Recenzja zaktualizowana w lipcu 2022, po przeczytaniu wydania polskiego tego komiksu.
Dzisiejsza recenzja to powrót do tzw. murphywersum, czyli stworzonego przez Seana Murphy'ego alternatywnego batmanowego świata, jaki zainicjowany został na kartach BIAŁEGO RYCERZA. W kwietniu 2021 w naszym kraju ukazał się sequel tej historii, ale to zdecydowanie nie koniec, gdyż Murphy otrzymał zielone światło odnośnie ewentualnych kontynuacji i wszelkich spin-offów, skupiających się na wybranych bohaterach i tworzonych przez zaproszonych artystów. Jest to ruch ze wszech miar oczywisty, zważając na duże zainteresowanie dwiema dotychczasowymi tomami, starając się wycisnąć z kury znoszącej złote jajka ile tylko się da. Pierwszym tego typu projektem jest mini seria poświęcona Harley Quinn, której premierę w formie zbiorczej zaplanowano w USA na koniec czerwca 2021, a ja miałem przyjemność przyswoić ją już sobie wcześniej w wydaniach zeszytowych. Nieprzypadkowo użyłem słowa 'przyjemność', bo czasu spędzonego na lekturze omawianego komiksu do zmarnowanych z pewnością nie zaliczę.
Tym razem Murphy nie odpowiada za dialogi, a warstwę wizualną powierzył w ręce Mateo Scallery. Sean jest jednym z pomysłodawców nowej historii, obok odpowiedzialnej za scenariusz Katany Collins - jego żony i jednocześnie autorki poczytnych romansów. Akcja rozgrywa się dwa lata po wydarzeniach, jakie obserwowaliśmy w finale drugiego tomu BIAŁEGO RYCERZA, a zatem znajomość wcześniejszych wydarzeń jest obowiązkowa. Bruce Wayne siedzi za kratkami. Joker nie żyje. Mieszkańcy Gotham nauczyli się żyć bez obecności Mrocznego Rycerza. Harley pełni rolę mamy na pełen etat, samotnie wychowując pozbawione ojca (Jacka/Jokera) bliźniaki. Przestępczy świat zaczyna powoli wstawać z kolan po ciosie, jaki zadał mu Azrael wymordowując swego czasu wszystkich najważniejszych graczy. Kwestia pojawienia się na scenie nowego seryjnego mordercy spędza sen z powiek policji, która zgłasza się po pomoc do byłego psychologa i profilera kryminalnego - Harley Quinn.
Pod nieobecność Bruce'a to właśnie Harley wysuwa się na pierwszy plan, nieoczekiwanie dla siebie samej stając się główną superbohaterką, dbającą o porządek w mieście. Zaczyna się od małej prośby o pomoc w śledztwie, a kończy zupełnie nową rolą przyszykowaną dla tytułowej bohaterki. Harley próbuje uciec od kryminalnej przeszłości, ale ta niczym natrętna mucha nie chce się od niej odczepić, a wspomnienia związane z Jokerem zostają na nowo rozdrapane. Podoba mi się jednak w tym komiksie najbardziej to, że HQ cały czas ewoluuje, rozwija się, dorasta i znajduje dla siebie miejsce w nowej rzeczywistości. Jej perypetie to połączenie akcji, dramatu, humoru i wręcz nie wyobrażam sobie, aby podczas lektury jej nie kibicować. Przygody opisane w tym komiksie mają niezwykle emocjonalny wydźwięk, a ostatnie strony wydają się jakże adekwatnym uśmiechem losu i okazją do napisania w jej burzliwym życiu kolejnego, bez wątpienia w pełni superbohaterskiego rozdziału.
Główny wątek dotyczy śledztwa w sprawie serii zabójstw i wiąże się z duetem nowych złoczyńców - Producentem oraz Starlet, którzy eliminacją aktorów ze złotej ery. Mamy tutaj pewien rodzinny dramat, zakazaną miłość i w teorii zaskakujący twist w samym środku, ale w praktyce przewidzenie rozwiązania nie powinno stanowić dla czytelnika większego problemu. Tak samo jak domyślenie się zakończenia tego wątku. Czytało się to całkiem dobrze, ale po drodze atmosfera tajemniczości gdzieś zbyt łatwo się ulotniła, a ja zaciekawiłem się mocniej pozostałymi kwestiami, jakie równolegle serwowali mi pomysłodawcy komiksu. Najmocniejszym punktem opowieści były dla mnie flashbacki dotyczące Harley i Jacka, począwszy od ich pierwszego spotkania i rozkwit romansu, poprzez moment przeobrażenia się ukochanego w Jokera, aż po towarzyszenie klaunowi w jego zbrodniczych planach. Sekwencje te pozwalają na lepsze zrozumienie zachowania Harley, a także odkrywają nieznane szczegóły związane z originem Jokera, czy też przeszłością Jasona Todda. Katana Collins udowadnia tutaj, że świetnie rozumie postać Harley i zna się na rzeczy, kiedy trzeba nakreślić poruszające love story. Na plus zaliczę również relacje pomiędzy Harley i Bruce'em, który pełni rolę jej mentora (a może i coś więcej?). Najważniejsze, że udało się udźwignąć ciężar pisania kilku wątków jednocześnie, poskładać je w logiczną całość i zakończyć w sposób, który wydaje się z perspektywy czytelnika satysfakcjonujący.
Wspominałem już o nowym kostiumie w stylu noir? No to napiszę tylko, że jest całkiem spoko (z ważnym dodatkiem na szyi) i symbolizuje w pewien sposób zmiany, jakie dotknęły HQ.
Włoski artysta Mateo Scallera dysponuje odmiennym stylem od tego, jakim dysponuje jego dobry przyjaciel, Sean Murphy. Ten ostatni zajął się tym razem jedynie okładkami (jak zwykle efektownymi), oddając wnętrze w ręce zaufanej osoby. Scalera zmodyfikował trochę swoją kreskę na potrzeby tej konkretnej historii i zastosował inny sposób tuszowania, co w mojej ocenie dało fenomenalny efekt. Może podpadnę tutaj wielu fanom zakochanym w rysunkach Murphy'ego, ale uważam, że ilustracje autorstwa Scalery prezentują się od nich jeszcze lepiej i nadają całości niesamowitego klimatu. Klimatu, którego nie udałoby się z pewnością osiągnąć dzięki odpowiedzialnemu za kolorystykę Dave'owi Stewartowi - jednemu z najlepszych fachowców w tej dziedzinie dostępnych na komiksowym rynku. Oj tak, wizualnie to była przepyszna uczta.
Znany dyżurny maruda DCManiaka, którego niestety nie ma już pośród nas, odpadł wprawdzie
zniesmaczony na etapie KLĄTWY BIAŁEGO RYCERZA, ale z pewnością są wśród Was
tacy czytelnicy jak ja, którym nietoperzowy cykl Murphy'ego mniej lub bardziej
przypadł do gustu. I już mniejsza o to, czy lepiej czytało się Wam pierwszy,
czy też drugi tom. Jeśli zastanawiacie się, czy sięgnąć po kolejną odsłonę to z
mojej strony mogę zapewnić, iż nie ma czego się bać, gdyż historia skupiona na
Harley jest do tej pory najlepszą częścią tego elseworldowego uniwersum.
Obawiałem się, że będzie to jedynie zbędny, na siłę stworzony dodatek, a wyszło
wręcz przeciwnie i wciągnąłem się od pierwszego zeszytu, a po ostatnim czułem jedynie
satysfakcję z tego, co przeczytałem i obejrzałem. Zdecydowanie warto się tym komiksem zainteresować. Za oceanem trwa właśnie kolejna mini seria - BEYOND THE WHITE KNIGHT, a także wystartował krótki spin off poświęcony Red Hoodowi, zatem miłośnicy murphywersum będą mieli jeszcze sporo okazji do zadowolenia. Ja się z takiej sytuacji cieszę.
Polskie wydanie tej historii, jakie zaproponował nam Egmont, tradycyjnie prezentuje się bardzo okazale, a tłumaczenie jest satysfakcjonujące i pozbawione jakichkolwiek błędów. Egmont pominął w swoim wydaniu jedynie dwie strony konceptów postaci, jeśli porównamy do twardookładkowego oryginału z USA. Cena okładkowa 79,99 za 168 stron nie wydaje się zbyt wygórowana (wiadomo - inflacja), ale jakby nie patrzeć tyle samo kosztował BIAŁY RYCERZ, liczący sobie 232 strony. Ale na szczęście w tym przypadku nie są to pieniądze wyrzucone w błoto.
Recenzja oparta na
wydaniach zeszytowych, czyli BATMAN WHITE KNIGHT PRESENTS: HARLEY QUINN #1 - 6 oraz HARLEY QUINN: BLACK + WHITE + RED #6.
Najnowszy rozdział cyklu o BIAŁYM RYCERZU znajdziecie w sklepie Egmontu oraz na ATOM Comics
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz