czwartek, 6 maja 2021

BATMAN TOM 12: MIASTO BANE'A

W październiku 2017 roku miał premierę pierwszy tom BATMANA od Toma Kinga zatytułowany ,,Jestem Gotham’’. Dziś jest rok 2021 i na polski rynek trafiła ostatnia historia z Mrocznym Rycerzem od tego scenarzysty - ,,Miasto Bane’a’’. Przez całą serię pojawiały się duże wahania jakości poszczególnych opowieści. Jak ktoś kiedyś mądry powiedział - prawdziwego fabularzystę poznaję się po tym, jak kończy swoją serię/run. Nasuwa się jedno  pytanie: Czy Tom King należy do tej grupy osób?

,,Miasto Bane’a” w założeniach jest bardzo prostą opowieścią. Batman po wydarzeniach z poprzednich tomów znajduję się poza Gotham. Tuła się po świecie do czasu, aż spotyka Catwoman. Wraz z nią próbuje odbudować siły i przygotować plan do pokonania Bane’a, który aktualnie rządzi miastem Nietoperza. Wiele razy w popkulturze dostawaliśmy podobny schemat. Pokonany bohater musi zebrać siły by postawić się złoczyńcy jeszcze raz  i tym razem z nim wygrać, ale scenarzysta Tom King dodaje do niego parę mocnych zwrotów akcji i wydarzeń, przez co komiks nadal czyta się z zainteresowaniem. Szczerze mówiąc, gdybym nie natrafił w sieci na zamieszanie związane z  jednym z  przedstawionym w tym tomie wydarzeniem, to bym pomyślał, że inaczej to wszystko się potoczy. Niebywałym plusem jest nasze polskie wydanie, które zawiera dwa albumy oryginalnych wydań przez co przedstawiona fabuła jest spójniejsza oraz nie pozostawia niedosytu. Mimo, że na początku jest parę stron męczących, w szczególności rozmowa Bane'a i Luthora na temat Gotham, to resztę komiksu czyta się dobrze. 

Zazwyczaj przy tych prostszych historiach scenarzysta skupia się na dialogach oraz postaciach przedstawionych w danym dziele. Tom King dobrze o tym wie, przez co dostarcza nam dużo dialogów z udziałem Batmana i Catwoman, a te są rewelacyjnie napisane. W całej serii ich relacja była dobrze przedstawiona, a tutaj mamy jej udane zwieńczenie. Ich miłość, motywacja, rozmowa o swoim związku jest bardzo życiowa, a ich wspólne zmagania czyta się zapartym tchem. Cieszę się, że King dostał z nimi nowy tytuł BATMAN/CATWOMAN, bo najbardziej zapamiętujące albumy z jego serii to właśnie te centrujące się na tej parze.

Jest jeszcze jedna ważna postać, a konkretnie dobrze rozrysowany Batman z Flashpointu, czyli Thomas Wayne. Dostajemy całe jego backstory związane z jego historią oraz motywacją, które jest bardzo dobrze poprowadzone. Niestety co za tym idzie nie podoba mi się przedstawienie głównego złego. Bane’a w komiksie jest tyle co kot napłakał. Jest takim stereotypowym złoczyńcą. Jego walka z Mrocznym Rycerzem może i daje jakiś zwrot akcji, ale dla mnie niszczy wszystko co budowane było w poprzednich tomach, a szczególnie intrygę związaną z tym, jak zniszczyć Bruce’a. Bardziej wybija się ojciec z innego świata głównego bohatera. Może to lepiej, ale sądzę, że przed obcięciem pisania jego historii to kolejny tom miał być całkowicie o zmaganiach głównego bohatera i jego ojca. Według mnie pospieszne zamknięcie wątku Bane’a i Thomasa Wayne'a jest na niekorzyść tego pierwszego.    

Rysunki przez prawie cały czas są dobre. Czemu prawie? Ponieważ gdy rysuje John Romita Jr. to odechciewa mi się czytać. Każda postać ma kwadratową szczękę, dziwną mimikę twarzy, cieniowanie jest dziwnie. To są najgorsze rysunki, które widziałem od dawien dawna. Reszta artystów trzyma poziom, w tym Mikel Janin, który przy poprzednich tomach był zawsze wspomniany na plus.

,,Miasto Bane’a” okazało się w miarę przyzwoitym zakończeniem całego runu. Nie ma jakiś mocno psujących całość rzeczy, ale też nie wybija się z reszty albumów pisanych przez Toma Kinga. Ten scenarzysta, mimo posiadania w dorobku wielu innych, dobrych komiksów, w BATMANIE się nie popisał. Możliwe, że miała na to wpływ redakcja DC. Niestety po takim nazwisku spodziewało się więcej, a tak ma się run, który jest taką kolejką górską.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN #75 - 85 oraz BATMAN ANNUAL #4.

Ostatnią część runu Toma Kinga w ramach serii BATMAN znajdziecie m.in. w internetowym sklepie Egmontu oraz na ATOM Comics.

Maciej Matusz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz