Album 70 oznacza powrót do przygód i świata kręcącego się wokół Aquamana, który w różnych interpretacjach pojawiał się już na łamach kolekcji. Tym razem trudnego i nieosiągalnego dla wielu swoich poprzedników zadania, aby uczynić z tego bohatera kogoś, kto budzi respekt, szacunek, kogo można postawić na równi z innymi liczącymi się herosami DC, podjął się Peter David. Nawiązując do licznych gierek słownych zawartych w tym albumie - znany i ceniony twórca rzucił się świadomie na głęboką wodę. Zaryzykował i jak się okazuje, to ryzyko się jak najbardziej opłaciło. Cieszę się, że wreszcie dostaliśmy początku tego klasycznego runu w polskiej wersji językowej, bo z pewnością na to zasługuje.
"Mnie też potrzeba symbolu. Aby mieszkańcy głębin wiedzieli, że wywodzę się z powierzchni, i aby lud z powierzchni wiedział, że morze jest w stanie obrócić oręż przeciwko niemu"
Peter David wzbogacił i rozbudował mitologię związaną ze światem Aquamanem oraz jego przodkami w ramach mini serii KRONIKI ATLANTYDY, stanowiącej 43 tom kolekcji DC Bohaterowie i Złoczyńcy. Kto nie czytał niech żałuje, bo to jedna z perełek pośród dotychczas wydanych 70 tomów. Położył tym samym solidne i ciekawe podwaliny pod nową serię ongoing, która wystartowała kilka lat później, i przy której spędził cztery udane lata. Start serii opóźnił się, gdyż w wyniku pewnych zgrzytów na linii scenarzysta-redaktor został odstawiony na boczny tor, a swoją szansę dostał inny twórca. Czas pokazał jednak, że seria z lat 1991/92 okazała się totalnym niewypałem i tylko wbiła jeszcze jeden gwóźdź do trumny dla komiksowego Aquamana. Jak trwoga, to do Petera Davida. Scenarzysta ten znów wrócił do łask i podjął się misji ratunkowej, aby zakończyć poszerzający się kryzys. Z kogoś mało ciekawego i niemal skreślonego przez DC uczynić postać, po której kolejne przygody fani będą z niecierpliwością i ekscytacją miesiąc w miesiąc sięgać.
Na pierwszy ogień poszła mini seria CZAS I PŁYWY, stanowiąca płynne i naturalne przejście z KRONIK ATLANTYDY. Narratorem jest tutaj Arthur Curry, z którym przeglądamy wybrane karty będącej w jego posiadaniu kroniki i poznajemy cztery, wybrane fragmenty z przeszłości głównego bohatera. W ramach tych flashbacków obserwujemy pierwsze spotkanie z Flashem i zarazem trudne zderzenie ze światem na powierzchni. Arthur zostaje nazwany bohaterem i otrzymuje swój pseudonim. Są też fragmenty poświęcone jego wychowaniu pośród delfinów, czas spędzony u Eskimosów i pierwsza miłość, czy też starcie ze swoim bratem, Ormem. Te luźne fragmenty z originu pozwalają rzucić więcej światła na to, co działo się z bohaterem pomiędzy KRONIKAMI, a właściwą serią ongoing. najbardziej oryginalny i ciekawy jest moim zdaniem rozdział z delfinami w roli głównej.
Druga część zbioru to pierwsze cztery zeszyty nowej serii plus wpleciony w środek jeden zeszyt zerowy, będący częścią eventu GODZINA ZERO. Jeden z tych rozdziałów to dubel, gdyż pojawił się kilka lat temu na kartach wydanej przez Egmont antologii o Aquamanie. Niby tylko pięć zeszytów, ale za to wypełnionych po brzegi widowiskowa akcją oraz różnymi postaciami. Nowy złoczyńca Charybda w śmiesznie prezentującym się stroju, tajemnicza dziewczyna o pseudonimie Dolphin (odkurzona przez scenarzystę z dawnych komiksowych historii), Superboy oraz Lobo sprawiają, że Arthur ma pełne ręce roboty i brak czasu na rozpamiętywanie dramatycznych wydarzeń, jakich niedawno doświadczył (utrata żony, dziecka i rodziny, czego tutaj nam nie pokazano). Jest krwawo i dosyć brutalnie, przez co dzisiaj z pewnością tytuł ten otrzymałby logo DC Black Label na okładce.
Największa rewolucja dokonała się w kwestii wyglądu Arthura. Peter David bardzo szybko postanowił zerwać ze stereotypami, rezygnując z wizerunku grzecznego blondyna i stawiając na bardziej drastyczne rozwiązania. Długie włosy, zarost oraz harpun zamiast lewej dłoni na początku szokowały, ale czego się nie robi, aby przykuć uwagę czytelnika. Tak też się stało. Od razu stało się poważniej, często mroczniej, ciekawiej, a wszelkie heheszki na temat gościa gadającego z rybami zniknęły z ust fanów. Aquaman doznał prawdziwego renesansu, z dalszego szeregu, a praktycznie niemal z niebytu, wskoczył do pierwszego szeregu, gdzie na długo się zadomowił.
Po zakończeniu lektury z pewnością zostaniemy z pewnymi pytaniami bez odpowiedzi, jak np. skąd wzięła się Dolphin? Skąd admirał Strom wie tyle na temat Aquamana? Co dalej z Władcą Oceanów? Jak dalej potoczyły się losy Kako? Wszystko staje się klarowne w kolejnych rozdziałach, gdzie Aquamana czeka wiele wymagających starć z dziwacznymi istotami, są przemiany, powroty zza grobu, czy też na jaw wychodzą rodzinne sekrety. Można zaspokoić ciekawość sięgając po wydania anglojęzyczne.
Patrząc na ilustracje od razu widać, z jaką dekadą mamy do czynienia. Szalone i ekstremalne lata 90-te pełną gębą. Pierwszą połowę zbioru zilustrował Kirk Jarvinen, którego nazwisko nie kojarzy się z żadnym innym projektem, bo też w niewielu brał udział. Jego styl cechuje dużo przerysowania, postacie przyjmują dziwne pozy, mają śmieszne miny i często niezbyt proporcjonalne sylwetki. Trudno podejść na poważnie do historii, gdzie wizualnie bardziej mamy do czynienia z czymś na kształt zabawnej kreskówki. Dziwny wybór rysownika do takiej opowieści. Trochę lepiej jest w przypadku drugiej części, gdzie swoje umiejętności prezentuje Martin Egeland. Jego nazwisko zapewne również nic Wam nie będzie mówić, bo tak się składa, że najbardziej znany jest właśnie z pracy nad serią AQUAMAN. Nadal nie są to jakieś rysunki z górnej półki, ale poziom jest zadowalający. Egeland bardziej przykłada się do tego, aby dbać o proporcje i mniej tutaj dziwacznie wykrzywionych twarzy. Aquaman w jego wykonaniu prezentuje się bardzo okazale, podobnie jak wszelkie sceny pojedynków, zwłaszcza kiedy odbywają się one w wodzie. A ponieważ są to lata 90-te, to nie może obejść bez takich elementów, jak wylaszczone kobiece sylwetki oraz mężczyźni z przesadnie wyeksponowanymi mięśniami na całym ciele. Trzydzieści lat temu taki styl rysowania nikomu nie przeszkadzał, dziś chyba bardziej powoduje uśmiech na twarzy.
Czy polecam? Oczywiście, że tak! AQUAMAN: CZAS I PŁYWY to komiks, który zasłużenie znalazł się w kolekcji Hachette, pozwalając przekonać się polskiemu czytelnikowi na własnej skórze, jak rozpoczął się słynny proces rewitalizacji tytułowego bohatera, którego podjął się Peter David. Dziś nie sposób wymienić najważniejszych i najlepszych komiksów z udziałem Arthura Curry, bez umieszczania na szczycie tego kultowego, przełomowego czteroletniego runu z lat 90-tych. Przyjemnie się do tych klimatów wraca, nawet jak nie wszystko jest do końca na tym etapie jasne i zrozumiałe, a rysunki mogłyby być lepsze. Dla miłośników postaci jest to pozycja oczywiście obowiązkowa, zaś dla pozostałych chyba bardziej jako ciekawostka (ale warta poznania ciekawostka), gdyż moim zdaniem średnio nadaje się jako punkt startowy do rozpoczęcia swojej przygody z Aquamanem.
Dodam jeszcze, że na rynku dostępne są dwa wydania zbiorcze zawierające mini serię TIME AND TIDE, jeden annual oraz zeszyty #0 - 20 głównej serii. Oprócz tego w październiku ma się ukazać po raz pierwszy AQUAMAN BY PETER DAVID OMNIBUS, który zawierać będzie kompletny run.
---------------------------------
Następne w kolejce tomy to album 71 zatytułowany JLA - LIGA SPRAWIEDLIWOŚCI: SAGA BŁYSKAWICY, który ukaże się 24 kwietnia. Liga Sprawiedliwości oraz JSA zajmą się kwestią siódemki członków Legionu Superbohaterów i wyjaśnieniem powodów, dla których pojawili się oni nagle w teraźniejszości. Nowość na polskim rynku, którą jak najbardziej polecam. Z kolei 8 maja ukaże się ALL-STAR SQUADRON: SAGA O ULTRA-HUMANICIE, czyli powrót do bardziej oldskulowych klimatów i coś dla tych, którym spodobał się tom 68 z tym samym zespołem w roli głównej. Czyli nie dla mnie, bo akurat tom 72 sobie odpuszczam.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów AQUAMAN: TIME AND TIDE #1 - 4 oraz AQUAMAN vol.5 #0 - 5.
Dawid Scheibe
Dzięki za recenzję 👌💪. Tom już czeka na półce 😉. Co do kolejnych tomów to mam podobnie, odpuszczam All Star Squadron ale na 71 czekam! I na Waszą recenzję😉 pzdr!
OdpowiedzUsuń