Biblijno-pogański mit
To nie pierwsze wydanie Sandmana, które ukazało się na polskim rynku. Po raz pierwszy z tą legendarną serią polscy czytelnicy mogli zetknąć się w roku 2002, właśnie wtedy wydawnictwo Egmont postanowiło opublikować pierwszy tom Gaimanowskiej opowieści - Sen Sprawiedliwych, by ostatecznie w 2007 zakończyć całość Przebudzeniem. Pierwotnie, jak można zorientować się już na podstwie samych tytułów poszczególnych części, obowiązywał odrobinę inny podział tomów. I tak przykładowo odrębnie wydane Sen Sprawiedliwych i Nadzieja w piekle, w późniejszych edycjach łączono w obszerniejszy tom zbiorczy nazwany Preludia i nokturny (wyd. pol. I - 2006, II - 2014). To samo dotyczy dalszych części, to co było dwuczęściowe, zamieniono w pokaźniejszą jedność.
Przy tej okazji warto zadać sobie następujące pytania: czy zmiana układu wydania wpływa na odbiór utworu, czy (w tym konkretnym przypadku) Preludia i Nokturny to ta sama opowieść co Sen sprawiedliwych i Nadzieja w piekle traktowane oddzielnie. Teoretycznie tak, przecież mamy do czynienia z dosłownie tą samą historią rozgrywającą się kadr po kadrze tymi samymi obrazami. Dialogi bohaterów także nie zmieniają się w warstwie literalnej ani o jotę. Zmianie nie ulega właściwie nic, wszystko stoi, tak jak stało. A jednak warto pochylić się nad tą kwestią, gdyż odpowiedź wcale nie jest taka prosta, jak się pozornie może wydawać. Okazuje się, że przy takiej ingerencji wydawniczej czytelniczy odbiór ulega redefinicji, opowieść może wybrzmieć zupełnie inaczej, jej tempo się rozregulować, poszczególne akcenty inaczej rozłożyć. Oczywiście wszystko zależy od typu opowiadania, jaki obrał twórca.
Rozróżniam dwa ich rodzaje: komiksy pisane w pierwszej kolejności z myślą o tomach, a na przeciwległym biegunie komiksy, których formą docelową są zeszyty. Dzieła pierwszej kategorii nie robią sobie za wiele z poszczególnych zeszytów, ich przeznaczeniem jest uderzyć jako większa przemyślana całość, w drugim przypadku jest odwrotnie, podstawa jest jednostkowa i indywidualna, wątki szersze grają podrzędne role, przewijając się jedynie na bardzo odległym tle. By lepiej zobrazować to rozróżnienie, wysnuje analogię serialową - typ numer jeden to np. Breaking Bad, drugi - Doktor House. Pierwszy to przemyślana i rozbudowana na wiele aktów i scen epopeja, odsłaniająca swoje sensy w pełni ich bogactwa dopiero w zakończeniu, drugi to typowy "procedural drama" programy o formacie epizodycznym niekoniecznie wymagającym od widza obejrzenia poprzednich odcinków. Odcinki zazwyczaj mają samodzielną fabułę, która jest wprowadzana, rozwijana i rozwiązywana w ramach tego samego odcinka - jeszcze prościej mówiąc: jeden odcinek jedna rozwiązana sprawa. Jaką opowieścią jest Sandman? Zdecydowanie pierwszej kategorii. Dla Gaimana liczą się przede wszystkim tomy, liczy się większa całość. Tym bardziej dziwi mnie decyzja wydawców o łączeniu poszczególnych części, czym świadomie lub nie rozstrajają i zaburzają historię. Teza: dzieła powinno wydawać się tylko i wyłącznie tak jak pomyśleli je i zaplanowali autorzy, a nie kumulować je, łączyć w opasłe tomy lub odwrotnie rozdzielać, mnożąc byty ponad konieczność, czemu kategorycznie przeciwstawiał się William Ockham w swojej Brzytwie.
Pomimo niejednego już wydania Sandmana Egmont postanowił w roku 2021 raz jeszcze powrócić do opowieści Gaimana, raz jeszcze zadać pytanie o trwałość i aktualność jej przesłania; sprawdzić, czy historia Władcy Snów jest tylko jedną z wielu niezbyt znaczących opowieści, czy zdołała przerodzić się już w trwały biblijno-pogański mit. Przywołany przeze mnie zbitek przymiotnikowy może wydawać się zupełnie sprzeczny, lecz tylko pozornie, gdyż w rzeczywistości wcale tak nie jest. Zauważa to w swoim dziele Gaiman, przeciwstawiający się rozdzielaniu tych dwóch elementów, wypływających wszakże z siebie, w sobie biorących początek i koniec, nieistniejących samoistnie w jałowej oddzielności. Oba stanowią najstarsze i najtrwalsze fundamenty naszej europejskiej cywilizacji. Zanegować jeden z nich oznacza zaprzeć się samego siebie oraz swojej nabytej tożsamości, okłamywać własne "ja" a tym stwarzać najbardziej okrutną i perfidną iluzję "od świata trwalszą". By jej uniknąć, Europejczyk musi uznać w sobie ten pozornie sprzeczny dualizm. Jeśli uda mu się to uczynić uzyska dostęp do najbogatszego zbioru ogólnoludzkich prawd i archetypów, jaki można sobie tylko wyobrazić. Trzeba tylko przełamać wąskie horyzonty jałowych dogmatów o wyższości jedności nad wielością, a wejść na ścieżkę dialogowości, intertekstualności kulturowej. Gaiman korzysta ze wszystkiego, co w kulturze i sztuce europejskiej istotne: poczynając od wspomnianej już Biblii oraz Mitologii, przez dzieła Szekspira (Sen nocy letniej), cały dorobek kultury komiksu, opowieści grozy w stylu Edgara Allana Poe, aż po mięsistą, niecenzurowaną i okrutną prawdę Baśni Braci Grimm; tworząc jedną wielką arcyopowieść o nas samych i naszym zakorzenieniu.
Robi to w oparach snu, snu dusznego, z którego nie można się mimo usilnych chęci wyrwać. Bohaterowie śpią więc dniami, miesiącami, latami. Dorastają w śnie i starzeją w nim. Rzeczywistość rzeczywistości dla nich nie istnieje, jest tylko sen i jego prawda. A jak wiadomo, kiedy rozum śpi, budzą się demony (hiszp. El sueño de la razón produce monstruos). By do tego nie dopuścić, po długich pokoleniach niewoli obrabowany Sandman musi odzyskać swoją własność i zaprowadzić porządek we wszechświecie, przywrócić harmonię budząc zaspane dusze z niszczących, wieloletnich urojeń. Nie będzie to jednak takie proste, gdyż atrybuty Władcy Snów zostały rozrzucone po przeróżnych, eufemistycznie mówiąc, niezbyt przyjaznych lokalizacjach, przykładowo po jeden z nich bohater będzie musiał udać się do samego piekła, i wygrać pojedynek z podwładnym demonem jednego z trzech władców piekła - jak się okazuje nawet władza w piekle uległa trójpodziałowi. Bohater wykonuje kolejne questy, poziom trudności wyzwań wzrasta aż po spotykanego, niczym w grach komputerowych, na końcu podróży najpotężniejszego bossa, głównego antagonistę opowieści. Ujawnia się tutaj dobrze znany i niezbyt oryginalny schemat, lecz trzeba to zaznaczyć i czystym sumieniem przyznać Gaimanowi, historia jest tak skonstruowana, że nie zwraca się zbytnio uwagi na ten klasyczny fundament. Wykorzystał go, lecz w sposób oryginalny, by zbudować, wyartykułować własny świat i przekazać swoje przesłanie.
Więc Preludia i nokturny to także opowieść o podróży po coś, o dążeniu do celu, o zemście i nienawiści potężniejszej od miłości i innych "cherlawych i ślamazarnych" (Szymborska: Nienawiść) uczuć. Nienawiści kumulowanej w sobie i rozwijanej przez setki lat, która gdy w końcu odnajdzie ujście wybucha z siłą wulkanu. Lecz siłą okiełznaną i kontrolowaną spokojem i rozwagą, co pozwala na skupienie się na bezbłędnym wykonaniu wyznaczonego sobie zadania - odzyskaniu atrybutów, a tym samym podstępem odebranej władzy. Przez dłuższy czas zastanawiałem się, dlaczego w tytule tomu pojawiają się nokturny, bo dlaczego preludia jest sprawą oczywistą (preludium – instrumentalna forma muzyczna, która jest wstępem do większego dzieła muzycznego; preludia i nokturny to pierwszy tom, wniosek nasuwa się sam) Z kolei nokturn (wł. notturno, franc. nocturne, niem. Nachtstück, z łac. nocturnus: nocny) — bardzo spokojna i zrównoważona oraz równie nastrojowa instrumentalna forma muzyczna inspirowana poetyckim nastrojem nocy. Nocny aspekt pasuje tutaj idealnie, lecz zgrzyt pojawił się przy przymiotniku "bardzo spokojna". Gdzie w tej opowieści jest spokój? Całość określiłbym raczej przeciwnie, jako niepokojącą, niespokojną, wywołującą poczucie dyskomfortu. Przecież to opowieść grozy, o jakim więc tutaj może być mowa spokoju, istotą horroru jest niepokój. W poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie, przyjrzałem się także postaci Sandmana, i wtedy zrozumiałem - to on jest figurą spokoju i opanowania. Pośród tego całego chaosu ogarniającego świat rzeczywisty to on pozostaje chłodny i zrównoważony, uparcie dąży do celu, nie dając ani razu wyprowadzić się z równowagi. Sandman to spokojny, nastrojowy nokturn zagrany na klawiszach dwóch rzeczywistości: realnej oraz sennej.
Jak wiadomo nic tak nie łączy ludzi jak wspólne mity. Według definicji socjologicznej Émile'a Durkheim'a mit jest "zespołem wyobrażeniowym, który odzwierciedla w sposób symboliczny pewną wspólną dla danej społeczności koncepcję rzeczywistości, będącym zarazem przedmiotem fascynacji dla członków tej społeczności i przejawem dominującej ideologii zniekształcającej odbiór rzeczywistości. Tego typu zespoły wyobrażeniowe funkcjonują, zdaniem zwolenników definicji socjologicznej, zarówno w społeczeństwach pierwotnych, jak i współczesnych." Pełni on [mit] określone funkcje: poznawczą - narzędzie poznania rzeczywistości; komunikacyjną - narzędzie komunikacji społecznej, normatywną - wskazuje podstawowe dla społeczeństwa normy i wartości, uniwersalizującą - pozwala jednostkom i grupom społecznym sytuować się wobec problemów społecznych, integracyjną - łączy daną społeczność. Wydaje się, że dla twórcy Sandmana z tych funkcji najistotniejszymi są dwie: integracyjna i normatywna.
Gaiman zdawał sobie sprawę, że każda mitologia zazwyczaj rozpycha się łokciami i ignoruje, a nawet więcej, próbuje zdyskredytować i zupełnie unieważnić wszelkie inne, konkurencyjne, a tym samym zagrażające jej mitologie. Dlatego spróbował stworzyć jedną wielką arcymitologię złożoną z elementów wszystkich najważniejszych dla Europejczyka zbiorów opowieści, nawet tych najbardziej wobec siebie wrogich i sprzecznych. Po co? By społeczeństwo w końcu pojęło, że wyrasta z jednego pnia, pomimo że często poszczególne jego grupy siedzą na różnych gałęziach tego samego pradawnego drzewa. I że odcinać jedną z jego gałęzi to odcinać cząstkę samego siebie, jak gdyby amputować sobie własną rękę.
mc
Recenzowany komiks można nabyć w sklepie Egmontu oraz na ATOM Comics
Tom zawiera zeszyty #1-8 oryginalnej serii Sandman
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz