czwartek, 25 marca 2021

TOP TEN: SMAX I INNE OPOWIEŚCI - recenzja 2

UWAGA: to druga recenzja tego komiksu na łamach DCManiaka. Poprzednią, autorstwa Andrzeja, znajdziecie TUTAJ.

Trochę Egmont kazał na czekać na ten zbiorek. Cztery lata to dość dużo by zapomnieć jak w 2017 roku podobała nam się kolejna Moore'owska wariacja na temat superhero. Smax nie jest jakimś specjalnym 'must read', ale jego lektura dość szybko dubluje emocje towarzyszące czytaniu głównej serii. To pozycja nierówna, ale żadna z trzech umieszczonych tu opowieści nie zalicza spektakularnych upadków.

W pierwszej odsłonie "W roku 1949" Moore zaprasza nas do początków tworzenia Neopolis. Co prawda akcja historii dzieje się tuż po II wojnie światowej, natomiast rysownik Gene Ha wyraźnie inspirował się „Metropolis” Fritza Langa. Neopolis lat 40-tych ubiegłego wieku jest majestatyczne, posągowe, lśniące chromem i sterylne. A do takiej przestrzeni trafiają po zakończonej wojnie bohaterowie obu stron osi, którzy muszą żyć obok, mimo że jeszcze parę lat temu byli śmiertelnymi wrogami. Alan Moore w takim środowisku czuje się swobodnie - w końcu nie leży daleko od strażnikowych Gwardzistów. Umiejętnie zaznacza nie do końca zaleczony rasizm czy zagubienie bohaterów po wyrwaniu z dotychczasowego życia, gdy byli kimś, a dziś są jednym w wielu. Nie byłby też sobą, gdyby nie uderzył w wysokie tony obyczajowe - choć w tym przypadku akurat nie mają takiej mocy niż w głównej serii. Natomiast cały czas jest Moorem w dialogach. Twórca STRAŻNIKÓW  i w tym komiksie ma niesamowite wyczucie do kreślenia charakterów postaci podczas rozmów 'o niczym', nie popychających fabuły do przodu. Używane przez nich tematy do rozmów, konstrukcja myśli... nawet trzecioplanowi statyści są jacyś. A sam plot fabularny? W porządku - ma swoją dramaturgię i odpowiednią dozę napięcia, by chcieć te pięć zeszytów pochłonąć za jednym posiedzeniem.

SMAX to tuż typowy spin-off opowiadający podróż Jeffa i Robyn do macierzystego świata Smaxa. Nie spodziewałem się, że owa wyprawa będzie tak totalnie odmienną w charakterze od tego, co mieliśmy okazję do tej pory sądzić o tym uniwersum. Moore bierze się za barki z klimatami fantasy. By być precyzyjniejszym - fantasy z elfami, krasnoludami i smokami. Tak, z takiego świata pochodzi Jeff. Mag z Northampton idzie w tej opowieści ścieżką Terry'ego Prachetta - stworzył świat post-modernistyczny, pełen ironii, odwracania schematów i zaskakiwania zmianą perspektywy. Wyobraźnię w tej kwestii ma dużą, efekt 'no way, really?’ towarzyszył mi średnio co pięć stron choć miejscami nie wszystkie ironie zadziałały jak należy. Najbardziej kłuła mnie w oczy satyra z Harry'ego Pottera - dość siermiężna i bez polotu. Ale mimo częstego puszczania okiem do widza Moore pozostał sobą i nie bał się poruszyć przyziemnych i niewesołych tematów znanych ze swoich poważniejszych dzieł. Mam z kolei ambiwalentne odczucia do warstwy graficznej - cartoonowe przedstawienie Jeffa i Robyn nie współgra mi z tonem opowieści, ale już elementy świata natywnego, a i owszem!

W „Poza najdalszym komisariatem” wracamy na posterunek policji w Neopolis. To typowy sequel - akcja dzieje się kilka lat po zakończeniu TOP 10. Tu już nie mamy Moore'a jako scenarzystę, jego schedę przejął Paul Di Filippo. Czy dał radę? Trudno stwierdzić, gdyż wybrał sobie formę, która nie pozwoliła mu za bardzo pokazać scenopisarskiego 'pazura' (choć pewnie AM napisałby to lepiej). Policjanci z Neopolis muszą zająć się sprawą tajemniczej zjawy pojawiającej się nad miastem. A że trochę tych policjantów poznaliśmy wcześniej, więc Di Fillippo dwoił się i troił by im wszystkich dać jakiś czas antenowy, by podarować im własne mikro-ploty. No i dał, ale (z braku miejsca) żaden z nich nie ma wystarczającej głębi by się wybić. Wyszedł trochę taki superhero event - dużo postaci, tłoczno w kadrach, mnóstwo dialogów, czyta się gładko, ale... niewiele zostaje w głowie. To nie jest kiepska historia, ale w porównaniu w wcześniejszymi opowieściami wyraźnie odstaje.

Fajnie było wrócić do Neopolis. Fajnie było zobaczyć trzy odmienne migawki tego uniwersum. Egmont przyzwoicie wydał Inne opowieści, materiały źródłowe są Ok, drukarnia nie dała ciała, a tłumaczenie Pauliny Braiter jak zwykle top notch!

Grzesiek Kopeć

Opisywany album możecie kupić w sklepie wydawcy lub na ATOM Comics.pl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz