niedziela, 31 marca 2019

WKKDC #68 - GREEN LANTERN: ZEMSTA GREEN LANTERNÓW

Wielka Kolekcja Komiksów DC? Też mi coś. Raczej ”Wielki przegląd komiksów z Batmanem i Supermanem oraz okazjonalnymi wyjątkami”. Z pewnością wielu z Was tak sobie nieraz pomyślało o wydawanej przez Eaglemoss serii i nie ukrywam, że sam do tego grona należałem. Jakoś tak w głowie mi się nie mieściło to, że w początkowo zapowiedzianej sześćdziesiątce tomów był tylko JEDEN, który miał w tytule obok siebie tylko dwa słowa – Green Lantern. Była to TAJNA GENEZA z WKKDC #23. Owszem, na łamach 58 tomu dostaliśmy jeszcze wspólne przygody Zielonej Latarni i Zielonej Strzały, które były naprawdę kapitalnym komiksem, ale to wciąż duet, który nawet nie opuścił powierzchni Ziemi. Hal Jordan, Kyle Rayner czy John Stewart pojawiali się co prawda w wielu odsłonach WKKDC, lecz zawsze jako członkowie Ligi Sprawiedliwości. Tymczasem mitologia Zielonych Latarni pełna jest kosmicznych komiksów, które można było spokojnie tak zamieścić. W końcu pojawia się informacja o przedłużeniu kolekcji i tytułach, które w jego skład wejdą. I oto jest! Dwa kolejne tomy z runu Geoffa Johnsa! Pierwszy i drugi? Ależ skąd, to by było zbyt logiczne. Skoro dostaliśmy swego czasu piąty, to teraz czas na trzeci i czwarty…

Tym samym z jakiegoś powodu osoby ustalające skład WKKDC uznały, że GREEN LANTERN: REBIRTH, GREEN LANTERN vol. 1: NO FEAR czy totalny klasyk pod postacią SINESTRO CORPS WAR – czyli te kluczowe moment początków runu Geoffa Johnsa i komiksy, które śmiało można obecnie nazwać klasykami – nie są warte umieszczenia w ramach kolekcji, czytelnicy za to dowiedzą się, co działo się pomiędzy wymienionymi wydarzeniami. No sorry, nie jestem w stanie skumać tej obłędnej logiki. Co prawda przyznaję, że run Geoffa Johnsa w serii GREEN LANTERN w mojej ocenie nie jest czymś, co jakoś szczególnie nadaje się do tego typu kolekcji – wszak jest to rozplanowana na długie lata, jedna wielka opowieść, która z czasem przelała się na łamy aż sześciu równolegle wydawanych tytułów. Jednakże wymienione przeze mnie na początku tego akapitu tytuły, zwłaszcza pierwszy i ostatni, doskonale odnalazłyby się jako odpowiednie dla kolekcji, pojedyncze tomy. ZEMSTA GREEN LANTERNÓW to już jednak trochę inna bajka.

Bo widzicie, na łamach REBIRTH czy NO FEAR Johns kładł podwaliny pod cały swój wielki run i chociaż raz za razem odwoływał się do wcześniejszych losów Hala Jordana, to jednak tam robił to w sposób przystępny dla kompletnie, hehe, zielonego czytelnika. Wówczas w USA bohater ten był ”martwy” od kilku długich lat (a dokładniej, kręcił się tu i tam jako Spectre) i taka komiksowa archeologia była wręcz wskazana, by czytelnik nie poczuł się zagubiony. Jak już wspomniałem wcześniej, ZEMSTA GREEN LANTERNÓW to już jednak trzeci tom autorstwa tegoż scenarzysty i tutaj już mamy do czynienia nie tylko z nawiązywaniem do lat dziewięćdziesiątych, ale również do obu wcześniejszych tomów, pojawiają się także wątki, które doczekają się rozwiązania później (przewijający się co jakiś czas Globar Guardians, ale tutaj akurat dobrze, że pojawi się w WKKDC kolejny tom), zaś w pewnym momencie widać fragmenty, które już wprost przygotowują grunt pod SINESTRO CORPS WAR (tu chociażby scena z Arkillo), a tego tytułu już nie otrzymamy. Największym problemem nowej odsłony WKKDC jest w mojej ocenie to samo, co przewijało się już wielokrotnie w poprzednich tomach kolekcji – to wyrwany z całości fragment runu, który jako pojedynczy tom nie robi tak dużego wrażenia jak komplet pomysłów scenarzysty.

ZEMSTA GREEN LANTERNÓW rozpoczyna się od klasycznego team-upu Green Laterna z Green Arrowem. Obaj herosi stają naprzeciw Mongulowi, którego debiut możecie przy okazji przeczytać w zawartym w tomie zeszycie z dawnych lat. Złoczyńca jest tu raczej pretekstem do tego, by pokazać jak dobrymi kumplami są Jordan i Queen oraz jak mocno zmienili się na przestrzeni lat. Nic szczególnie specjalnego, jeśli mam być szczery. Ale to i tak nic w porównaniu z kolejnym rozdziałem, gdzie dostajemy połączenie sił Jordana i Batmana, by skopać tyłek nowemu Tattooed Manowi. Całość oczywiście i tak śłuży tylko temu, by Mroczny Rycerz nabrał na nowo zaufania do wskrzeszonego Latarnika. Także i ten rozdział jakoś szczególnie mocno mnie do siebie nie przekonał i w mojej ocenie stanowi najsłabszy element tomu. Niestety nie ratują go nawet bardzo udane rysunki Ethana Van Scivera z czasów, gdy artysta ten miał w sobie jeszcze sporo chęci i nie odstawiał takiej pańszczyzny jak robi to obecnie.

Po tych dwóch krótkich opowiastkach przechodzimy wreszcie do konkretów i nie ukrywam, że moja ocena całości momentalnie poszybowała w górę. Hal Jordan próbuje na nowo uporządkować swoje życie, gdy nagle zostaje zaatakowany przez Laterna Tomara-Tu. Sęk w tym, że powinien on nie żyć od dłuższego czasu. Okazuje się jednak, że część postaci, które Jordan myślał iż zabił będąc niegdyś pod kontrolą Parallaxa, tak naprawdę trafiły do sektora, którego Zielone Latarnie z jakiegoś powodu nie strzegą. Wraz z krnąbrnym jak zwykle Guy’em Gardnerem, nasz bohater wyrusza uratować swoich byłych towarzyszy. Dopiero tutaj dostałem to, czego oczekiwałem po tym komiksie od początku – prostej, nieskomplikowanej zbytnio, ale bardzo poprawnie napisanej opowieści o kopaniu się po mordach w kosmosie. Johns fajnie prowadzi tu swoje postacie, potrafi zaskoczyć nieoczekiwanymi rozwiązaniami, zaś Ivan Reis kolejny raz udowadnia, że parę w łapie od lat ma ponadprzeciętną. ZEMSTA GREEN LANTERNÓW nie jest najlepszym dziełem spośród opowieści, które Johns przedstawił na łamach serii o Halu Jordanie, ale z pewnością stoi na przyzwoitym poziomie. Jak już jednak wspomniałem nieco wcześniej, znacznie lepiej smakuje konsumowana jako całość.

Dlatego też… trochę będę odradzać Wam zakup tego komiksu. Wydaje mi się, że dużo lepszym pomysłem będzie sięgnięcie po wydania oryginalne, zwłaszcza, że na rynek DC wprowadziło niedawno o takie coś.

Krzysztof Tymczyński

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów GREEN LANTERN vol. 4 #7-13 oraz DC COMICS PRESENTS #27. 

3 komentarze:

  1. Zamiast Rebirth powinno być chyba new52 bo Hal Jordan and the green lantern corps pisał Robert Venditti

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. https://comicvine.gamespot.com/green-lantern-rebirth/4050-21531/

      Usuń
  2. Oj wy tak jedziecie po tej Wielkiej Kolekcji a ma ona dużo plusów. Ja jestem fanem i zbieram. Jak ktoś nie czytał do tej pory komiksów DC i nie ma czasu ani ochoty czytać całych cykli wydawniczych tylko wybrane fragmenty to tego typu kolekcje są kapitalne. Te wszystkie komiksy jakie wychodzą w ich składzie są w najgorszym razie interesujące nigdy beznadziejne nie mające nic ciekawego w sobie. Większość z nich jest dobra, bardzo dobra lub genialna. Kolekcje tego typu nie są przeznaczone do wyjadaczy połykających całe serie jednym tchem. Zgadzam się natomiast z tym że powinno być mniej Supermana i Batmana, choć prawda jest taka że to te postacie napędzają DC i całe universum się kręci wokół nich.

    OdpowiedzUsuń