wtorek, 12 marca 2019

WKKDC #67 - SUPERMAN/BATMAN: LEGENDY NAJLEPSZYCH NA ŚWIECIE

Znów przypadło mi w udziale recenzować wspólne przygody Supermana oraz Batmana, których mieliśmy okazję przeczytać już kilka w ramach kolekcji Eaglemoss. Czytając pierwsze doniesienia mówiące o przedłużeniu kolekcji, a nawet jeszcze kilka tygodni temu, byłem pewien, że w tym miejscu opowiem o kolejnym story arcu powstałym swego czasu w ramach znanej serii SUPERMAN/BATMAN. Nic z tych rzeczy, ale akurat nie jestem jakoś zawiedziony z tego powodu. Mała (ale istotna) modyfikacja tytułu w stosunku do pierwotnych zapowiedzi sprawiła, iż materiał podlegający dzisiaj ocenie pochodzi z mini serii opublikowanej w roku 1994. Nigdy wcześnie nie miałem styczności z tą historią, a zatem tym chętniej zabrałem się za sprawdzenie zawartości. Okładka prezentuje się dosyć nietypowo, co stawia jeszcze więcej znaków zapytania odnośnie skrywanej pod nią zawartości.

Młoda kobieta imieniem Branwyn trafia do ruin pewnego zamku umiejscowionego na jednej ze szkockich wysp, gdzie odnajduje przypadkowo starą księgę. Pech chce, że nie mając takiego zamiaru uwalnia z niej niebezpiecznego lorda Tellusa, który przez ostatnie tysiąc lat uwięziony był we władanym przez Blaze piekle. Tym samym dochodzi do startu nowej rozgrywki, której stawką jest władza nad piekielnym królestwem, i w której kluczowymi pionkami stają się Superman oraz Batman.

Człowiek ze Stali z reguły radzi sobie z dysponującymi wielką siła przeciwnikami, ale jak powszechnie wiadomo gorzej idzie mu w starciu z postaciami parającymi się magią, rzucającymi zaklęcia i bawiącymi się jego duszą. To zapewne dlatego Walter Simonson postawił na drodze Kryptonijczyka Blaze, Tullusa oraz Silver Banshee, nawiązując do klątwy nałożonej na szkocki ród McDougalów. Scenarzysta sięga jednocześnie po znaną konwencję, w której wykorzystuje się senne wizje/koszmary, i gdzie sen zlewa się z rzeczywistością, nadając całości nieco irracjonalny charakter. Obaj główni bohaterowie boją się spocząć w objęciach Morfeusza, gdyż każdorazowo oznacza to dla nich doświadczyć najgorszych lęków i koszmarów. W dodatku nie swoich, gdyż dzięki pomysłowości scenarzysty Batman śni o ginącym Kryptonie, zaś Superman o nocy zabójstwa Wayne'ów w Crime Alley. Skutkuje to tym, iż w bardzo krótkim czasie Mroczny Rycerz jest nim już tylko z nazwy, tracąc dotychczasowy zapał i zdecydowanie, bojąc się jak na ironię ciemności oraz stając się zbyt miękkim do walki z przestępczością. Z kolei Clark staje się zbyt brutalny i powoli przechodzi na ciemną stronę, będąc o krok od przekroczenia granicy, z której nie będzie dla niego już powrotu. Oprócz ilustracji (o czym trochę szerzej za chwilę), to właśnie ta manipulacja ich umysłami, zmiana sposobu myślenia obu herosów oraz pokazanie, co tak naprawdę świadczy o ich wielkości, w jak różny sposób wykonują swoją "pracę", stanowi najciekawszy punkt całego komiksu.

Więcej miejsca poświęcone zostaje wprawdzie Supermanowi, ale w decydującym momencie to Batman staje się narzędziem, które pomaga przechylić szalę na korzyść sił dobra. Całość czyta się trochę jak taki elseworld zdając sobie od początku sprawę, że przecież na końcu i tak wszystko wróci do normy, że to wszystko po prostu jakiś jeden, wielki sen.

To oczywiście nie pierwsza konfrontacja Supermana z demoniczną Blaze. Scenarzysta wspomina nam o ich wcześniejszej potyczce, kiedy to eS udał się do piekła po dusze Jimmy'ego Olsena oraz Perry'ego White'a. Część tej historii (niestety z pominięciem najistotniejszych momentów) została przedstawiona w naszym kraju w roku 1992 na łamach SUPERMANA wydawanego przez TM-Semic.

Rysunki, rysunki i jeszcze raz rysunki. To one właśnie przyciągają uwagę czytelnika od samego początku i stanowią o sile omawianego zbioru. Dan Brereton szerszej publice jest kompletnie nieznany. Moja jedyna styczność z jego pracami miała miejsce parę ładnych lat temu, gdyż zdarzyło mu się popełnić w 1991 roku kilka okładek do znajdującej się w moich zbiorach, znakomitej serii L.E.G.I.O.N. Nie jest to zbyt "płodny" artysta, co związane jest z jego niezwykle pracochłonnym, malarskim stylem. Stylem unikalnym, z miejsca rozpoznawalnym, gdzie dużą rolę odgrywają cienie, mrok oraz kolorystyka. Takie ilustracje pasują tylko i wyłącznie do konkretnych, wybranych historii, zwłaszcza dotykających tematyki horroru czy magii, nieco irracjonalnych. I właśnie z tego typu opowieścią mamy tutaj do czynienia. Wydaje się, że Simonson idealnie dobrał artystę do współpracy i tak rozplanował całość, aby Brereton mógł dać popis swoich umiejętności.

O ile nie każdemu takie przedstawienie Supermana czy Batmana przypadnie do gustu (umięśnione sylwetki, usta często wyglądają jak umalowane, podkreślenie, że eS też musi się golić, czy mocno zaznaczone brwi), o tyle trzeba przyznać, że jest to jakaś miła odmiana od klasycznych wizerunków i kopiowania twórców typu Jim Lee. Lubię i cenię nietypową, często szaloną i nieszablonową warstwę plastyczną w komiksie, stąd pewnie moja wielka radość z oglądania owoców pracy Dana Breretona. Pod koniec oprócz przedruku poszczególnych okładek jego autorstwa, znajdziecie jeszcze dwie strony szkiców koncepcyjnych.

Bonusowa historyjka składa się z 12 stron i powstała w roku 1957. Tym razem nie jest to w żadnym stopniu nawiązanie do wątku poruszanego w głównej opowieści, czy inne spojrzenie na te konkretne wydarzenia/postacie, tylko raczej bardziej nawiązanie do samego tytułu komiksu. Największy wróg Batmana oraz największa zmora Supermana nawiązują współpracę i postanawiają wejść na drogę uczciwości. Łatwo jednak się domyślić, że ich plan dotyczący mechanicznych ludzi to tylko zasłona dymna, i że obaj mają w zanadrzu jakiś chytry, niecny plan. Emocji niewiele, ale jak zwykle przy takiej okazji można się trochę pośmiać z rozwiązań scenariusza, jaki powstał kilka dekad temu.

Ponieważ, jak zresztą podkreśliłem we wstępie, komiksu tego nie dane mi było wcześniej przeczytać, i nikt go nigdzie nie polecał, stąd najwidoczniej nie był on jakimś wybitnym, wyróżniającym się i godnym uwagi przedstawicielem połowy lat 90-tych. I rzeczywiście, nie jest to może nic nadzwyczajnego - w większości przewidywalny przebieg oraz zakończenie, ale nie powiedziałbym, iż czas spędzony na jego lekturze uważam za zmarnowany. Mamy tutaj dobry pomysł wyjściowy, umiejętnie uchwycony kontrast pomiędzy Mrocznym Rycerzem, a Człowiekiem ze Stali, przemyślaną od początku do końca fabułę oraz przede wszystkim te nietypowe, świetnie oddające panującą atmosferę ilustracje. Chociażby dla nich warto zakupić 67 tom WKKDC.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów LEGENDS OF THE WORLD'S FINEST #1-3 oraz WORLD'S FINEST #88.

Dawid Scheibe

2 komentarze:

  1. Historia z Blaze to luty 1995 ("Superman" nr 2/95 (51), Tm-Semic). W 1992 roku, w lecie, opublikowano pierwotnie tę historię w USA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta, o której piszesz to późniejsza historia i starcie pomiędzy Blaze a Satanusem. Jak zaznaczyłem w recenzji, chodzi mi o pierwsze spotkanie, kiedy eS ratował dusze obu nastolatków, i które pokazano częściowo w SUPERMAN 10/92 :)

      Usuń