Na początku 1991 roku ukazał się na naszym rynku drugi numer Supermana oznaczony numerem 1/1991. Pierwszy, pilotażowy trafił do kiosków Ruchu pod koniec 1990 r. W roku 90 zadebiutowali w Polce za sprawą TM-Semic pierwsi superbohaterowie ze stajni Marvela – Spider-Man i Punisher. Rok 1991 miał dać szansę stajni DC. Wówczas to rozpoczęto wydawanie dwóch tytułów w cyklu miesięcznym – Batmana i Supermana.
W pierwszym komiksie o Supermanie (1/90) poznaliśmy jego historię i rodowód. Nie muszę Wam jej przypominać, bo każdy z czytelników DCManiaka obudzony nawet w „nocy o północy” wyrecytuje, że Kal-El pochodzi z planety Krypton, a wychowali go na Ziemi przybrani rodzice Jonathan i Marta Kent. Skoro dobrze pamiętamy, że Kal-El przybrał u nas imię Clark Kent, a imię Superman nadała mu dziennikarka Lois Lane, kiedy to uratował jej życie podczas katastrofy lotniczej, możemy przejść do omawiania numeru 1/991. Ten przynosi dwie, całkiem sympatyczne historyjki („Temat Stulecia” i „Pewnej nocy w mieście Gotham”). Nawet po latach, czytało mi się je z dużą przyjemnością.
Numer 1/1991 zaczyna się sceną w kawiarni, kiedy to wspomniana Lois Lane, zagryzając hamburgera widzi jak zdumiony Perry White (jej szef) rozlewa kawę wytrzeszczając wzrok na widok za oknem. Nie ma co mu się dziwić, bo właśnie w tej chwili przez ulicę przelatuje facet ubrany w niebieski kombinezon, czerwone majtki i pelerynę w takim samym kolorze. Wzbudza ogólną sensację, a jak to w mediach bywa sensacja się sprzedaje, więc trzeba gonić króliczka. Lois Lane stawia sobie ambitny cel – napisać artykuł o Supermanie (w końcu to jej odkrycie, a liczy na Pulitzera). I wybiega z kawiarni.
- Każ stenotypistom, by czekali przy klawiaturach – rzuca na odchodnym Perremu Lois Lane. Na marginesie warto wyjaśnić, że wówczas w mediach reporter dzwonił do redakcji i dyktował tekst stenotypiście. Dziś trudno to sobie wyobrazić, bo takie sprawy załatwia smartfon i Twitter. Ale wróćmy do tematu.
Przez kolejne strony obserwujemy, jak dziennikarka bezskutecznie próbuje nadążyć za Człowiekiem ze Stali, ale za każdym razem przybywa na miejsce za późno. W końcu stawia na szalony pomysł – postanawia się utopić… Historia, jak nietrudno się domyślić, kończy się happy endem (w końcu L.L. będzie występować jeszcze przez długie lata u boku Clarka). Ratuje ją Superman, a spotkanie prowadzi do upragnionej rozmowy z nadczłowiekiem. Z Pulitzera jednak nici, bo Lois Lane ubiegnie inny dziennikarz. Sami wiecie kto ;)
Druga z historii numeru 1/1991 przenosi nas do Gotham, miasta w którym rządzi Batman. Jest to pierwsze spotkanie obu postaci na łamach serii „Man of Steel”. I zarazem starcie dwóch różnych charakterów. Batman jest mroczny, bezwzględny i nie przebiera w środkach. Superman to idealista, który w zasadzie wybiera przemoc jako zło konieczne. Ich pierwsze spotkanie nie jest przyjazne – Człowiek ze Stali chce odprowadzić Gacka na komisariat.
- Wynalazłem sposób na powstrzymanie cię – mówi mu jednak Człowiek-Nietoperz. - Jeśli naruszysz otaczające mnie pole [Batman otoczył się polem siłowym – red.], to natychmiastowy, elektroniczny sygnał zdetonuje bombę ukrytą gdzieś w mieście Gotham. Eksplozja zabije niewinnego człowieka – mówi Wayne.
Zniesmaczony idealista nie może pozwolić sobie na takie ryzyko i podejmuje współpracę. Obaj bohaterowie ruszają w pogoń za Sroką, złolką, która wykrada błyskotki z muzeów i zakładów jubilerskich. Współpraca kończy się szczęśliwym finałem – antybohaterka trafia za kratki. Wówczas to Batman wyjawia Supermanowi, kogo planował zdetonować za pomocą bomby.
- Nadal nie mogę powiedzieć, że pochwalam twoje metody i zamierzam mieć na ciebie oko, by mieć pewność, że nie wystąpisz przeciw nam wszystkim. Ale życzę ci szczęścia – konkluduje Superman. Batman w myślach dodaje: „Człowiek godny uwagi. Ze wszech miar. Kto wie, może w innej rzeczywistości mógłbym nazwać go przyjacielem?”. Słodko, nieprawdaż? :)
Tak kończy się drugi numer wydanego w Polsce Supermana. Ale zaczekajcie jeszcze chwilkę - mam dla Was ciekawostkę. Spotkanie Supermana i Batmana przypomina mi inny mariaż dwóch światów. Pamiętacie, jak w latach 90-tych Batman spotkał Spawna? Wówczas role się odwróciły. Mroczny Rycerz stał się wówczas „tym dobrym”, podczas gdy Spawn i jego metody wołały o pomstę do boga. Człowiek – Nietoperz występował jako ucieleśnienie „cnót niewieścich”, a Spawn wybierał brutalną drogę pacyfikacji problemów. Co finalnie doprowadziło do starcia obu charakterów. I słodko się nie skończyło. Jeśli chcecie przypomnieć sobie tamten numer, to zapraszam na „Blog o komiksach”, gdzie poświęciłem mu kilka zdań.
PS. Jeśli nie mieliście okazji przeczytać wydanego w latach 90-tych Supermana, to nic straconego. Historia ta została wznowiona na łamach Wielkiej Kolekcji Komiksów DC od Eaglemoss w numerze 18.
Wojtek
blogokomiksach.blogspot.com
Kryptońskie imię Supermana to Kal-El a nie Jor-El. Poza tym miło powspominać, też niedawno odświeżyłem sobie tę historię i co mogę rzec - Byrne jak zawsze e formie.
OdpowiedzUsuńTak, racja. W drugim zdaniu się rozpędziłem (w pierwszym jest ok :). Już poprosiłem redakcję o naniesienie poprawki. Przepraszam.
UsuńPoprawione.
Usuń