niedziela, 19 marca 2017

Serialownia #59

Za nami tydzień ze znacznie skromniejszą ilością produkcji z bohaterami DC, których nowe przygody zostały wyemitowane. Dlatego też najnowsza odsłona "Serialowni" będzie nieco mniej obszerna, lecz i tak jest co poczytać. Zapraszamy do rozwinięcia posta i jak zwykle przestrzegamy przed spoilerami.
THE FLASH 3x16: Into the Spped Force
Dawid: Wycieczka do Speed Force nie dostarczyła niestety chociażby tyle emocji, co poprzedni odcinek. Złożyło się na to kilka słabych i mało logicznych momentów. Dziwi fakt, że Cisco mając takie moce nie może ich wykorzystać (jak to było w przypadku Zooma w poprzednim sezonie) i przy pomocy kawałka zbroi odkryć tożsamości Savitara. Dziwi również zachowanie Jesse, która pomna wcześniejszych potyczek Barry'ego oraz Wally'ego z Savitarem postanawia sama stawić mu czoła licząc na... sam nie wiem co. Śmieszny był moment, gdy akurat Wally gani ją za taką nierozsądną decyzję, a sam zawsze robi przecież tak samo. Inna sprawa, że Savitar to bóg szybkości, a w tym odcinku dał się zaskoczyć zdecydowanie wolniejszej Jesse i zapłakany natychmiast uciekł z pola walki. Po odkryciu HR'a, że Savitar to człowiek w zbroi (genialne, że też nikt z Team Flash na to wcześniej nie wpadł) obawiam się, że speedster ten będzie pokazywany jako jeszcze mniejszy i wolniejszy. Kolejna głupia i nielogiczna decyzja to przeniesienie się na inną Ziemię, gdy ukochany Wally właśnie wrócił ze Speed Force i trzeba go pocieszyć. Całkiem sporo głupot, przewidywalność i do tego kolejny niepotrzebny miłosny zwrot na linii Barry-Iris sprawiły, że naprawdę nie było się tym razem czym ekscytować.
Piotr: Twórcy mają ciekawy pomysł na przedstawienie speedforce. Pokazanie jej w formie "osobowej" wypada bardzo fajnie i można do tego wracać, nie obawiając się, że się znudzi, bo zawsze można pokazać co innego i nadal będzie to zgodne z całym założeniem. Dobrze wpasowuje się w to Black Flash, którego Flash przecież jeszcze nie widział w takiej formie, mam nadzieję, że będzie jeszcze powracał co jakiś czas. Szkoda Jaya Garricka, bo jest (był?) bardzo ciekawą postacią, przyjemnie oglądało się jego duety z Barrym. Szkoda też, że Jesse została wprowadzona do Earth-1 tylko po to żeby zaraz zastąpić Jaya na Earth-3. Ale z Savitarem nieźle sobie poradziła. Fajnie, że w końcu pokazali jakąś słabość, bo dziwnie by było gdyba ich nie miał.
LEGENDS OF TOMORROW 2x14: Moonshot
Tomek: Generalnie odcinek był naprawdę fajny. Już sam pomysł z cokolwiek odmiennymi problemami Apollo 13 bardzo mi podszedł. A i oprócz tego było w nim dużo świetnych rzeczy. Moimi ulubionymi były sceny z Thawnem i Palmerem. Poza tym nawet sceny z Amayą i Natem w końcu były ciekawe, w głównej mierze dzięki dodaniu do nich Henry’ego Heywooda. Do tego jeszcze takie perełki jak wokalny występ Steina w centrum kontroli lotów, który był chyba najbardziej absurdalną sceną w historii serialu. Nie dziwota, że powtórzyli go w trakcie napisów końcowych. Jedynie pod koniec parę rzeczy mi zazgrzytało. Przez cały czas zastanawiałem się jak odkręcą sprawę z Apollo 13, ale okazało się, że zostawili ją kompletnie spapraną. Aż chciałbym zobaczyć jak Houston i astronauci zastanawiają się co się stało. Bo z ich miejsca wygląda to jakby John Swigert ogłuszył pozostałych członków załogi, następnie rozbił się na Księżycu, po czym wrócił i zniknął. Także sposób w jaki pozbyli się Henry’ego pozostawia wiele do życzenia – ot nagle okazało się, że by nie spłonąć w atmosferze ktoś musi popełnić samobójstwo i padło na postać, która nie jest głównym bohaterem serialu. Mimo to jednak epizod bardzo mi się podobał.
Krzysiek T.: Również zwróciłem uwagę na to, że odcinek pozostawia kwestię nieudanego lotu Apollo 13 jako totalną aberację i nikt z Legend nie robi z tego żadnego halo. Gdy jednak przymkniemy na to oko, wszak serial ten niejednokrotnie już pokazywał, że przez cały drugi sezon bardzo swobodnie podchodzi do tych kwestii. Na szczęście jako całość, tego tygodniowy epizod prezentuje wszystko to, co w LEGENDS lubię najbardziej - miejscami obezwładniająco głupkowatą (odwrócenie uwagi przez Steina - diament!), ale jednak przyjemną fabułę. I tym razem praktycznie wszystko na swój campowy sposób zagrało. Faktem jest, że początkowo dziwnym wydało mi się, iż supernowoczesny statek nie ma automatycznego otwierania śluz, ale potem przypomniało mi się, że podczas wchodzenia w atmosferę powyłączano wszystkie zbędne systemy i mogę kupić to poświęcenie Henry'ego. Pojawiło się tu także kilka wątków, które mogą przyjemnie ewoluować w kolejnych odcinkach, jak na przykład Amaya znająca swoją przyszłość czy poznanie motywacji Thawne'a przez Ray'a i nawiązanie między nimi małej nici zrozumienia. Oby taki poziom został utrzymany do końca sezonu.
Dawid: Po przerywniku poświęconym na odzyskanie dawnego Ripa Huntera znów otrzymaliśmy całkiem solidny odcinek, który ma w sobie wszystko to, co w tym serialu lubię. Począwszy od wprowadzenia do odcinka w wykonaniu Micka, poprzez duet Raya z Thawnem, absurdalne i jednocześnie genialne zagranie Steina, aż po finał z udziałem Henry'ego. Heat Wave tym razem ustąpił pierwszeństwa innym kolegom z zespołu, ale i tak sam jego wygląd w przebraniu naukowca i w okularach potrafił wywołać uśmiech na mojej twarzy. Dzięki temu, że wszystkie elementy idealnie ze sobą zagrały wyszedł z tego jeden z najlepszych epizodów w tym sezonie. Ciekaw jestem jak dalej potoczą się losy Vixen, a także jak ostatnie relacje Palmera z Reverse-Flashem wpłyną na postrzeganie przez Legendy misji, jaką wykonuje ten drugi. 
ARROW 5x16: Checkmate
Tomek: Wolałem gdy nie było wiadomo, że Adrian Chase to Prometheus, bo wtedy „obaj” wypadali zdecydowanie ciekawiej. Teraz zmienił się on w boleśnie sztampowy czarny charakter, któremu brakuje tylko wąsa by mógł go podkręcać. Bardzo głupio też postąpili Queen i Diggle w trakcie konfrontacji z Prometheusem pozwalając zbliżyć się do niego Doris. Efekt tego mógł być tylko jeden. Także flashbacki ostatnimi czasy stały się nużące, ale mam nadzieję, że to co się w nich stało oznacza koniec przepychanek Olivera i Anatolija z Gregorem. Ale poza tym odcinek był niezły, trzymał w napięciu i z raz czy dwa skręcił w niespodziewanym kierunku.
Krzysiek T.: W porównaniu z nijakim Ra's Al Ghulem i totalnie karykaturalnym Damienem Darkhiem, Adrian Chase nawet teraz wypada znacznie ciekawiej. Napisałem "nawet", bo faktycznie sztampa w tym epizodzie jest w nim mocna, a ponieważ epizod ten leciał od początku do końca przetartymi schematami, mało było tu zaskoczeń. Najbardziej podobały mi się fragmenty, w których Chase grał na nosie poszczególnym bohaterom, faktycznie każdego z nich wyprzedzając o krok. Mam jednak nadzieję, że Talia nie będzie służyła tylko i wyłącznie byciu pomocnicą Prometheusa, bo byłoby to naprawdę duże marnowanie potencjału tej postaci. Nie, żeby CW notorycznie tego nie robiło, ale jednak ta córka Ra's Al Ghula zasługuje na duży szacunek przy jej zaprezentowaniu.
Piotr: Ale ten Adrian Chase jest dobrym Prometheusem. Dostaliśmy bardzo dobry odcinek, który trzymał w napięciu, miał sprawnie poprowadzoną akcję, no i ciekawe zakończenie, tak naprawdę następny odcinek mógłby być ostatnim, bo wszystkie wątki powoli się zamykają, poza tym nie wiem jak mogliby to przedłużać. A jeszcze lepiej byłoby gdyby ten sezon był ostatnim, Prometheus jest świetnym złoczyńcą do zabicia Olivera Queena, lub chociaż Green Arrowa, jako bohatera. Wątek kolejnego zmienienia GA we wroga publicznego był już tak często wałkowany, że już po prostu nudzi. Jak dotąd zastanawiałem się, po co wsadzają Talię do flashbacków, ale teraz nabrało to sensu. Jeśli serial do końca sezonu utrzyma ten poziom to będzie świetnie.
TEEN TITANS: GO! 4x16: The Gold Standard
Krzysiek T.: Po dość pokręconym nawet jak na standardy tego serialu odcinku, ten przyniósł powrót do względnej normalności. Oznacza to, że przyszło nam oglądać absurdalne popisy poszczególnych bohaterów w naciąganej fabule, ale wszystko zostało przedstawione w tak zabawny sposób, że trudno było się nie uśmiechnąć kilkukrotnie podczas oglądania. Beast Boy jako krasnoludek z obsesją złota był rewelacyjny. Naprawdę dobrze się bawiłem.
JUSTICE LEAGUE ACTION 1x13: Trick or Threat
Tomek: Odcinki seriali, w których dorośli bohaterowie zmieniają się w dzieci rzadko bywają udane. Tak niestety jest też i tym razem. Jedyną rzeczą wyróżniającą się na tle mało zabawnej i nieciekawej reszty epizodu była świetna narracja Kaina. Szkoda że było jej zbyt mało by uratować odcinek.
Krzysiek T.: Było w porządku. Tyle tylko, że jak na dotychczasowe standardy JUSTICE LEAGUE ACTION to zdecydowanie zbyt mało. Odcinek praktycznie pozbawiony humor, którym cykl ten jak dotąd się charakteryzował. No i zupełnie zbędny Batman, który po prostu musi być w każdym odcinku, czasem zupełnie niepotrzebnie.

Zdjęcia pochodzą ze strony Comicbook.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz