czwartek, 12 marca 2020

FLASH: YEAR ONE


Chyba każdy twórca, który dłużej siedzi za sterami serii, opowiadającej o przygodach znanej i popularnej postaci, prędzej czy później to zrobi. Jeśli nie na początku, to na którymś z późniejszych etapów swojego runu. Mowa o przedstawieniu na nowo, zaprezentowaniu własnej wersji pierwszych kroków stawianych przez głównego bohatera, bohaterkę, czy też całą drużynę. Williamson nie jest żadnym wyjątkiem od reguły i czekał aż do zeszytu 70, aby cofnąć się do tych jakże ważnych momentów i przypomnieć, jakie okoliczności towarzyszyły narodzinom Flasha. Okoliczności, które zakładam wszyscy fani postaci znają bardzo dobrze, ale scenarzysta nie odmówił sobie okazji wtrącenia do oklepanego tematu swoich kilku groszy, pewnych modyfikacji, które akurat w tym momencie uznał za istotne i potrzebne. Czy wyszedł z tego jeszcze jeden odgrzewany niepotrzebnie kotlet, czy też wartościowa, oryginalna i z różnych powodów istotna geneza Szkarłatnego Speedstera?

Po zwycięskiej konfrontacji z Tricksterem, Flash nie cieszy się długo spokojem. Jak widać w epilogu do poprzedniej historii, główny bohater zostaje przez tajemniczą postać dosłownie rzucony w przeszłość. Celem takiego zabiegu jest przypomnienie sobie czegoś bardzo ważnego przez Barry'ego, co jest niezbędne w lepszym przygotowaniu się do czekającego go wkrótce, poważnego wyzwania i walki o los multiwersum. Pewne luki pamięciowe zostają w ten sposób uzupełnione, brakujące elementy układanki wracają na swoje miejsce, a Flash, pomimo że nie jest już tak szybki jak wcześniej, zyskuje optymizm oraz nadzieję.

Co ciekawe, jeśli ktoś zbiera serię w postaci wydań zbiorczych, to wspomniana historia z udziałem Trickstera może jest jeszcze dopiero przed nim. DC wyjątkowo zamieniło bowiem kolejność i najpierw opublikowało w formie zbiorczej YEAR ONE, a poprzedzający ją chronologicznie THE GREATEST TRICK OF ALL zaplanowano później. Może po części dlatego, iż YO sprawdza się dobrze również jako osobny, odcięty od reszty zeszytów, żyjący własnym życiem twór.

Piorun + chemikalia + Barry Allen = Flash. To znane i często wizualizowane we flashowych komiksach równanie, którego i przy okazji tego wglądu w pierwszy rok działalności Barry'ego nie mogło po prostu zabraknąć. Pierwszy zeszyt przebiega zatem według utartego schematu, aż do ostatnich plansz, gdzie dostajemy zwrot akcji i trafiamy wraz z głównym bohaterem do przyszłości. Niby nic nowego, bo przecież historie z tą postacią i podróże w czasie to dwie integralne składowe, ale wydaje mi się, że Barry osiąga ten poziom wtajemniczenia, jeśli chodzi o swoje moce i możliwości,  zbyt szybko (podobnie zresztą jak bieganie po wodzie i przenikanie przez ściany). Od tej pory jednym z najważniejszych wątków staje się próba zapobiegnięcia pesymistycznej wersji przyszłości, gdzie Central City jest rządzone przez Turtle'a.

Osadzenie w roli głównego złego akurat tak mało ciekawej postaci wydawało się z początku dziwnym i niezrozumiałym zabiegiem, ale im dalej rozwijała się ta opowieść, tym lepiej rozumie się, czym kierował się scenarzysta. Widzimy Turtle'a w podrasowanej wersji, poznajemy jego tragiczny origin oraz ogromne znaczenie, jakie ma dla nieopierzonego bohatera odniesienie sukcesu w tym starciu. Mowa tutaj zarówno o teraźniejszości, jak i przyszłości. Williamson zrobił wszystko, aby z drugoligowego złodziejaszka napadającego na banki uczynić bardziej interesującego, poważnego, istotnego i liczącego się oponenta dla Flasha. I pod tym względem chyba mu się udało.


Pierwszy rok działalności Flasha to nie tylko zwycięstwa, ale również nieodłączne na tym etapie porażki, których i tutaj kilka obserwujemy. Dużą rolę odgrywa Iris, która momentami przypomina aż za bardzo pewną znaną, wścibską dziennikarkę z Daily Planet. Uważny fan znajdzie w tej historii pewne nawiązania i inspiracje czerpane z wcześniejszych komiksów, a także trochę ulepszeń zaczerpniętych z serialu telewizyjnego. Historia ta posiada satysfakcjonujące zakończenie, a jako całość dobrze integruje i wplata się w długą flash-telenowelę, jaką od kilku lat serwuje nam Williamson na łamach swojego FLASHA. Wszystko to sprawia, że mamy do czynienia z jakościowo solidnym, zadowalającym produktem.

Było wcześniej sporo narzekania na niejednolitą warstwę graficzną serii, przy której w trakcie jednego story arcu spotkać można było prace trzech, czy nawet czterech, i do tego różniących się znacząco stylem artystów. W tym przypadku na szczęście sprawa ma się zupełnie odwrotnie, gdyż za ilustracje do całej historii odpowiada tylko jeden rysownik. I to nie byle jaki, bo jeden z moich ulubionych specjalistów od wizualizacji świata, w którym porusza się, a precyzyjniej rzecz ujmując - biegnie, Flash. Howard Porter świetnie potrafi uchwycić emocje na twarzach postaci, a także sprawdza się jak mało kto, jeśli trzeba zaprezentować dynamikę sytuacji, czy też ubogacone różnokolorowymi rozbłyskami sceny pojedynków. Jego kreska nie jest z tych pięknych, nieco karykaturalna, ale wystarczająco szczegółowa i ostra, jakże pasująca do komiksów ze sprinterami w rolach głównych. Niespokojne, czasem wybuchowe i chaotyczne wręcz kadry współgrają z szybkim tempem akcji, a wszystko dopełnione jest żywymi kolorami. Wizualnie dostałem dokładnie taki produkt, jakiego oczekiwałem, kiedy zobaczyłem nazwisko Portera w zapowiedziach. I jeszcze jedna ważna rzecz, Howard rysuje nie tylko całe wnętrze, czyli aż sześć zeszytów pod rząd, ale w dodatku tworzy okładki do każdego z tych zeszytów. Dla jednych może nie ma w tym nic dziwnego, ale dla osób śledzących od początku serię Williamsona, takie zaangażowanie jednego artysty to wyjątkowy, dosyć rzadki przypadek.

YEAR ONE okazała się inną opowieścią od tej, na którą ostrzyłem sobie zęby. Nie znaczy to jednak, że gorszą, ponieważ twórcom udało się mnie pozytywnie zaskoczyć kilkoma rozwiązaniami. Uważam ten story arc za wartościowy, nie robiony jak niektóre originy na siłę, tylko sensownie poukładany i wpleciony w aktualne przygody Barry'ego Allena. Czasami widać, że scenarzysta chciał pokazać zbyt dużo rzeczy, jak na takiej długości opowieść, przez co nie każdy wątek dostał odpowiednio dużo miejsca i uwagi. Historia skonstruowana z myślą o okazjonalnym czytelniku, który może bez problemu, bez żadnych przygotowań zmierzyć się z tym komiksem, traktując go jako zamkniętą, satysfakcjonującą całość. Osoby śledzące od początku serię, jaka ukazuje się w ramach Odrodzenia, z pewnością docenią omawiany rozdział jednak bardziej, wyłapią pewne smaczki i być może, tak jak to ma miejsce w moim przypadku, uznają go za jeden z lepszych momentów całego runu. Dobry zarówno, jeśli popatrzymy na nakreśloną fabułę, jak również w odniesieniu do oprawy plastycznej.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów THE FLASH #70 - 75

Omawiany komiks znajdziecie na ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz