czwartek, 21 marca 2019

OSTATNI KRYZYS

Większość czytelników tego bloga wie zapewne, czym w kontekście komiksów DC jest Kryzys. Dla tych, którzy nie wiedzą, spieszę z wyjaśnieniem: mianem Kryzysu określa się największe (o skali wręcz nie tyle uniwersalnej, co multiwersalnej) i najważniejsze eventy/crossovery wydawnictwa, których reperkusje zmieniają oblicze całego uniwersum i ustanawiają nowe status quo na najbliższe lata. I chociaż zdarzały się już Kryzysy pozbawione tego miana (np. ZERO HOUR) oraz Kryzysy, które Kryzysami nie były (np. KRYZYS TOŻSAMOŚCI), obecność tego słowa w tytule zawsze budzi u obeznanego z tym terminem czytelnika spore emocje i duże nadzieje.

Mimo że przez ponad 80 lat istnienia wydawnictwa mieliśmy już do czynienia z kilkoma Kryzysami (ostatnio - za sprawą Bendisa i jego YOUNG JUSTICE - mówi się o siedmiu), za coś w rodzaju wielkiej trójcy uważane są trzy wydarzenia: KRYZYS NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH (1985, Marv Wolfman i George Pérez), NIESKOŃCZONY KRYZYS (2005, Geoff Johns i Phil Jimenez) i OSTATNI KRYZYS (2008, Grant Morrison i J.G. Jones). Pierwszy z nich porządkował zbyt skomplikowane wówczas uniwersum DC, niszcząc część alternatywnych Ziem i łącząc pozostałe w jeden organizm, drugi przywrócił multiwersum, pozbywając się jednocześnie ostatnich ocalałych ze starego multiświata, trzeci z kolei opowiada o... tego w recenzji zdradzać nie będę. Dość powiedzieć, że wszystko zaczyna się odnalezieniem zwłok Oriona, jednego z Nowych Bogów Kirby'ego, a wiadomo, że tam, gdzie pojawia się jedna z takich postaci, zaraz można spodziewać się kolejnych - a nie wszystkie są tak przyjazne, jak agresywny może, ale stojący jednak po stronie dobra wychowanek Highfathera.

Myślę, że warto zacząć tutaj od małego porównania scenarzystów NIESKOŃCZONEGO i OSTATNIEGO KRYZYSU. Geoffa Johnsa i Granta Morrisona bez dwóch zdań łączy olbrzymia wiedza dotycząca świata DC, a także zdolność wyciągania na światło dzienne nieco zakurzonych jego elementów i integrowania ich z aktualną mitologią. Dzieli ich jednak styl pisania. Chociaż wielu zarzuca Johnsowi zbytnią efektywność i epickość jego dzieł, ciężko chyba znaleźć osobę, która nie uznałaby ich przynajmniej za porządną rozrywkę; jest głośno, kolorowa i zabawnie - skojarzenie z filmami Marvela nasuwa się samo. Morrison to autor innego rodzaju; jego scenariusze pełne są dziwności, wieloznaczności i metafizyki, a nawet najwierniejsi fani mają czasem problemy z odpowiedzią na znane wszystkim uczniom pytanie "o co autorowi chodziło", co sprawia, że raczej nie jest to twórca "dla każdego".

Po cóż o tym piszę? Otóż jakiś czas temu wydano u nas NIESKOŃCZONY KRYZYS i można spokojnie powiedzieć, że był to dość typowy komiks Johnsa. Mogłoby to sprawiać wrażenie, że następny w linii KRYZYS będzie dziełem o podobnym charakterze, co z kolei prowadziłoby do automatycznego kupna komiksu przez wszystkich, którym podobał się "poprzednik". Nic jednak bardziej mylnego - to także twór na wskroś autorski i zasadniczo nie znajdziemy w nim ani zabawnych one-linerów, ani efektownych starć. Całość utrzymana jest raczej w poważnym, by nie powiedzieć wisielczym tonie i tych, którzy szukaliby w nim heroicznych akcji i klasycznego happyendu może dość mocno rozczarować.

Nie jest to jednak jedyny problem komiksu, a właściwie nie jest to w ogóle problem - dobrze, że w amerykańskim mainstreamie tworzy się tak różnorodne dzieła. Problemów sensu stricte jednak jest całkiem sporo. Przede wszystkim, OSTATNI KRYZYS, jak zresztą wiele eventów o takiej skali, cierpi na przerywaną, niespójną fabułę: parę ciekawych zdawałoby się wątków nie jest odpowiednio naświetlonych (np. ogłoszony przez Alana Scotta "Paragraf X"), a z niektórych postaci można było spokojnie zrezygnować, bo nic nie wnoszą do całości. Przed lekturą spodziewałem się także, że zobaczę w komiksie sporo dziwności i absurdów - które w tym medium bardzo lubię - jednak elementy tego rodzaju niezbyt przypadły mi do gustu: były może dziwaczne, ale brakowało w nich takiego pozytywnego szaleństwa, jakiegoś takiego efektu "wow, that's weird". Przeszkadza mi także zakończenie, które klasycznie dla eventów DC Comics pojawia się jakby z nikąd i jest poprowadzone na chybcika. Dlatego też najbardziej w całym tomie podobały mi się numery nienależące do głównej miniserii, które były o wiele bardziej spójne i w których scenarzysta mógł bardziej "pobawić" się komiksami na ten swój dziwny, umiłowany przez wielu sposób.

Za warstwę graficzną głównej miniserii OSTATNIEGO KRYZYSU w większości odpowiadał J.G. Jones, który komiks zarówno rysował, jak i tuszował; w niektórych numerach wsparli go jednak inni artyści, głównie Marco Rudy, Carlos Pacheco i Jesus Merino. Rysunki w dwóch ostatnich zeszytach częściowo (#6) lub w całości (#7) wykonał Doug Mahnke, który zilustrował także dwuczęśiowy tie-in dedykowany Supermanowi. Taką samą liczbę pobocznych numerów, tym razem poświęconych Batmanowi, narysował Lee Garbet, a listę artystów zamyka Matthew Clark odpowiedzialny za tie-in z Black Lightningiem i Tattooed Manem. Wszyscy ci rysownicy zrobili dobrą, chociaż nie genialną robotę, a okazjonalne zmiany stylu nie są na tyle poważne, by powodowały dysonans podczas przechodzenia pomiędzy pracami poszczególnych artystów.

Opisywany zbiór został wydany w linii DC Deluxe, z którą nie miałem wcześniej do czynienia. Twarda okładka komiksu jest więc jednolicie czarna z wytłoczonym na niej tytułem, a całość oplata papierowa obwoluta, którą zdobi już normalny rysunek. Taki sposób wydania nie przypadł mi do gustu i w ogóle nie kojarzy się z czymś, co miałoby być "deluxe" - obwoluta, jak to obwoluta, nie chce trzymać się jednego miejsca, okładka właściwa jest z kolei nieprzyjemna w dotyku, a wytłoczony tytuł niezbyt widoczny. I jeszcze to tłumaczenie, które jest chyba najgorszą czytaną przeze mnie translacją komiksu - drogie wydawnictwa, społeczność komiksiarzy ogarnia język angielski w stopniu wystarczającym do tego, by bez "pudełek matek", "władców luster" i tym podobnych niezręczności zrozumieć, co znaczą nazwy danych przedmiotów czy pseudonimy poszczególnych postaci.

Niestety, w podsumowaniu nie mogę z czystym sumieniem polecić tego komiksu. Rwana, w wielu punktach niejasna lub zbyt skomplikowana fabuła (nie jestem w stanie np. powiedzieć, jakie reperkusje niósł za sobą ten event) sprawia, że lektura całości jest dość męcząca. Tom ma swoje jaśniejsze punkty (miniserie Batmana i Supermana), ale nie ma ich na tyle dużo (ani nie są aż tak dobre), by specjalnie dla nich sięgać do portfela. Zdaję sobie jednocześnie sprawę, że jest to twór na tyle skomplikowany, że może się niektórym czytelnikom spodobać o wiele bardziej, stąd ostatecznie oceniam go na 3/6.



Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji. Opisywany zbiór zawiera materiały pierwotnie opublikowane w następujących komiksach: DC UNIVERSE #0, FINAL CRISIS #1-7, FINAL CRISIS: SUPERMAN BEYOND #1-2, FINAL CRISIS: SUBMITE #1, BATMAN #682-683. Ten i inne komiksy z linii DC DELUXE możecie kupić u wydawcy lub na ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz