„Mroczno, coraz mroczniej... będzie w nadchodzącym roku polskiej edycji BATMANA” – zapowiadał w grudniu 1994 roku na łamach Batklubu redaktor Arek Wróblewski. „Zrezygnowaliśmy całkowicie z historyjek typu Elektryczne Miasto, czy Powrót Cluemastera, na rzecz krótkich, pojedynczych i niezwykle pasjonujących opowieści ukazujących, czym naprawdę jest Mit Mrocznego Rycerza” – pisał dalej. A wszystko po to, by przygotować polskiego czytelnika na nadchodzący „Knightfall”.
Zapowiedzią nowego otwarcia była historia „Sanctum” napisana przez Mike'a Mignolę i Dana Rasplera. Zilustrowana oczywiście przez Mignolę. Historia pierwotnie ukazała się rok wcześniej na łamach BATMAN: LEGENDS OF THE DARK KNIGHT #54. U nas TM-Semicowy BATMAN nosił numer (chronologicznie) #49. „Sanctum” to mroczna historia utrzymana w standardowych dla Mignoli klimatach. Artysty dziś nikomu przedstawiać nie trzeba - znacie go m.in. z fenomenalnej serii HELLBOY. Opowieść poprzedziła jednak debiut Hellboya na łamach regularnej serii (choć zadebiutował już wcześniej, bodajże w 1993 r.). Pierwszy numer „Piekielnego Chłopca” (Seed of Destruction – Nasienie zniszczenia) ukazał się za granicą w 1994 roku. Polscy czytelnicy poznali go dopiero 7 lat później dzięki wydawnictwu Egmont. „Sanctum” było dla mnie pierwszą stycznością z twórczością Mike’a Mignoli. Historia (a przede wszystkim ilustracje) powaliła mnie wówczas na kolana. To było to! Mroczna, tajemnicza opowieść; historia utrzymana w wiktoriańskich klimatach z nawiązaniami do prozy Lovecrafta. Z wątkami kryminalnymi i okultystycznymi.
Opowieść rozpoczyna się na cmentarzu, gdzie Batman przypadkowo zabija drobnego rzezimieszka (ten nabija się na ogrodzenie zbrojone metalowymi prętami). Jednocześnie pod rannym Mrocznym Rycerzem zapada się grobowiec, do którego Batman wpada. Okazuje się, że trafia do pomieszczenia umeblowanego w wiktoriańskim stylu (czyli mniej więcej z II połowy XIX w.). Odkrywa tam postać, która przedstawia się mu jako Osric Droom. Owa postać twierdzi, że żywi się krwią umierających morderców – a takim rzekomo jest Wayne. Drood wysysa życie z Bruce’a co jednocześnie przywraca mu siły witalne. W międzyczasie Drood opowiada mu swoją historię – o tym, jak zamordował swoją żonę. Sytuacja jest dramatyczna – oponent Batmana wraca do życia, podczas gdy Mrocznemu Rycerzowi ubywa siły. Ostatecznie jednak Batmanowi udaje się wyrwać z rąk oprawcy. Na ostatnich kadrach Bruce zastanawia się, czy to wszystko co mu się przytrafiło, było prawdą, czy może majakami śmiertelnie rannego. Ustala co prawda miejsce, gdzie Drood przed ponad 100 laty zakopał zwłoki żony, ale ostatecznie dochodzi do wniosku, że nie będzie roztrząsał tej sprawy. - Niektóre tajemnice lepiej zostawić nierozwiązane – konkluduje.
Arek Wróblewski zapowiadał w Batklubie mroczne historie. W numerze 12/1994 dostaliśmy więc jeszcze jedną opowieść – „Amerykański brzydal” ze scenariuszem Alana Granta i rysunkami Dana Jurgensa (BATMAN: SHADOW OF THE BAT #6 z 1992 r.). Niestety, historia ta nie dorównuje poziomem „Sanctum”. Choć brutalności nie można jej odmówić. Opowiada ona o człowieku zafiksowanym na punkcie „amerykańskości”. Można powiedzieć, że to osoba o skrajnych poglądach narodowych. Zabija nastolatków jadących „Toyolą” (prawdopodobnie celowo nie użyto nazwy Toyota), agresywnie reaguje na barmana, który podał mu meksykańskie piwo, a gdy dowiaduje się, że jego córka wyszła za mąż za człowieka o azjatyckich rysach twarzy… Wówczas wkracza do akcji Batman. Batman ustala, że skrajne poglądy mężczyzny o nazwisku Payne to m.in. efekt uboczny eksperymentów rządowych, w wyniku których planowano stworzyć super żołnierza. Nietoperz zamierza przekazać historię do prasy. Opowieść może i ciekawa, ale na tle „Sanctum” wypada blado.
A na deser… na ostatnich stronach Batmana 12/1994 dostaliśmy reklamę filmu „Kolonia Karna” z Rayem Liottą, który można było obejrzeć na kasetach VHS. Do zdobycia w dobrych wypożyczalniach video. I drugą reklamę - konsoli do gier Pegasus. No cóż, oba produkty były wówczas szczytem marzeń nastolatków.
PS. Jeśli nie czytaliście oryginalnie wydanego przez TM-Semic „Sanctum”, to przypomnę że historia została wznowiona przez Egmont w komiksie UNIWERSUM DC WEDŁUG MIKE'A MIGNOLI. Ale ostrzegam, że większość historii zawartych w tym tomie to opowieści o Supermanie i Kryptonie. Z czasów, gdy Mignola miał jeszcze dość „standardową” kreskę i nie rysował w charakterystycznym dla siebie stylu. „Sanctum” to w zasadzie wyjątek w tym albumie.
Wojtek
blogokomiksach.blogspot.com
Super recenzja. proszę więcej retro recenzji.
OdpowiedzUsuńZgadzam się,więcej retro recenzji👌💪! Mam mega sentyment do tych starszych komiksów,może dlatego,że za dzieciaka kupowałem Batmana i Supermana z TM Semic 😉.Zeszyt z Sanctum mam,kapitalny komiks! 👌 Pzdr!
OdpowiedzUsuń