czwartek, 19 marca 2020

SUPERGIRL: BEING SUPER


Mieliśmy serię z solowymi przygodami Supergirl za czasów New 52, dostaliśmy również podobny tytuł przy okazji Odrodzenia, który za chwilę kończy swój żywot. Pomijając niektóre story arci, które rzeczywiście dawały radę, obie te serie w ogólnym rozrachunku nie spełniły oczekiwań, próbując bezskutecznie i na siłę znaleźć ten właściwy ton, definiując w przekonujący sposób i na dłuższy czas postać komiksowej Dziewczyny ze Stali. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy wreszcie trafiłem, i to całkiem przypadkowo, na taką wersję przygód Supergirl, na jaką od dawna czekałem. Stało się to za sprawą wydawanej gdzieś w cieniu wszechobecnego i głośno reklamowanego Odrodzenia mini serii, za której powstanie odpowiadały Mariko Tamaki oraz Joëlle Jones. Od dawna powtarzasz:  "a co mnie obchodzi komiksowa Supergirl?", być może ta historia zmieni Twoje zdanie.

Kapsuła z ośmioletnią Karą na pokładzie rozbija się na farmie, nieopodal niewielkiego miasteczka. Dziewczynka zostaje odnaleziona przez bezdzietne małżeństwo, które od tej pory opiekuje się nią pełniąc rolę rodziców zastępczych. Chowają oni nieznany obiekt latający, a także dbają o to, aby nikt nie dowiedział się o supermocach, jakie dziewczynka powoli u siebie odkrywa. Brzmi znajomo? Oczywiście, gdyż scenarzystka celowo wprowadza elementy znane z originu Kal-Ela, a przy okazji całkowicie odcinając się od postaci Supermana, który w tej wersji nie ma wpływu na dojrzewanie Kary jako człowieka i jako superbohatera. Uczy się tego z pomocą przyjaciółek oraz rodziców, którzy czasem wydają się nadopiekuńczy, czy zbyt surowi, ale bardzo kochają swoją córkę.

Kara Danvers to typowa nastolatka, która chodzi do szkoły, spotyka się z przyjaciółmi, zmaga się z procesem dorastania. Jej życie zmienia się drastycznie w momencie ukończenia 16 lat, kiedy bliską jej osobę spotyka tragedia, Kara zaczyna sobie przypominać wydarzenia z Kryptona, pojawiają się problemy z mocami, na jaw wychodzą ukrywane od dawna w miasteczku sekrety, a do tego spotyka na swojej drodze osobę, której obecność i zachowanie zmusza ją do podjęcia ważnej decyzji - kontynuować dotychczasowy styl życia, czy też całkowicie zmienić swoje nastawienie do Ziemian? Mówiąc krótko dzieje się całkiem sporo, ale głównej bohaterce, co nie powinno być dla nikogo niespodzianką, udaje się przetrwać ten burzliwy etap i wyjść z niego dojrzalsza, rozwinąć się jako superbohaterka, a jednocześnie pozostać sobą, nastolatką z małej miejscowości.

Scenarzystka na przykładzie Kary porusza m.in. temat imigrantów, wyalienowania, braku akceptacji. Przybysz z obcej planety zostaje bez zastanowienia przygarnięty i wychowany przez Danversów, ale czy taki sam los spotkałby Karę, czy tak samo postrzegałaby Ziemian, gdyby pierwszymi osobami spotkanymi przez nią na innej planecie byli żołnierze, czy naukowcy? Na to pytanie dostajemy niejako odpowiedź w tym komiksie. Są sceny walki i poważne tematy, ale nie zabrakło przy tym miejsca na luźniejsze i zarazem ciekawsze wątki, zwłaszcza dotyczące szkoły i codziennych dylematów, jakie spędzają sen z powiek nastolatkom. Kilku humorystycznych momentów doświadczymy dzięki kwestii pewnego pryszcza, drobnego nawiązania do okularów Clarka Kenta, czy też scen z udziałem Dolly. Ta ostatnia prezentuje bardzo specyficzną postawę i z miejsca zyskała moja sympatię, stając się tak naprawdę drugą wiodącą postacią tej opowieści, kluczowym elementem układanki, dzięki któremu Kara Zor-El zdecydowanie zyskała na jakości. Warto dodać, że dialogi oraz przemyślenia Supergirl (ten pseudonim pada dopiero na samym końcu opowieści) również stoją na wysokim poziomie, nie są jak to często bywa u niektórych twórców out of character, tylko wydają się adekwatne do warunków i sytuacji, jakie panują w tym komiksie i są udziałem naszej bohaterki.

Głównym targetem jest oczywiście młodzież (young adults), której łatwiej zrozumieć i solidaryzować się z tym wszystkim, co w okresie dojrzewania towarzyszy, czy to w domu, czy to w szkole, młodej pannie Danvers. Na początku lipca ukaże się wznowienie komiksu SUPERGIRL: BEING SUPER, tym razem w mniejszym formacie, z nową kolorystyką i już w ramach imprintu DC Kids, gdzie po wprowadzeniu nowego podziału przez DC (w momencie ukazywania się mini serii takiej kategorii jeszcze nie było) bardziej pasuje. BEING SUPER jest jednak tak fajnie skonstruowaną, uniwersalną opowieścią, że odbiorcą i docelowym czytelnikiem może być tak naprawdę osoba w każdym wieku, co stanowi oczywiście dodatkowy atut.


Jeszcze jedna istotna informacja. W tym komiksie zobaczycie Supermana na dosłownie jednym kadrze, zaś główna bohaterka ani przez chwilę nie paraduje w swoim niebiesko-czerwonym stroju z peleryną. I Wiecie co? taka sytuacja wcale nie sprawia, że ta historia jest słabsza, czy też że nie wpasowuje się w tzw. supermanowe standardy, klimaty. Wręcz przeciwnie, wszystkie istotne tematy i ideały, jakimi kieruje się Supergirl zostają uwypuklone, a także płynie jasny przekaz, że do bycia superbohaterem kolorowy trykot wcale nie jest koniecznym elementem. Jakby ktoś miał co do tego wątpliwości.

Jeśli czegoś byłem od początku pewny, to wysokiej jakości warstwy plastycznej. Kupiła mnie już sama okładka i to właśnie głównie dla niej sięgnąłem po inauguracyjną odsłonę. Była to moja pierwsza styczność z pracami Joëlle Jones, które z przyjemnością podziwiałem później na łamach BATMANA Toma Kinga, czy też CATWOMAN. Scenarzystka komiksu spisała się bardzo dobrze, ale jeszcze lepiej zaprezentowała się właśnie Jones, bez której charakterystycznej kreski nie byłoby takiego efektu końcowego. Artystka daje radę zarówno, jeśli chodzi o ukazanie emocji towarzyszących głównej bohaterce, jak również w scenach akcji, czy też ukazując Karę szybującą po niebie. Swój urok mają jednak przede wszystkim sceny z codziennego życia, głównie te z udziałem przyjaciółek. Ilustracje są wystarczająco szczegółowe, tyczy się to zarówno pierwszego, jak i drugiego planu i dobrze współgrają z pomysłami wymyślonymi przez Tamaki. Postacie są zróżnicowane pod względem wyglądu, inne, unikatowe, co nie każdy rysownik potrafi uchwycić i podkreślić. Cieszę się, że nie mamy tutaj do czynienia z przesadną ilością dymków i ramek z tekstem, gdyż często same, przyjemne dla oka ilustracje wystarczą do opisania jakiejś sceny.

Uwielbiam takie niekanoniczne, odcięte od wszelkich wydarzeń toczących się w głównym DCU historie, które pozwalają twórcom na większą swobodę i przedstawienia dokładnie tego, co sobie na początku zakładali. W tym przypadku zyskała na tym komiksowa Dziewczyna ze Stali, zyskali także co ważne czytelnicy otrzymując kawał wciągającej, poruszającej, momentami zabawnej, innym razem pełnej dramaturgii, bardziej przyziemnej i przystępnej dla każdego lektury. Odnajdzie się tutaj i doceni pracę twórców zarówno osoba nieobeznana do tej pory z losami słynnej kuzynki Supermana, jak i dobrze znający tą postać komiksomaniak, gotowy na kolejny, tym razem wartościowy origin tytułowej bohaterki. Ciekawie napisana i pięknie zilustrowana opowieść, która z jednej strony stanowi zamkniętą całość, zaś z drugiej jest pozostawiony oczywisty punkt startowy do kontynuacji, gdyby takowa miała kiedykolwiek powstać. Nazwisko scenarzystki nie jest tak rozpoznawalne i popularne, aby móc  liczyć, że album ten ukaże się kiedykolwiek w Polsce, ale w mojej opinii zdecydowanie na to zasługuje.

Napis na okładce głosi "najbardziej przyziemna i najbardziej autentyczna Supergirl, o jakiej do tej pory czytałem". Trudno mi się z tym stwierdzeniem nie zgodzić.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów SUPERGIRL: BEING SUPER #1-4

Powyższy komiks, do którego kupna oczywiście zachęcam, znajdziecie w ofercie sklepu ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz