czwartek, 22 sierpnia 2019

MAN AND SUPERMAN

Nie wszystkie komiksy DC są tak mocno i z dużym wyprzedzeniem reklamowane, jak kolejne historie autorstwa Snydera, Johnsa, czy Bendisa, stąd często w natłoku pojawiających się co miesiąc pozycji można przegapić jakąś wartą uwagi perełkę. Trafia się na takie często przypadkowo i ze zdziwieniem, że  wcześniej ominęła nas informacja o planowanym wydaniu tego właśnie komiksu. Jedna z takich historii pojawiła się w lutym tego roku, ukryta pod szyldem 100-PAGE SUPER SPECTACULAR. Osobiście raczej omijam tego typu "twory" posiadające w nazwie GIANT, SPECTACULAR, czy SPECIAL i niejednokrotnie żałowałem w przeszłości ich zakupu. Tym razem zrobiłem wyjątek, gdyż zamiast nudnej antologii, czy przedruku znanych już historii, DC zdecydowało się wydać niepublikowane wcześniej przygody Supermana autorstwa legendarnego Marva Wolfmana. Według słów samego scenarzysty jest to najlepsza rzecz, jaką udało mu się stworzyć z tym bohaterem w roli głównej, i wierzcie mi, facet nie kłamał.

Na początku umieszczone zostały dwie strony wstępu autorstwa Marva Wolfmana. Autor podkreśla swoje uwielbienia dla postaci Człowieka ze Stali, opisuje krótko to, co będziemy mogli sami za chwilę przeczytać/obejrzeć, wspomina kulisy powstania tej historii oraz przyczynach, dla których dopiero teraz ujrzała ona światło dzienne. Całość powstawała w latach 2006-2009 i składa się z czterech rozdziałów, które miały swego czasu trafić na łamy serii SUPERMAN CONFIDENTIAL. Niestety miesięcznik ten zakończył przedwcześnie swój żywot po 14 zeszytach w roku 2008, tak więc gdy "Man and Superman" była gotowa (scenariusz plus rysunki), nie było dla niej nagle nigdzie miejsca. Wszystko przez to, że opowieść ta w stu procentach skupiała się na Clarku Kencie, nie nawiązywała do aktualnego kontinuum, a do tego DC i tak przygotowywało się do restartu swojej linii pod szyldem New 52. Niby fajne, ale gdzie to upchnąć i jak to sprzedać? Dopiero po 10 latach projekt został ponownie odkurzony i wreszcie uznano, że okoliczności pozwalają na publikację gotowej od dekady historii.

Wolfman postanowił umieścić akcję swojego komiksu gdzieś w środku lat 90-tych, wpasowując się w tamtejsze realia, ale jednocześnie tworząc odrębny produkt żyjący własnym życiem. Obserwujemy ważny wycinek z życia Clarka Kenta, od momentu przybycia do Metropolis, aż po założenie czerwono-niebieskiego kostiumu z charakterystycznym emblematem "S" na piersi. Chociaż w tytule komiksu jak byk widnieje słowo "Superman", to tak naprawdę wcale nie jest komiks o Supermanie. Podobnie jak chociażby Max Landis w swoim SUPERMAN: AMERICAN ALIEN, scenarzysta skupia się wyraźnie na aspekcie "Man", a co za tym idzie głównym bohaterem opowieści jest Clark Kent. Osoby nastawiające się na efektowne pojedynki na linii bohater-złoczyńca muszą obejść się smakiem, gdyż to nie jest tego typu historia. I co najważniejsze, czytając ten komiks wcale nie odczuwa się braku paradującego w swoim superbohaterskim stroju eSa, gdyż i bez tego dzieje się sporo interesujących rzeczy. Człowiek ze Stali w swojej pełnej krasie ukazuje się mieszkańcom Metropolis dopiero na ostatniej planszy, co wydaje się trafnym rozwiązaniem fabularnym, stopniowo, umiejętnie i logicznie przeprowadzonym.

Clark Kent uzbrojony w dobre rady i błogosławieństwo rodziców (flashbacki z udziałem Ma & Pa Kent stanowią mocny punkt komiksu), a także zapakowanym w walizkę kostiumem, wyrusza do dużego miasta. Metropolis w tym przypadku jest symbolem wielkiego świata, w którym prędzej czy później Kal-El będzie musiał się odnaleźć, któremu spróbuje nieść pomoc. Celem Clarka nie jest bowiem, jak się niektórym ludziom na początku wydaje, zagłada świata, ale wręcz przeciwnie - zapobiegnięcie takiej sytuacji. Oferuje nadzieję na lepsze jutro i sprawia, że każdy z nas może być lepszym, dokładając każdego dnia symboliczną cegiełkę do poprawy życia na Ziemi.

Clark ukazany zostaje jako zwykły, typowy człowiek ze wsi, który szybko przekonuje się na własnej skórze, iż wymarzone życie w mieście nie jest w rzeczywistości takie wspaniałe, jak mu się wydawało. Nie wszystko idzie po jego myśli oraz zgodnie z radami rodziców, popełnia błędy sprowadzając niechcący problemy nie tyle na siebie, co na innych. Obserwujemy kryzys i rozterki wewnętrzne głównego bohatera, który zaczyna żałować wyjazdu ze Smallville. Młody Kent doskonale zdaje sobie sprawę z ogromu posiadanych mocy, ale nie jest jeszcze pewien, w jaki sposób może je wykorzystać. W Metropolis szuka nie tylko pracy, ale także pewności siebie. Wolfman wyraźnie podkreśla zwątpienie, zawahanie oraz onieśmielenie Clarka, przez co mało brakuje, a do debiutu Supermana mogło tak naprawdę nigdy nie dojść. Jak zwykle jednak w takich sytuacjach pewne wydarzenie/osoba powodują, że szala przechyla się w tą prawidłową stronę, że wszystko wraca na właściwą ścieżkę.

Do tej pory przywykliśmy do tego, że praca w Daily Planet stanowiła jedynie przykrywkę dla działań Supermana. MAN AND SUPERMAN pokazuje w fenomenalny sposób, że Clark kocha pisać, marzy o byciu reporterem/dziennikarzem, a do tego jest inteligentny, szybko łączy fakty i znajduje wspólny język z Lois Lane. Z przyjemnością obserwuje się, jak początkowe wątpliwości z czasem zanikają, a nasz bohater dorasta w trakcie opowieści do szykowanej dla niego roli.

Od czasu powstania tej historii DC uraczyło nas kilkoma podobnymi projektami, a część widocznych tutaj problemów/elementów ukazali w podobny sposób Geoff Johns, Grant Morrison, czy Max Landis. Okazuje się jednak, że pomimo dużej ilości stałych i małej ilości zmiennych składników, początki Supermana można pokazać od jeszcze innej, z pewnością ciekawej strony. Marv Wolfman nie tylko potrafi wczuć się idealnie w pisanego przez siebie głównego bohatera, ale w dodatku świetnie ukazuje Lois, całkiem dobrze radzi sobie także z pisaniem Lexa Luthora, ukazując jego strach do Człowieka ze Stali.

Za rysunki odpowiada Claudio Castellini, o którym nigdy wcześniej nie słyszałem. Być może gdzieś przypadkowo natknąłem się na jakieś ilustracje jego autorstwa, ale w każdym razie nazwisko to nie zapadło mi w pamięci. Artysta ten inspiruje się stylem Neala Adamsa, co przebija się często przez jego rysunki, a w dodatku stara się oddać przy tym klimat lat 90-tych. Z dobrym skutkiem. Już od pierwszych stron widać wyraźnie, że wizualnie mamy do czynienia z powrotem do przeszłości. Castellini z pewnością nigdy nie znajdzie się w gronie moich ulubionych rysowników, ale trzeba przyznać, że wykonał solidną pracę dobrze oddając to, co chciał przekazać scenarzysta.

Lepiej późno, niż wcale. Te słowa dobrze pasują do omawianego komiksu, który na szczęście dla miłośników Ostatniego Syna Planety Krypton został wydrukowany i trafił do sprzedaży. DC często podejmuje niezrozumiałe decyzje anulując ciekawie zapowiadające się wydania zbiorcze, czy też przedruki starszych materiałów. Tym razem stało się odwrotnie, przez co czytelnicy dostali coś, o czym wcześniej nie słyszeli, czego się nie spodziewali, i co okazało się zaskakująco dobre. Uniwersalna, ponadczasowa historia, która pokazuje znany i oklepany temat od trochę innej strony. Wkrótce historia ta ukaże się w twardej oprawie w formacie deluxe, na co z pewnością zasługuje. Polecam sprawdzić każdemu fanowi Supermana i porównać sobie z innymi originami tej postaci, jakie w ostatnich latach ukazały się pod szyldem DC.

Polecanego w powyższej recenzji komiksu szukajcie m.in. w ofercie sklepu ATOM Comics

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz