Współcześnie, najbardziej znaną drużyną superbohaterów z
wydawnictwa DC jest oczywiście Justice League. Mimo tego, że powstała ona dawno
temu, bo na początku lat sześćdziesiątych, to jednak nie była ona pierwszym
tego typu zespołem. Legion of Super-Heroes powstał kilka lat wcześniej. Jeszcze
wcześniej, bo na początku lat czterdziestych powstało Justice Society of
America. Po tych kilku linijkach wstępu, przechodzę do opinii o jak najbardziej
współczesnym komiksie nawiązującym do tej starszej drużyny.
Za scenariusz odpowiedzialny był Geoff Johns. Ponieważ jest
to twórca relatywnie znany i lubiany, pozwolę sobie nie opisywać jego sylwetki.
Napiszę za to, że tytuł ten zaliczał opóźnienia. Sześć zeszytów jakie wchodzą
w recenzowane wydanie zbiorcze, ukazywało się na amerykańskim rynku nie na przestrzeni sześciu, ale aż dziesięciu miesięcy.
Ukazana w bliskiej przyszłości uczennica, Helena Wayne jest
regularnie śledzona przez upiornego człowieka. W latach czterdziestych XX
wieku, gdy zgromadzona jest Justice Society of America, należący do niej Doctor
Fate doznaje strasznych wizji. W dalekiej przyszłości, w XXXI wieku ówczesna
wersja jego drużyny przybywa do ruin. Kobieta, która jest wówczas Doctorem Fate
nie może sprawdzić przyszłości, a zaraz później zostaje zamordowana i niedługo
potem giną jej towarzysze. Historia robi kolejne przeskoki czasowe, a wśród
nich pojawia się informacja o spodziewanych kolejnych morderstwach różnych
wersji Doctora Fate, za które ma być odpowiedzialna postać śledząca Helena
Wayne. Sama Helena dorasta, przeżywa śmierć swojego ojca oraz staje się
postacią znaną jako Huntress. Gdy fabuła ukazuje ją po raz pierwszy jako superbohaterkę,
bada śmierć Doktora Fate z własnych czasów oraz wersji Justice Society of
America. Wśród jej towarzyszy z zespołu istnieją widoczne tarcia, natomiast
traci to znaczenie, gdy nagle zjawia się mężczyzna śledzący wcześniej Helenę i
z łatwością zabija jej towarzyszy. Przeżywa wyłącznie Huntress, której życie
ratuje nagłe przeniesienie w czasie do 1940 roku. Trafia tam na ówczesną JSA.
Jak łatwo się domyślić przeniesienie czasu i miejsca w tej historii, na tym się
nie kończy.
W poprzednim akapicie streściłem dwa pierwsze zeszyty z tego wydania
zbiorczego. Początek tej historii spodobał mi się i zaangażował. W dużym
stopniu przyczyniła się do tego tajemniczość oraz (w drugim zeszycie)
atmosfera, która była być może mniej rzeczywista czy jaskrawa a bardziej
niedosłowna i senna. Po tych dwóch streszczonych zeszytach jest jeszcze jeden,
który robi dobre wrażenie, no ale po nim już nie jest tak fajnie. Fabuła
przedstawia bardziej postać głównego czarnego charakteru, jego postać staje się
mniej interesująca i od tego momentu poziom moich ogólnych wrażeń, zaczął lecieć
na zmianę w dół i w górę, jak jakaś sinusoida. Ostatni zeszyt to z kolei
kulminacja nie tylko historii, ale również pozytywów i negatywów fabularnych.
Jeszcze jedna rzecz. Możliwe, że się zorientowaliście, ale chyba również
powinienem podkreślić, że nie jest to typowy komiks drużynowy. Tutaj nie ma
jednego zespołu, który przez całą opowieść robi coś wspólnie. Główną bohaterką jest
tutaj Huntress i chociaż opowieść często od niej tymczasowo odchodzi na rzecz
innych postaci, to i tak jest najbardziej widoczna.
Nie spodobało mi się ukazanie magiczności w tym komiksie.
Wolałbym, aby była ona przedstawiona bardziej baśniowo. Nie chcę wywoływać
dyskusji, natomiast uważam, że gdyby w komiksie zrezygnowano z pokazania
pentagramów, karty tarota czy łączonego z Doktorem Fate egipskiego znaku ankh,
to opowieść naprawdę by na tym nic nie straciła.
Gusta są różne, ale ogólny poziom rysunków może się podobać.
Doceniam to, że zmienia się styl graficzny w zależności od tego, do jakiego
czasu przenoszona jest historia. Podobały mi się również rysunki w tych kilku
miejscach, gdzie twórcy umieszczali jeden duży komiksowy panel na całych dwóch
stronach.
Mniej więcej przekazałem już co chciałem na temat tego
komiksu. Pierwsza połowa tego wydania zbiorczego zaciekawiła mnie, ale druga
była już nierówna i pozostawiła mnie z niespełnionymi oczekiwaniami.
Potrafiłbym z łatwością wskazać gorsze komiksy, nie mniej jednak i tak mógłbym
zaśpiewać za zespołem Elektryczne Gitary: „A miało być tak pięknie”.
Marcin „Kędzior” Michalski
Recenzowane wydanie zbiorcze zawiera materiały, które ukazały
się pierwotnie w zeszytach THE NEW GOLDEN AGE #1 oraz JUSTICE SOCIETY OF
AMERICA #1-5
Jest dostępne w sprzedaży w ATOM COMICS.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz