niedziela, 14 marca 2021

FUTURE STATE: WONDER WOMAN

Nie da się nie zauważyć, że recenzje dotyczące Wonder Woman pojawiają się na blogu bardzo rzadko, a już na pewno mojego autorstwa. Wynika to z faktu, że kolejne runy w ramach serii ongoing z głównego DCU okazują się bardzo szybko mocno rozczarowujące (wyjątkiem historie autorstwa Azzarello, czy Rucki) i najzwyczajniej nie chce mi się za każdym razem "jechać" po twórcach. Stosunkowo spore oczekiwania miałem, kiedy nie tak dawno pałeczkę przejął duet Mariko Tamaki/Mikel Janin, ale już po dwóch zeszytach zostałem brutalnie sprowadzony na ziemię. To, czego nie potrafiłem od wielu miesięcy znaleźć w tytule z udziałem Diany, odnalazłem przypadkowo i niespodziewanie w innym komiksie, którego początkowo wcale nie zamierzałem czytać. Tym komiksem jest FUTURE STATE: WONDER WOMAN, gdzie akurat Diany nie uświadczymy, ale jakoś nad tym faktem wcale nie ubolewam.

Projekt pod nazwą FUTURE STATE, nie ma co się oszukiwać, okazał się zgodnie z moimi oczekiwaniami tworem słabym, niepotrzebnym, wprowadzonym na siłę, mało ciekawym i mało oryginalnym, na który ogółem szkoda było tracić czas. Przykładem jest chociażby FS: IMMORTAL WONDER WOMAN, przy którym trudno nie zasnąć z nudów. Trudno było wyłuskać z tej miernoty jakieś wartościowe pozycje. Jednym z niewielu jasnych punktów FS okazała się dwuczęściowa historia autorstwa Joelle Jones (tej od CATWOMAN). Pierwotnie zamierzałem ten tytuł olać, ale zwyciężyła ciekawość tego, jak tym razem poradziła sobie Jones z warstwą wizualną. Już pierwsze strony inauguracyjnego zeszytu pokazały, że nie tylko ilustracje są na wysokim poziomie, ale w dodatku postać głównej bohaterki jest na tyle intrygująca, iż chce się sprawdzić, w jakim to wszystko rozwinie się kierunku.

Ciężko wprowadzić do DCU świeżą krew, która okaże się wartościowym dodatkiem i zagości na dłużej, a nie będzie tylko jednorazowym i co najwyżej średniej jakości herosem. Tutaj się udało. Nowa Amazonka pochodzi z... Amazonii (a konkretnie z Brazylii), co wydaje się jakże prostym rozwiązaniem, ale jakoś nikt wcześniej (chyba) na to nie wpadł. W swoim debiucie Yara Flor decyduje się na ryzykowną i pełną pułapek/utrudnień wyprawę do mrocznego podziemia, aby odzyskać z rąk Hadesa duszę bliskiej jej sercu amazońskiej wojowniczki o imieniu Potira. Ma na to niewiele czasu, a porażka oznacza, że i ona sama na zawsze utknie w piekielnych czeluściach. Nie dowiadujemy się wprawdzie zbyt dużo na temat głównej bohaterki, ale na podstawie pierwszych obserwacji nie da się oprzeć wrażeniu, iż jest to na tyle sympatyczna osoba, jakiej chce się kibicować. Jest młoda, impulsywna, niecierpliwa, zaraza pozytywną energią, a do tego pomimo powagi sytuacji, niepozbawiona specyficznego poczucia humoru, który okazuje się bardzo udanym dodatkiem do całej opowieści. W drugiej części robi się trochę poważniej, poznajemy WW od innej, bardziej wrażliwej i ludzkiej strony, jako osobę niepozbawioną wad, i która pomimo swojej siły oraz odwagi, nigdy nie będzie w stanie pokonać/przełamać pewnych barier. Dostaje prawdziwą i smutną lekcję, ale wydaje się, że będzie potrafiła wyciągnąć z niej odpowiednie wnioski na przyszłość.

Jones zdecydowała się na wymieszanie greckiej mitologii z elementami wierzeń południowoamerykańskich, stąd chociażby obecność leśnego duszka o imieniu Capoira pełniącego rolę pomocnika Yary. Do grona bliskich towarzyszy należy tez oczywiście zaliczyć Jerry'ego, skrzydlatego konia dziewczyny.

Odnośnie warstwy plastycznej nie było żadnego zaskoczenia, co akurat jest komplementem w stosunku do Joelle Jones. Mamy bowiem do czynienia po raz kolejny z wysokiej jakości produktem, gdzie każdy mniejszy czy większy kadr zachwyca sposobem wykonania. Urzekają zwłaszcza spektakularne sceny pojedynków ze spotkanymi na drodze Yary bestiami, sposób, w jaki zobrazowane zostało królestwo Hadesa, czy też nowe designy władcy piekieł oraz jego żony. Duży wkład w finalny wygląd poszczególnych plansz miała oczywiście Jordie Belaire, zapewniając żywą i dobrze dopasowaną kolorystykę.

FS: WONDER WOMAN to jeden z nieoczekiwanych plusów rozgrywającego się na przełomie stycznia i lutego tego roku eventu. Podczas czytania z mojej twarzy praktycznie nie schodził uśmiech zadowolenia, co jest jednym z istotnych składników, jakie decydują o finalnej ocenie tej krótkiej przecież historii. Historii, która zdecydowanie spełniła swoje zadanie, oferując coś nowego, świeżego, ciekawego, ładnie narysowanego i zachęcającego do sięgnięcia po więcej. Tak, po tych dwóch zeszytach chcę poczytać/pooglądać więcej przygód Yary Flor, stąd decyzja o kupowaniu rozpoczynającego się w maju prequela pod tytułem WONDER GIRL, i do tego od tych samych twórców, wydaje się zwykłą formalnością.

Recenzja dotyczy zeszytów FUTURE STATE: WONDER WOMAN #1-2. Obie części tej krótkiej historii znajdziecie w ofercie sklepu ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz