wtorek, 20 września 2016

STAR TREK/GREEN LANTERN: THE SPECTRUM WAR


W roku 2015 powstał kolejny crossover pomiędzy wydawnictwem DC Comics, a IDW Publishing. Obie firmy najwyraźniej lubią ze sobą współpracować, gdyż w ostatnim czasie na rynku co rusz pojawia się zapowiedź jakiegoś wspólnego projektu, z czego każdy przyprawia fanów historii obrazkowych o przyjemny dreszczyk podniecenia. Dzisiaj skupię się krótkim opisie wspólnych przygód bohaterów Star Treka oraz Korpusu Zielonych Latarnii. Takie połączenie (które już samo w sobie zachęca do sięgnięcia po ten komiks) raczej nie powinno nikogo dziwić, gdyż według mnie jest to naturalna i ze wszech stron logiczna kolej rzeczy. Można się jedynie zastanawiać, dlaczego dopiero teraz ktoś wpadł na pomysł, aby skrzyżować drogi załogi U.S.S. Enterprise oraz Green Lanternów. Problem z międzywydawniczymi crossami jest jednak taki, że często gęsto nie spełniają one pokładanych oczekiwań, pomimo, że teoretycznie takie spotkania powinny być intrygujące i ciekawe. Dlatego też podchodziłem do THE SPECTRUM WAR z pewnym dystansem, aby przypadkowo nie rozczarować się, jak to było chociażby ze STAR TREK/LEGION OF SUPER-HEROES. 

Scenariusz sześcioczęściowej mini serii powierzono Mike’owi Johnsonowi, który pojawiał się od czasu do czasu w ramach New 52 (SUPERGIRL, SUPERMAN, EARTH 2), zaś tworzenie ilustracji przypadło mniej znanemu szerszej rzeszy komiksowych odbiorców - Angelowi Hernandezowi (STAR TREK: MANIFEST DESTINY, INFINITE CRISIS: FIGHT FOR THE MULTIVERSE). Czasem jednak ci mniej znani mogą zagwarantować wyższych lotów rozrywkę, niż przereklamowane nazwiska. W tym wypadku to się potwierdziło. IDW często wykorzystuje okazję do tworzenia oryginalnych (szalonych?) crossoverów z udziałem bohaterów serii STAR TREK, którzy na swojej drodze spotkali już m.in. X-Men, Legion of Super-Heroes, Doctora Who, czy postacie zamieszkujące Planetę Małp. W jaki sposób doszło zatem do konfrontacji z Halem Jordanem?

Ganthet, ostatni ze Strażników wprowadza w akcie desperacji w życie plan o nazwie „Last Light”. Przenosi przedstawicieli poszczególnych Korpusów oraz sześć kolorowych pierścieni do innego wszechświata, gdyż aktualny został zniszczony po ponownym ataku Nekrona. War of Light rozgorzała tym samym na nowo w alternatywnym uniwersum, które już nigdy nie będzie takie samo.

Historię można traktować jako kontynuację Najczarniejszej Nocy, która jak widać miała miejsce ponownie, i to z jeszcze bardziej destrukcyjnym skutkiem. Nie przejmujcie się jednak tym, że trzeba koniecznie znać przebieg tego wydarzenia. Choć nie ukrywam, że wiedza na temat potyczki z Nekronem jest mile widziana i z pewnością trochę pomaga ogarnąć, co wydarzyło się wcześniej. W każdym razie niezbędne informacje przewijają się w formie wspomnień poszczególnych bohaterów, przez co chyba łatwo ustalić podstawowe fakty. W komiksie pojawiają się znani i lubiani liderzy prawie każdej gałęzi spektrum emocji, czyli Jordan, Star Sapphire, Sinestro, Saint Walker, Atrocitus, czy Larfleeze. Z tego towarzystwa brakuje jedynie Indygo-1. Aktywowane na nowo pierścienie zostawione przez Gantheta wybierają sobie nowych gospodarzy, przez co możemy zobaczyć w nowej roli kilku członków załogi Jamesa T. Kirka. Jak łatwo przewidzieć, kolory żółty, pomarańczowy oraz czerwony trafiają do specyficznego rodzaju posiadaczy, co siłą rzeczy staje się iskrą inicjującą konflikty z udziałem takich ras, jak Klingonie, Romulanie, czy Gornowie. Na szczęście oszczędzono nam bezsensownych pojedynków dobry kontra dobry (albo – „najpierw wal, potem zadawaj pytania”), które są irytującą częścią wielu tego typu opowieści. Zamiast tego skupiono się dosyć szybko na połączeniu i wspólnym opracowaniu planu w obliczu nadchodzącego zagrożenia. Również zakończenie wydaje się logiczne i zostawia otwartą furtkę, jeśli chodzi o ewentualną kontynuację.

Historia jest wciągająca, jest dużo ciekawej akcji, która trzyma w napięciu i daje sporo przyjemności czytelnikowi. Nie mamy tu do czynienia z jakimś przesadnie „głębokim” scenariuszem, ale jak wiadomo całość została rozpisana na sześć zeszytów, stąd pole do popisu było dosyć ograniczone. Co najważniejsze, chyba wszystkie postacie są krótko mówiąc sobą i zachowują się tak, jak do tego przywykli fani obu serii.

Od strony wizualnej komiks prezentuje się bardzo dobrze. Kreska, jaką dysponuje Hernandez jest przystępna chyba dla każdego odbiorcy. Dbałość o szczegóły, a także efektowne ukazanie scen walki to najmocniejsze punkty tego artysty, którego prace z pewnością nie przeszkadzają, a wręcz przeciwnie sprawiają, że całą historię śledzi się w niezwykle przyjemny dla oka sposób. Kolory są tutaj bardzo żywe i odgrywają dużą rolę, ale to przecież nie powinno dziwić, jeśli w grę wchodzą różnokolorowe Korpusy.

STAR TREK/GREEN LANTERN: THE SPECTRUM WAR to przykład na to, że jednak można stworzyć interesujący crossover pomiędzy dwiema cieszącymi się dużą popularnością franczyzami. Zarówno pod kątem scenariusza, jak i samych ilustracji twórcy dosyć dobrze wywiązali się ze swoich obowiązków, przez co finalny produkt okazał się lepszy, niż początkowo oczekiwałem. Komiks jest przystępny zarówno dla zagorzałych fanów Star Treka, jak i osób zainteresowanych jedynie losami Hala Jordana i spółki. Rzecz warta zakupu, a w szczególności skierowana do osób, które bardzo dobrze wspominają historię Blackest Night.

Warto na koniec dodać, że jak widać dużo osób podziela moje zdanie na temat tej pozycji, gdyż zapowiedziany został już kolejny cross pomiędzy ST i GL autorstwa tych samych twórców. Oby okazał się równie udany.

Ocena: 5-/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów STAR TREK/GREEN LANTERN: THE SPECTRUM WAR #1- 6.

Komiks znajdziecie w bogatej ofercie sklepu ATOM Comics.

Dawid Scheibe

2 komentarze:

  1. Wkradł Wam się do tekstu chochlik, który literki pozamieniał miejscami ;-)
    "(...) Problem z międzywadywniczymi (...)" Coś tu chyba nie pasuje :-)

    OdpowiedzUsuń