Jeśli dobrze liczę, to w tym roku otrzymaliśmy w Polsce cztery komiksy z Wonder Woman w roli głównej. Najpierw była to WONDER WOMAN: ZWIASTUNKA BURZY w ramach linii DC Powieść Graficzna 13+, oparta na książce o tym samym tytule i… no cóż, podobnie jak pierwowzór, lektura nie porwała. Następnie w niedługim odstępie czasu do sprzedaży trafiły WONDER WOMAN: GREG RUCKA TOM 3 (cały czas przymierzam się do recenzji), WONDER WOMAN: ORĘDOWNICZKA w ramach rzutu testowego kolekcji Bohaterowie i Złoczyńcy od Hachette (swoją drogą to i tak fragment tego, co było w pierwszym tomie runu Grega Rucki od Egmontu) oraz nasza dzisiejsza bohaterka – pozycja zatytułowana WONDER WOMAN: MARTWA ZIEMIA z linii DC Black Label. Moim skromnym zdaniem, spośród wymienionej czwórki zdecydowanie najlepsza pozycja.
Ale po kolei. Z czym my tutaj w zasadzie mamy do czynienia. Johnson przenosi nas w daleką, postapokaliptyczną przyszłość. W takich okolicznościach przyrody Diana budzi się z głębokiego snu. Nie wszystko pamięta, nie ma pełni kontroli nad swoimi mocami, lecz szybko dowiaduje się, iż garstka ludzi przetrwała. Ich życiom zagrażają jednak tajemnicze potwory, których historia nie tylko nierozerwalnie powiązana jest z tym, co przydarzyło się Ziemi, ale także i z przeszłością samej Wonder Woman. Uzbrojona między innymi w kręgosłup Supermana (nie, to nie jest żaden żart), Diana raz jeszcze zawalczy o przetrwanie gatunku ludzkiego.
Z opisu może wydawać się pozornie, że Daniel Warren Johnson poleciał w prostą i dość popularną dziś postapokalipsę, a na łamach WONDER WOMAN: MARTWA ZIEMIA w zasadzie ciężko znaleźć coś, poza spektakularną bitką. Częściowo jest to prawda, autor sam nigdy w swojej twórczości szczególnie się nie krył za tym, iż uwielbia rysować totalną rozpierduchę (i przy okazji wychodzi mu to rewelacyjnie), lecz trudno jednocześnie napisać, byśmy w przypadku jego dzieł mieli do czynienia z tytułami pustymi, niczego od siebie nie dającymi. W przypadku niniejszej pozycji, Johnson pokazał iż doskonale rozumie postać Wonder Woman oraz jej spojrzenie na świat oraz wystawił to na zrozumiale ciężką próbę. Może lekko przesadzam, lecz w tym komiksie kipi od emocji i chwała artyście za to, jak umiejętnie potrafił to zaprezentować. Postacie drugoplanowe są w znakomitej większości zupełnie nowe, ale przy tym stosunkowo ciekawe i mają dla siebie dostatecznie dużo miejsca.
WONDER WOMAN: MARTWA ZIEMIA to także komiks znakomicie wyważony, praktycznie bez niepotrzebnych scen i fabularnych przestojów. Jest wręcz idealnie skrojony pod objętość, na jaką zdecydował. To rzadko spotykane i jestem prawie skłonny uwierzyć w to, że DC dało Johnsonowi faktyczną swobodę podczas procesu tworzenia ;)
Rysunkowo sztosik. No przynajmniej dla mnie, bo od momentu pierwszego kontaktu z serią ”Extremity”, absolutnie pokochałem szalony styl rysunków Johnsona. Na łamach WONDER WOMAN: MARTWA ZIEMIA ma nawet więcej miejsca, żeby się wyszaleć, co zawdzięcza nieco większemu niż standard formatowi. Narzekać nie mam najmniejszego zamiaru. Artysta dysponuje surowym, mocnym stylem i solidną, grubą krechą, nie stroni przy tym od mnóstwa detali, lecz tylko tam, gdzie jest to absolutnie niezbędne. Strasznie podoba mi się to, że Diana w komiksie tym wygląda jak naprawdę styrana życiem wojowniczka po licznych bojach, a nie miss świata z pierwszych stron gazet. Solidnie Johnsona wspomaga kolorysta Mike Spicer, aczkolwiek mam małe zastrzeżenia do zbyt ciemnych barw na okładce. To jednak nie rzutuje w żaden sposób na końcową ocenę.
A ta jest bardzo prosta – gdybyście mieli kupić w tym roku tylko jeden komiks z Dianą w roli głównej, to zdecydowanie powinno to być WONDER WOMAN: MARTWA ZIEMIA.
Krzysztof Tymczyński
WONDER WOMAN: MARTWA ZIEMIA to kompletne wydanie miniserii WONDER WOMAN: DEAD EARTH #1-4
WONDER WOMAN: MARTWA ZIEMIA do kupienia między innymi w sklepach wydawnictwa Egmont oraz ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz