niedziela, 28 listopada 2021

DC BOHATEROWIE I ZŁOCZYŃCY TOM 8 - AQUAMAN: Z GŁĘBIN

Ósmy tom kolekcji to już trzeci kolejny album, w którym otrzymujemy nową, niepublikowaną wcześniej w Polsce historię. No, może tak nie do końca nową, a jedynie premierową gdzieś w 70 procentach, gdyż materiał z zeszytów 0 oraz 1 wchodził w skład specjalnej aquamanowej antologii, jaką Egmont wydał trzy lata temu. Za zbiór zatytułowany Z GŁĘBIN odpowiadają takie znane, sprawdzone i przez większość osób lubiane nazwiska, jak Geoff Johns, Ivan Reis oraz Joe Prado, które przeważnie gwarantują wysoką jakość projektu, w jakim biorą udział. Już sama obecność w zespole twórczym tak słynnego scenarzysty skłania do zakupu omawianej pozycji, aby na własne oczy móc się przekonać, co też udało się Johnsowi wycisnąć z tego - nie ma co się oszukiwać - mniej znanego i mniej popularnego superbohatera, jakim jest Aquaman.

Prace nad przywróceniem świetności Aquamanowi zostały rozpoczęte jeszcze przed startem inicjatywy New 52. Na kartach NAJCZARNIEJSZEJ NOCY a później NAJJAŚNIEJSZEGO DNIA Geoff Johns najpierw przywrócił Arthura Curry'ego do świata żywych, a następnie starał się znaleźć dla niego oraz Mery odpowiednie miejsce w DCU. Start nowej serii ongoing był tylko kwestią czasu i logiczną konsekwencją wcześniejszych zabiegów, mających na celu odświeżyć wizerunek Aquamana, odejść od agresywnego wizerunku wykreowanego za czasów Petera Davida, nawiązać do klasycznego bohatera sprzed kilku dekad i uczynić komiks z jego udziałem idealnym punktem startowym, skierowanym do każdego rodzaju odbiorcy.

Aquamana restart dotknął dosyć mocno, gdyż otrzymał jedną wielką czystą kartę, zmieniony origin, a wszystko co stało się jego udziałem do tej pory, odeszło niejako w niepamięć. W teorii wydawać się mogło zatem, że jest to idealna szansa na uczynienie z tej postaci superbohatera z pierwszego szeregu, zwłaszcza że oddano go w ręce tak uznanego i kreatywnego fachowca. Johns potrafił wynieść na sam szczyt Hala Jordana, chwilowo również udało mu się przywrócić na zaszczytne miejsce Barry'ego Allena (patrz tom 6 kolekcji). Scenarzysta nie byłby sobą, gdyby nie spróbował wprowadzić do originu głównego bohatera nowych elementów oraz ubogacić mitologię związaną z Atlantydą i jej mieszkańcami, co muszę przyznać w obu przypadkach wypadło całkiem udanie. Podobnie jak udany okazał się pomysł na zmierzenie się z problemem, który od dłuższego czasu dotyczył Aquamana, a mianowicie przypięcia mu łatki mało poważnego, żeby nie powiedzieć najbardziej wyśmiewanego ze względu na swoje moce superbohatera w całym DCU. W komiksie tym, pomimo wszechobecnie panującej grozy związanej z atakiem stworów z głębin, znajdziemy sporo humorystycznych kwestii skierowanych w stronę Arthura, które przynajmniej na początku rzeczywiście są śmieszne, a już scena w barze na zawsze zapisała się jako jedna z najlepszych i najzabawniejszych ostatniej dekady.

Fabuła nie jest z gatunku tych mocno oryginalnych i skomplikowanych, ale przynajmniej gdzieś do połowy tego zbioru mamy do czynienia z czymś, co angażuje czytelnika i rozbudza apetyt na jeszcze lepsze kolejne rozdziały. Niestety jest wręcz przeciwnie. Wątek dotyczący potwornych hybryd ludzi i piranii kończy się dosyć nagle i rozczarowująco, przez co nagle ulatuje cała magia i oczekiwania z tym tematem związane. Mamy tutaj do czynienia zatem z charakterystyczną w tamtym okresie dla Johnsa manierą, kiedy po mocnym otwarciu nie potrafił dociągnąć wysokiego poziomu i do końca zaspokoić oczekiwań fanów. Istoty znane jako Trench powracają w dalszej części runu, gdzie odgrywają ważną rolę, i gdzie poznajemy ich origin. Ostatnie dwa rozdziały poświęcone najpierw Aquamanowi porzuconemu na pustyni, a później Merze na zakupach to nic innego jak zwykłe zapychacze, które dodatkowo zawierają sporo mało logicznych rozwiązań. Zdaję sobie sprawę, że Arthur miał odkryć kolejne wskazówki dotyczące zatonięcia Atlantydy, a także cieszę się bardzo z umieszczenia na stałe Mery przy swoim ukochanym, ale można to było zrobić w znacznie lepszy sposób. A tak dostajemy totalnie nic nie wnoszący i oklepany schemat z brakiem wody oraz bohaterkę, która zachowuje się niezrozumiale, wywyższając się nad ludźmi, nie szanując ich życia oraz stawiająca siebie ponad prawem.

Akurat inauguracyjny tom w wielu miejscach zawodzi bardziej wymagającego czytelnika, ale na całe szczęście później powodów do marudzenia jest zdecydowanie mniej. Omawiany tom kończy się cliffhangerem, a cała intryga tak naprawdę dopiero się rozkręca. Dwuletni run Geoffa Johnsa w ramach serii AQUAMAN oraz kwestię związaną z historią Atlantydy oceniam dobrze jako jedną dużą opowieść i polecam przeczytać pozostałe zeszyty (a najlepiej nabyć takie cudeńko), jeśli jeszcze nie mieliście takiej okazji. Jeden z fragmentów tej większej opowieści ukazał się w Polsce kilka lat temu - TRON ATLANTYDY - ale pozostałe cały czas czekają, aby ujrzeć światło dzienne. 

Dla wielu czytelników niezwykle ważną rolę odgrywają w historiach obrazkowych ilustracje, które mogą bardzo łatwo upiększyć, bądź też w niektórych wypadkach wręcz zrujnować cały trud scenarzysty. Ivan Reis to artysta bez dwóch zdań znający się na swoim fachu, a przez ponad rok swojej pracy nad AQUAMANEM (do spółki z inkerem Joe Prado) namalował mnóstwo efektownych plansz i zapewnił fanom dużo powodów do zadowolenia. Zespół odpowiedzialny za rysunki należy pochwalić za to, że stworzył czytelne, dosyć dokładne i wpasowujące się w klimaty klasycznego superhero ilustracje, jakie zadowolą oka statystycznego fana tego typu opowieści. Ubolewam jednak nad tym, że nie są oni tutaj w swojej topowej formie, zwłaszcza jeśli porównamy ten komiks do wcześniejszych prac Reisa, jakie ukazały się także w naszym kraju (np. NAJCZARNIEJSZA NOC, GREEN LANTERN: TAJNA GENEZA). Być może większość osób przymknie na to oko lub wcale nie zauważy problemu, ale widać wyraźnie wahania formy i lepsze kadry przeplatane słabszymi, a najgorzej wypada niestety ostatni zeszyt, gdzie pierwsze skrzypce gra Joe Prado. Jeśli zatem dla kogoś to pierwsza styczność z komiksem, do którego rękę przyłożył Ivan Reis, to prawdopodobnie będzie z jego pracy zadowolony. Pozostali mogą czuć pewien niesmak, bo gościa ewidentnie stać na więcej.

Album zawiera tradycyjnie kilka stron szkiców oraz ciekawe kulisy związane z okolicznościami, w jakich powstawała seria AQUAMAN. Osobiście bardzo lubię tego typu ciekawostki, które stanowią bardzo pomocną lekturę oraz swego rodzaju uzupełnienie/poszerzenie komiksowej wiedzy dla tych wszystkich, którzy po raz pierwszy mają styczność z tym konkretnym runem.

AQUAMAN: Z GŁĘBIN to komiks, który nie jest dziełem idealnym i trzymającym równy poziom pod względem scenariusza, ale za to z pewnością satysfakcjonujący pod kątem warstwy graficznej. Tak jak dziesięć lat temu, tak i teraz uważam, że potencjał nie został do końca wykorzystany, oraz że pierwsza cześć zbioru jest znacznie lepsza, od tej drugiej. Johns poszedł trochę na łatwiznę i nie potrafił utrzymać zainteresowania, jakie wzbudził u mnie w początkowych odsłonach. Nie zmienia to jednak faktu, iż całość jest przystępna dla nowego czytelnika, odświeża w ciekawy sposób postać głównego bohatera, i prawdopodobnie skłoni część osób do poznania dalszych losów Arthura Curry w ramach New 52. A warto, bo po takim sobie wstępie dalej jest już co raz lepiej.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów AQUAMAN vol. 7 #0 oraz #1-6.

Dawid Scheibe

3 komentarze:

  1. Dzięki za recenzje! Czekam na kolejne, z następnych Tomów kolekcji, pzdr!

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie jest za bardzo interesujący tom. Lepszy jest film o podobnym tytule. Polecam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten tom to wprowadzenie do runu Johnsa, który jest bardzo dobry. Samo tom też jest interesujący. Bardzo polecam.

    OdpowiedzUsuń