piątek, 13 marca 2020

DOOM PATROL vol. 2: NADA

Coś nie ma szczęścia marka DOOM PATROL w ostatnich latach, przynajmniej w wersji komiksowej. Co jak co, ale Grant Morrison udowodnił lata temu, o czym możemy obecnie przekonać się dzięki wydawnictwu Egmont, że ta grupa niecodziennych bohaterów najzwyczajniej w świecie nie pasuje do głównonurtowego DC. Sparzono się na tym już trzykrotnie. Najpierw w 2001 roku poległ John Arcudi, ponieważ zwyczajnie nie uniósł tematu. Trzy lata później zdecydowano się na kompletny reboot i grupę oddano w ręce legendarnego Johna Byrne’a, lecz z całą pewnością nie był to komiks, o którym warto pamiętać w kontekście niesamowitego dorobku tego twórcy. DOOM PATROL w jego wykonaniu było tak źle ocenianie, że raptem po dwóch latach NIESKOŃCZONY KRYZYS wykreślił komiks ten z istnienia. Wreszcie w 2009 roku przyszedł czas na serię Keitha Giffena, która miała nawet jakiś potencjał, ale ograniczenia wynikające z przynależności do głównego uniwersum DC sprawiły, że scenarzysta nie miał wielkiego pola do manewru i ostatecznie dał nam zwykłego średniaka. Wreszcie nadszedł rok 2016 i DC ogłosiło start linii Young Animal. DOOM PATROL wpadł w ręce Gerarda Way’a, a całość dość wyraźnie odseparowano od głównego kontinuum. Efekty? Świetna seria, którą trapiło coś innego – potężne opóźnienia.

Gdy linia Young Animal ruszyła, zapowiedziano cztery serie ongoing, które miały ukazywać się regularnie co miesiąc. Plan zakładał, że gdy każdy z cyklów dojedzie do dwunastego zeszytu, cała linia ”odbędzie” crossover z Ligą Sprawiedliwości na łamach MILK WARS. I zasadniczo tak się stało, tyle tylko, że DOOM PATROL było tak trapione opóźnieniami, że tom NADA, do którego zaraz zresztą przejdę, przedstawia wydarzenia sprzed crossovera, ale ukazał się długo po jego zakończeniu. W efekcie czytając MILK WARS można było dowiedzieć się mniej więcej, co Gerard Way planował dla prowadzonych przez siebie postaci. Co to było?

Główna oś fabuły drugiego tomu serii z linii Young Animal skupia się na niejaki Eddiem Pilchu. Jest on niby zwykłym sprzedawcą, ale tak na dobrą sprawę nie wiadomo, co jest jego towarem. Jasne jest, że po jego zastosowaniu ”wszystko staje się lepsze”. Sęk w tym, że najwyraźniej oznacza to wymazanie z istnienia członków tytułowej grupy i nic nie wskazuje na to, by ktokolwiek był w stanie im pomóc. Nawet sam Szef, ponieważ na scenę powraca Niles Caulder. Tyle tylko, że jego tropem podąża zupełnie nowa inkarnacja Bractwa Nada. Ale to nie wszystko, dostajemy tu także ujawnienie sekretów kota Lotiona, a także komiksową grę RPG.

Gerard Way przywrócił marce DOOM PATROL to, co zabrano jej wraz z przywróceniem do głównego uniwersum DC. Jasne, linia Young Animal niby funkcjonuje w tym świecie, ale tak baaaardzo mocno na uboczu, jednakże wystarczyło to do tego, by szaleńcza i krępowana stosunkowo niewielką ilością rzeczy wyobraźnia tego twórcy dała o sobie znać. Już pierwszy tom pokazał czytelnikowi, że Way bardzo mocno zapatrzył się w legendarny run Granta Morrisona, lecz jednocześnie widać, że nie chciał jedynie kopiować stylu Szalonego Szkota, a nadać komiksowi swój własny sznyt. Uważam, że na łamach NADA Way pokazuje pełnię swoich umiejętności, a tytuł przynosi na myśl inne jego dzieło – ”The Umbrella Academy”, tyle tylko, że ze szczyptą Morrisonowego szaleństwa. Tak, szczypta to dobre określenie, ponieważ Grant wyłączył wszelkie hamulce przy pisaniu DOOM PATROL, zaś Way wydaje się nieco bardziej kontrolować samego siebie. Niemniej, wciąż jest to dokładnie taka interpretacja przygód tej grupy, na jaką liczyłem. Pierwszy raz także od czasów wspomnianego już Morrisona, mogę śmiało powiedzieć iż nowe ”nabytki” najzwyczajniej w świecie nie ssą. Zarówno Casey Brinke, kot Lotion, rodzinka Reynoldsów czy też Terry None to postacie nie tylko fajnie poprowadzone, ale również ciekawie wymyślone oraz pasujące do klimatu, jakim odznaczać powinien się DOOM PATROL. Zwłaszcza zamykający tom, dwunasty zeszyt serii, który de facto powstawał trochę na wariackich papierach (pół roku opóźnienia, trzech rysowników na pokładzie) i jest wystylizowany na sesję RPG, może się podobać.

Skoro już wspomniałem o rysunkach, to omawiany właśnie komiks w głównej mierze zilustrował Nick Derington, który naprawdę dał radę. Jego prace są szczegółowe, bardzo charakterystyczne (co bardzo lubię u wszelkiej maści artystów), zaś niektóre plansze potrafią zaprzeć dech w piersiach. Minus jednak komiks ten dostaje za to, jak długo trzeba było na niego czekać. Pamiętam doskonale, jak mina rzedła mi za każdym razem, gdy DC ogłaszało przesunięcia terminów publikacji kolejnych zeszytów. Nie, żebym dzisiaj miewał swoiste deja vu przy serii DOOM PATROL: WEIGHT OF THE WORLDS, której Derington już nie rysuje, ale za to jego następca również ma wyraźne kłopoty z trzymaniem się terminów. PRZYPADEK? NIE SĄDZĘ!

Wydanie zbiorcze story-arcu NADA nie ma niestety za wielu materiałów dodatkowych. Dostajemy karty postaci z gry RPG, co jest niesamowicie przyjemne, ale oprócz tego w komiksie znajdziecie jeszcze tylko notkę biograficzną kolorystki Tamry Bonvillain. Oprócz tego Young animalowy standard – cena okładkowa w wysokości 17 dolców, miękka okładka i nieco gorszy jakościowo papier w środku. Wyznawcy kredy będą niepocieszeni ;)

Sam tytuł jednak jak najbardziej warty uwagi i wydania na niego Waszych ciężko zarobionych pieniędzy. Egmont na razie szerokim łukiem omija rzeczy z Young Animal, więc raczej nie spodziewałbym się w najbliższym czasie wersji polskojęzycznej tego zacnego komiksu.

Krzysztof Tymczyński

DOOM PATROL vol. 2: NADA zawiera zeszyty #7-12 z serii DOOM PATROL (2016)

Tu powinienem napisać, że komiks jest dostępny na ATOM Comics, no ale chwilowo nie jest ;) Tak więc w razie czego to pytajcie ich w wiadomościach prywatnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz