wtorek, 13 sierpnia 2019

FLASH vol. 8: FLASH WAR


Dzisiaj wracamy do świata Barry'ego Allena, którego przygody od początku Rebirth wymyśla Joshua Williamson. Nie jest zbyt częstym dzisiaj zjawiskiem, kiedy to jeden scenarzysta pisze jakąś serię nieprzerwanie przez 50 zeszytów, a zatem jakby nie patrzeć FLASH odnotował już jakiś mały sukces. I choć poziom przedstawianych na jego łamach historii nie był do tej pory rewelacyjny, często ledwie zadowalający, to jednak duża grupa czytelników nadal śledzi to, co przygotował dla nich Williamson. A ten postanowił w oryginalny sposób uczcić jubileuszowy numer, sięgając po dobrze znanego złoczyńcę i generując konflikt pomiędzy dwójką głównych bohaterów. W rezultacie otrzymujemy jeden z lepszych jak do tej pory rozdziałów w telenoweli z udziałem flash-family, pełen dramatów,  trudnych decyzji i zaskakujących zwrotów akcji.

Ósme wydanie zbiorcze, to podobnie jak dwa poprzednie, domykanie zainicjowanych wcześniej wątków. Mieliśmy już rozstrzygnięcie problemów dotyczących zakładu Iron Heights, czy też organizacji Czarna Dziura, czas zatem na domknięcie wątku Wally'ego Westa, który powrócił do DCU na kartach DC UNIVERSE REBIRTH. Od dłuższego czasu wszystko zmierzało do tego przełomowego w całej serii, sygnalizowanego stopniowo przez Williamsona momentu. To właśnie rudowłosy Flash jest główną postacią, wokół której toczy się intryga zaplanowana przez Zooma, a cała historia jest między innymi "obróbką", zranieniem Westa na tyle, aby był on idealnym materiałem na pacjenta w evencie szykowanym przez Toma Kinga. I to się z pewnością twórcom udało w stu procentach.

Długo niewidziany Hunter Zolomon już nie chce za wszelką cenę naprowadzić Flasha/Flashów na właściwą drogę, czyniąc go takim bohaterem, jakim według złoczyńcy być powinien. Zoom obiera inną strategię, biorąc zdecydowanie sprawy w swoje ręce i doprowadzając do zgrzytu na linii Barry - Wally. Ukazany jako zręczny mistrz manipulacji, niczym władca marionetek pociąga za sznurki i ustawia ich po obu stronach ringu, osiągając zamierzony cel poprzez granie na emocjach Wally'ego. Świat tego ostatniego zostaje bardzo mocno wstrząśnięty, a psychika i uczucia wystawione na najcięższą próbę. Złamanie Wally'ego nie jest jakimś trudnym zadaniem, kiedy uderzy się w jego najczulszy punkt, a w dodatku bohater ten zmaga się z niszczonym przez ataki bólu i różne wizje układem nerwowym. Wszystko to ma związek z zawirowaniami dotykającymi strumienia czasu i częściowym odzyskiwaniem utraconych wspomnień.

Nie pierwszy raz mamy do czynienia z bohaterem, który daje się omamić złudnymi nadziejami, a przez to zaślepiony przekracza granice, jakich wcześniej by nie przekroczył. Podczas szalonego wyścigu priorytetem staje się własne dobro, a wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Negatywne konsekwencje wyczynów Flashów odczuwalne są na całej kuli ziemskiej, a finał tego pojedynku zdecydowanie nie jest tym, na co obaj liczyli. Wally West ze względu na swoją postawę i  zachowanie szybko staje się irytujący, kompletnie nie przypominając tak lubianego przez fanów dawnego Flasha, ale to chyba celowy zabieg twórców, aby rzucić go na dno i tym samym skierować później do Sanktuarium.

Barry próbuje najpierw zwyciężyć w przepychance słownej na argumenty (dialogi są całkiem udane, ale trzeba uczciwie przyznać, że ilość tekstu jest momentami dosyć przytłaczająca), a później w fizycznym starciu, ale na obu polach ponosi porażkę. Chce nie tylko zapobiec zniszczeniu speed force, zależy mu również na utrzymaniu w jednym kawałku rodziny. Tutaj jednak nikt z naszych ulubieńców nie wychodzi jako zwycięzca, a reperkusje porażki okazują się poważne.

Jak to w komiksach z udziałem Flasha bywa, mamy do czynienia z dużą ilością efektownej akcji, a i biegania na najwyższych obrotach nie mogło zabraknąć. Jest też sporo zamieszania związanego ze skakaniem w czasie i logiką pewnych związanych z tym czynów, albo brakiem tej logiki, co również mnie w pewnym momencie zaczęło przyprawiać o pewien ból głowy. Są też gościnne występy różnych postaci z teraźniejszości oraz przyszłości, ale w większości przypadków nic one nie wnoszą do całej opowieści. Opowieści, która jak wspominałem przed chwilą, napędzana jest przede wszystkim dramatem starszego Wally'ego, zdominowana przez ból, krzyk, łzy oraz fałszywą obietnicę odzyskania utraconej cząstki samego siebie. Pojedynek dobry kontra zły to tym razem jedynie taki trochę drugoplanowy dodatek, ale dosyć widowiskowy i raczej satysfakcjonujący, jeśli chodzi o sam przebieg.

Szata graficzna jest tym razem przyjemnym wyjątkiem od reguły, gdyż wszystkie cztery części głównej historii zilustrował jeden artysta. Jeśli są wśród Was miłośnicy nietypowej, ale jakże charakterystycznej i dosyć szczegółowej kreski Howarda Portera, to ten komiks wizualnie nie powinien zawieść. Zwłaszcza ciekawie, zresztą jak zwykle w przypadku tego rysownika, prezentują się dynamiczne sceny, w tym oczywiście te związane z szybkim bieganiem. Jeden z prologów oraz epilog wykonał inny z weteranów, jeśli chodzi o tworzenie przygód Flasha - Scott Kolins. Również stanął na wysokości zadania, chociaż te bodajże dwa kadry, na których występuje gościnnie Batman wyszły mu jakoś nienaturalnie. Ogólnie jednak rzadko zdarza się, aby cały tom FLASHA podobał mi się pod kątem ilustracji, a tutaj właśnie taka sytuacja ma miejsce.

FLASH WAR to efektowna, niezwykle emocjonalna, poruszająca oraz nawiązująca w wielu miejscach do dotychczasowej, wieloletniej komiksowej historii Szkarłatnego Sprintera opowieść. Najbardziej obrywa tutaj oczywiście Wally West, przez co jedynym ratunkiem jest dla niego dobrowolna terapia w przeznaczonym dla superbohaterów Sanktuarium. O słuszności tej decyzji można się przekonać czytając HEROES IN CRISIS. Także pozostali uczestnicy wychodzą z tego starcia w różnym stopniu zranieni psychicznie (i jak widać nie każdy może sobie z tym poradzić) przez co można użyć banalnego i oklepanego sformułowania, że nic nie będzie już takie, jak do tej pory. Zoom zainicjował łańcuch wydarzeń, które wpłyną mocno na dalsze losy Barry'ego Allena i skierują jego przygody w zupełnie innym kierunku, niż do tej pory. Można powiedzieć, że ten tom kończy długi, trwający od początku Odrodzenia etap, a jednocześnie zapowiada problemy innego kalibru, z którymi przyjdzie się teraz zmierzyć Flashowi. Ostatnie strony generują sporo pytań i u niejednej osoby wzbudzają ciekawość, ale na wyjaśnienie tych dwóch kwestii przyjdzie nam jeszcze sporo poczekać. Jest to historia niepozbawiona wad, ale dosyć ważna i trzymająca w napięciu, dając dużo frajdy podczas czytania, co w przypadku tej serii nie jest rzeczą oczywistą.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów THE FLASH #46 - 51 i THE FLASH ANNUAL #1.

Omawiany komiks znajdziecie na ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz