wtorek, 20 lipca 2021

DCEASED: HOPE AT WORLD'S END

DCEASED + Tom Taylor = przepis na przyciągnięcie uwagi czytelników i tym samym zarobienie przez DC kolejnych dolarów. Jeśli mamy do czynienia z kurą znosząca złote jaja, to nie może dziwić decyzja o dalszym czerpaniu zysków z czegoś, co cieszy się zainteresowaniem fanów a w dodatku samemu twórcy sprawia mnóstwo frajdy. Skoro zrecenzowałem swego czasu trzy pozostałe tytuły skupione na tym alternatywnym świecie, to nie mogłem nie napisać też kilku słów na temat odsłony numer cztery, która w przeciwieństwie do pozostałych ukazywała się oryginalnie w formie cyfrowej i zamknęła się w 15 rozdziałach.

Akcja komiksu rozgrywa się w trakcie DCEASED,  a dokładnie pomiędzy odsłonami czwartą i piątą. wirus antyżycia w szybkim tempie opanował Ziemię, zarażając miliony ludzi, w tym wielu superbohaterów. Po zniszczeniu Metropolis przez Kapitana Atoma, Superman oraz Wonder Woman próbują za wszelką cenę zatrzymać szerzenie się infekcji, znaleźć schronienie dla tych, którzy przeżyli i przede wszystkim dać jakąś nadzieję w tej niezwykle mrocznej dla ludzkości chwili.

DCEASED: HOPE AT WORLD'S END wystartowała jako dwutygodnik na chwilę przed tym, jak zadebiutowała mini seria DEAD PLANET. Początkowo uważałem, że to seria robiona mocno na siłę, ale w miarę ukazywania się kolejnych rozdziałów musiałem zmienić swoje nastawienie. Niby po raz kolejny widzimy to samo, tyle że ukazane z innej perspektywy, ale za każdym razem okazuje się, iż można do znanej już historii dodać coś ciekawego, wartościowego, a przede wszystkim ukazać niezwykłe relacje łączące poszczególne postacie całego dramatu. Taylor robił podobnie z INJUSTICE, gdzie też miał nieograniczony dostęp do postaci DCU i wolną rękę w pisaniu ich dalszych losów. Jest to szansa na rozwinięcie pewnych scen czy wątków i pokazania, co w konkretnym czasie działo się z wybranymi bohaterami/złoczyńcami. Skoro scenarzyście nie brakuje pomysłów i wyobraźni, a wszystko ma jak najbardziej ręce i nogi, to czemu tego nie zrobić?

Jedne rozdziały są lepsze, inne trochę gorsze jakościowo, ale ogólnie poziom całości oceniłbym jako dobry. Nie bardzo dobry, tylko dobry. Głównym narratorem jest Jimmy Olsen, który jak się okazuje na samym początku ucierpiał trwale fizycznie podczas jednego ze starć. Nie on jest jednak głównym bohaterem tej opowieści, tylko cała plejada innych, bardziej lub mniej znanych postaci. Wśród tych ostatnich swoje pięć minut sławy dostają chociażby Wink i Aerie (znani z runu Taylora w ramach SUICIDE SQUAD), czy też Pied Piper. W ramach HOPE AT WORLD'S END otrzymujemy przede wszystkim wgląd w losy Black Adama podczas zombie apokalipsy i przebieg starcia jego armii z połączonymi siłami herosów oraz złoczyńców, w tym bitwę o (niewiele mówiące statystycznemu czytelnikowi DC) Jotunheim. Są małe zwycięstwa, są porażki, są też poświęcenia i straty w szeregach superbohaterskich. Czyli wszystko to, czego można się było spodziewać znając przebieg DCEASED. Wiadomo też było mniej więcej jak to wszystko się zakończy i kto musi przeżyć, gdyż musi się ta historia w pewnym momencie zazębiać z tym, co spotykamy w głównej serii po destrukcji Metropolis.

Dlaczego warto sięgnąć po omawiany komiks? Nie będzie zaskoczeniem, kiedy napiszę że tradycyjnie w przypadku Taylora dla dobrze rozpisanych dialogów, kilku wzruszających, zaskakujących, zabawnych momentów, czy też zaciekawienia losami teoretycznie mało interesujących postaci drugoplanowych. Najlepiej wspominać będę dynamiczne duo Damian-Jon, przeradzające się w trio z udziałem Cassie, emocjonalne wydarzenia z udziałem flash-family, czy też nietypowy rozdział poświęcony drużynie złożonej z Chimpa, Krypto, Ace'a i pewnego białego konia.

Warstwie graficznej raczej daleko od spójności i jednolitości. W projekt ten, co zresztą nie jest niczym zaskakującym jeśli mówimy o komiksach z linii digital first, zaangażowanych zostało - jeśli dobrze naliczyłem - siedmiu różnych rysowników. Najwięcej pracy przypadło w udziale takim artystom, jak Marco Failla (7 z 15 rozdziałów) oraz Renato Guedes (3 rozdziały). Tego pierwszego kompletnie nie znam ale dosyć szybko udało mi się przyzwyczaić oczy do jego dosyć przeciętnej kreski. Poziom oczywiście faluje i jedni twórcy spisali się lepiej, zaś inni nieco gorzej. Na plus zaliczę plansze wykonane przez Nguyena, czy pasującego do obrazowania flashowych klimatów Di Giandomenico, zaś daleki jestem od wychwalania ulokowanego przeze mnie na przeciwnym biegunie Jona Sommarivy, którego ilustracje akurat nie są najzwyczajniej w moim guście.

Czy można pominąć HOPE AT WORLD'S END i pozostać jedynie przy znajomości głównej mini serii? Jak najbardziej. Czy jest to komiks niezbędny do tego, aby przystąpić do lektury DCEASED: DEAD PLANET? Absolutnie nie. Omawiana seria nie jest tak spektakularna i nie ma takiego wpływu na cały alternatywny świat opisany w DCEASED, jak chociażby UNKILLABLES. To tylko rozszerzenie wyjściowej historii dające lepszy ogląd na pewne rzeczy, które rozgrywały się pomiędzy DCEASED #4 i #5, skierowane przede wszystkim do zagorzałych fanów zombie apokalipsy spuszczonej w roku 2019 na świat DC przez Toma Taylora. A ci, podobnie jak i ja z pewnością się nie zawiodą. Czas spędzony nad tym komiksem uważam za dobrze spożytkowany.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów wydanych w formie cyfrowej jako DCEASED: HOPE AT WORLD'S END #1-15.

Zarówno tego jak i innych komiksów z DCEASED w tytule szukajcie w sklepie ATOMComics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz