcie po kontynuację wydaje się ze wszech miar trafną decyzją. Nie będziecie żałować.
- Astro City żegna. Prosimy o ostrożną jazdę -
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów ASTRO CITY v2 #13 - 22, ASTRO CITY: LOCAL HEROES #1 - 5, ASTRO CITY SPECIAL #1, 9-11 THE WORLD'S FINEST COMIC BOOK WRITERS & ARTISTS TELL STORIES TO REMEMBER #2 oraz ASTRO CITY: A VISITOR'S GUIDE
Autor: Dawid Scheibe










Brak komentarzy:
Prześlij komentarz