czwartek, 17 września 2020

Top 10 zgrzytów w komiksach, które przeczytałem

Czy znacie te uczucie, kiedy czytacie komiks i coś wam nagle przestaje pasować w przedstawianiu postaci? Ja doświadczyłem czegoś takiego dobrych kilka razy. Dobrze jednak, że scenarzyści starają się wpleść nowe elementy, aby historie były jak najmniej schematyczne. Niestety, tak jak w życiu, nie wszystkie pomysły lub ich aranżacje są udane. Poniżej subiektywny ranking przypadków, gdy w historiach postaci coś mi „nie zagrało”. Tak bardzo subiektywny, że ograniczyłem się do komiksów DC, które sam przeczytałem. W tekście specjalnie nie podawałem nazwisk scenarzystów, aby nie wytykać ich palcami. Wiadomo, że nawet zdolnym ludziom zdarzają się błędy, a mimo wszystko, od nieścisłości w komiksach się nie umiera. Materiał może zawierać spoilery. Tak więc zaczynajmy.

10. Sojourner Mullein – niech żyje kompetencja
FAR SECTOR #1 (Young Animal)

Listę otwiera przypadek, gdzie zgrzyt jest na samym początku historii nowej postaci. Jest tu odległa planeta ze złożoną sytuacją polityczną i z pierwszym od pierwszym od pięciu stuleci popełnionym morderstwem. Jak widać przypadek jest bardzo niecodzienny. No i mamy pochodzącą z innej części kosmosu, zieloną latarnię, która ma zająć się rozwiązaniem tego morderstwa chociaż już na pierwszych ze stron mówi, że dla niej jest to pierwsze śledztwo kryminalne. Seria FAR SECTOR zbiera raczej dobre recenzje, ale po przeczytaniu pierwszego zeszytu, cisnęło mi się na usta pytanie do świata przedstawionego: „Kto do tej sprawy przydzielił nowicjusza ?”.

9. Kyle Rayner – kiedyś się posiadało inne możliwości, chyba
GREEN LANTERN: NEW GUARDIANS #40 (New 52) i HAN JORDAN AND THE GREEN LANTERN CORPS #17 (Rebirth)

Drugi i ostatni latarnik na tej liście. Kyle Rayner założył własny korpus białych latarni. Jakiś czas później, krótko po tym, kiedy zostaje nazwany przez Hala Jordana największym latarnikiem, w nagły sposób traci możliwość noszenia wspomnianego pierścienia i ponownie staje się zieloną latarnią, czyli nijako wraca do szeregu. Dobrze, że nie popada w smutek, niemniej z miejsca przechodzi z tym do porządku dziennego, jakby nic się nie stało. Dodatkowo nie wspomina o dotychczasowym korpusie, czy o czarnym charakterze o imieniu Oblivion, który przez te zdarzenie może powrócić z nowym zagrożeniem. To prawda, że korpus Białych Latarni miał bardzo luźną strukturę, ale dla mnie jest to mimo wszystko to pewien zgrzyt. W moim odczuciu wystarczyłaby jedna dodatkowa strona komiksu pokazująca jak Kyle głęboko oddycha pogrążony we własnych myślach. Niestety takiej strony zabrakło.

8. Lex Luthor – czyli jak przesycić komiks postacią poboczną
SUPERWOMAN #1-7 (Rebirth) 

Seria o Superwoman, a zwłaszcza jej pierwszy tom, to nie jest udany komiks. Bardziej niż tytułowa bohaterka przeszkadzała mi tu jednak aranżacja Lexa Luthora. Znany antagonista ma związki rodzinne z głównym, czarnym charakterem tego komiksu, dlatego jego występ jest uzasadniony. Mimo wszystko twierdzę, że nie można go nazwać istotnym dla bieżącej fabuły, a często w niej pojawia. „Często” czyli w tym wypadku „za często”. Luthor nie jest na co drugiej stronie, ale działało na mnie nużąco, kiedy to opowiadana historia po raz kolejny do niego przechodziła, aby nieszczególnie cokolwiek z tego wynikało. W tym wypadku, nie miał być to nawet jednoznacznie zły, aby wywołać negatywne emocje.

7. Damage – silny, czasami
DAMAGE #2-6 (Rebirth)

Jeśli pamiętacie to Damage to tytułowy potwór z jednej serii w ramach THE NEW AGE OF DC HEROES. Jedną z jego głównych cech była nadludzka siła. Niestety nie do końca udało się konsekwentnie pokazywać jej poziom. Najpierw Damage pokonuje część Suicide Squad, potem walczy jak równy z równym z osławioną Wonder Woman, z którą finalnie remisuje, aby niewiele później szybko przegrać z … zdecydowanie mniej osławioną Poison Ivy. Ja rozumiem, że Trujący Bluszcz, też ma swoje momenty świetności w komiksach, natomiast nie do końca widzę czemu służyła akurat taka sekwencja starć w krótkim czasie. Finalnie Damage i Poison Ivy rozchodzą się we względnej zgodzie, a ich spotkanie możliwie mocniej rozbudowuje postać Pameli niż Damage'a, który - jako nowa osoba w uniwersum - bardziej tego potrzebował.

6. Eradicator – bo kogo obchodzi przełożony
SUPERMAN #3 (Rebirth) i SUICIDE SQUAD #19 (Rebirth)

Czytelnik dowiaduje się, najpierw, że Eradicator został zbudowany według woli generała Zoda oraz był namaszczony na jego sługę. Jeśli jednak ktoś sięgnie po komiks z innej serii, dowie się, że w bezpośrednim sąsiedztwie generała nie okazuje mu jakichkolwiek znaków bycia podległym. Co więcej, nie okaże mu, że znał go wcześniej. Inna sprawa, że sam Zod też sobie niewiele robi z jego obecności. Jak widać hierarchia jest w tym momencie mocno uznaniowa. Wiele osób chciałoby mieć podobnie w miejscu pracy.

5. Wonder Woman – amazonka z wyczuciem
TRINITY #17-18 (Rebirth)

Wonder Woman trafia z towarzyszami do magicznej krainy Skartaris, gdzie tymczasowo traci wzrok. Jak się jednak okazuje, brak wzroku nie specjalnie ogranicza ją w walce. Swoją zręczność tłumaczy amazońskim szkoleniem, gdzie uczono ją wyostrzać pozostałe zmysły. Dopowiem jeszcze, że w czasie swojego przejściowego ociemnienia wojowniczka między innymi jeździ konno i nurkuje w otoczeniu wodnego potwora. Nawet przy uwzględnieniu, że jest to postać fikcyjna, mam wątpliwości, czy trening mógł ją do czegoś takiego przygotować. Rozumiem, że czerwony kolor zbroi Wonder Woman mógł się komuś skojarzyć z Daredevilem, no ale nie przesadzajmy.

4. Jacyś ludzie z Arktyki – gdy nie wiadomo czy to pomoc czy nie
GREEN ARROW #9 (New 52)

Czasami do wydołania zgrzytu zębów nie potrzeba nawet postaci scharakteryzowanej przez choćby nazwisko lub pseudonim. Efekt może być osiągnięty przez anonimowe osoby, które w dodatku w kluczowym momencie są poza pierwszym i drugim planem wydarzeń. Już piszę o co mi chodzi. Green Arrow razem z jedną kobietą uciekają przez arktyczne pustkowie. Trafiają tymczasowo do małego miasteczka, gdzie najpierw przez bójkę a później przez wychylenie kieliszka łucznik nawiązuje znajomości z miejscowymi. Później, znowu na szlaku, Green Arrowowi i kobiecie drogę zastępuje goniący ich złoczyńca. Heros przegrywa z nim walkę. A co się dzieje kiedy leży na ziemi i słucha gadania czarnego charakteru? Mieszkańcy miasteczka postanawiają mu pomóc … poprzez uczycie materiałów wybuchowych i spuszczania na wszystkich lawiny. Aż się człowiek może zastanowić, jakie łucznik wzbudził emocje w miejscowych, kiedy z nimi przebywał. 

3. Batman – tylko człowiek
BATMAN #51-57 (Rebirth)

Wydanie zbiorcze COLD DAYS (w edycji polskiej: ZIMNE DNI) to dobry przykład tego, że sprzeczny wydźwięk opowieści może przeszkadzać, nawet jeśli same historie są dobre. W pierwszej opowieści zawartej w tym wydaniu zbiorczym, czytelnik jest świadkiem przekonywującej argumentacji, że Batman jest tylko człowiek i jako istota ludzka może się mylić. Ten sam czytelnik przechodzi przez kolejne strony aż do końca tomu, gdzie w finale Batman bezpośrednio po przejściu trzystu kilometrów na piechotę i to w śnieżycy, bierze udział w bójce. Mimo tego śnieg dalej sypie, a człowiek-nietoperz otrzymał w walce ranę postrzałową, to heros po chwili niewzruszony rusza w powrotną trzystukilometrową drogę. Znany z memów, znawca surwiwalu Bear Grylls też jest tylko człowiekiem i istotą ludzką, ale sądzę, że on by tego nie powtórzył.

2. Enchantress – czyli czego uczy się czarownica, gdy nikt nie patrzy
SUICIDE SQUAD #16 (Rebirth)

Przez pewien czas w drużynie Suicide Squad była młoda hakerka o pseudonimie Hack. Później niestety ta postać ginie, co nie zmienia faktu, że chciano wykorzystać postać o podobnych umiejętnościach do następnej historii. Co zrobiono aby uzyskać ten cel ? Zrobiono hakerkę z czarownicy, której zazwyczaj nie po drodze z naukami ścisłymi. Enchantress najpierw wie, jak oszukać uzbrojonego robota (no dobra, sam robot jej w tym pomógł), a później infekuje sieć wirusem komputerowym. Gdyby zrobiła to połączona z czarownicą, June Moon pewnie nie wyglądało to tak dziwnie. Niestety tak nie jest. Kiedy byłem w wieku szkolnym miałem książkę do matematyki o dumnym tytule: „I ty zostaniesz Pitagorasem”. Być może Enchantress miała inną, na przykład: „I ty będziesz znawcą informatyki i automatyki po jednym dniu”.

1. Trybunał Sów – bo bycie tajnym jest nudne
BATMAN #1-12 (New 52)

Wiele fikcyjnych postaci, na czele z Supermanem, ma niemal nieustannie wydawane komiksy z ich przygodami. I to przez dziesięciolecia. Nie jest trudno przewidzieć, że cechy ich samych lub ich otoczenia zmieniały się w czasie. Pierwsze miejsce w tym zestawieniu zajmuje organizacja, której metamorfoza odbyła się jednak trochę za szybko. Kiedy rozpoczyna się przedstawiana historia, Trybunał Sów jest traktowany jako legenda, znana głównie z pewnego wiersza. Sam Batman wspomina, że kilkukrotnie sprawdzał, czy być może istniał naprawdę, ale niczego nie znalazł. Otóż w świecie komiksu Trybunał Sów istniał naprawdę, przez pokolenia skutecznie ukrywając swoją obecność, aby raptem na przestrzeni dwóch wydań zbiorczych … zrobić jawny, zbiorowy atak na Gotham, a przez to w rozpoznawalnych przebraniach, pokazać wszystkim własną obecność. Jeśli wcześniej o organizacji nie wiedział prawnie nikt, to nagle dowiedziało się o nim duże miasto. Komiks był naprawdę wciągający i mam nadzieję, że nie użyję za mocnych słów, ale w krótkim czasie stan bieżący Trybunału został parodią jego stanu początkowego.

Jak napisałem na początku, przy tworzeniu tego zestawiania ograniczyłem się tylko do komiksów które ma przeczytałem. Z tego powodu nie umieściłem w nim Catwoman jako uciekającej panny młodej, czy Superboya któremu skokowo zmieniał się wiek. Nie ma też przypadków z komiksów wydanych przed New 52 czyli przez 2011 rokiem. Zabrzmię teraz jak jakiś youtuber, ale jeśli macie własne przypadki, które was zirytowały, piszcie w komentarzach. Jeśli z jakimiś moim punktem się nie zgadacie, też piszcie, zwłaszcza jeśli przeczytaliście wskazany komiks. No a tymczasem trzymajcie się i udanej końcówki września.

Wykorzystane grafiki pochodzą  z serwisu Comic Vine.

Kędzior

Jeszcze tu jesteście. No dobra, to niech wam będzie.

Wyróżnienie specjalne:
Thirteen – nie, po prostu nie
HIGH LEVEL #6 (Vertigo, pod koniec swojego funkcjonowania)

Nie byłem fanem imprintu dla dorosłego czytelnika o nazwie Vertigo… ale tutaj nie o tym. Zestawianie zacząłem od komiksu, który nie spodobał mi się na początku, więc tutaj dodam tytuł który zdenerwował mnie przy zakończeniu. Bohaterka komiksu jest świadkiem zabicia dziecka, które było jej towarzyszem przez całą historię. Dopiero po wymianie ognia i rozmowie z inną postacią, zaczyna wspominanie dziecko opłakiwać. Po chwili wchodzi do zamkniętej strefy, do której zdążała przez całą historię i zastaje ją pustą. Pojawia się tylko hologram postaci w kapturze, który mówi jakiś ponury bełkot i znika. Kobieta ogląda nagranie ze smartwatcha o nieżyjącym już towarzyszu, po czym, pewnym krokiem idzie dalej przy informacji w twarz czytelnika, że to dopiero początek. Być może moja próba opisu nie oddaje tego w pełni, ale najgorsze zakończenie komiksu jakie kiedykolwiek przeczytałem, wliczając w to również komiksy spoza USA. Mam nadzieję, że zakończenia innych komiksów, z którymi jako czytelnicy będziemy mieć styczność będą już tylko lepsze.

To już naprawdę koniec. Pozdrawiam,

Kędzior

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz