Pierwotnie sądziłem, że recenzowany tutaj tytuł to odpowiedź DC na serię Monsters Unleashed, wydawaną wcześniej przez Marvela. Teraz uważam, że było to podejście błędne. Seria DC tak samo jak wskazany tytuł konkurenta wykorzystuje motyw potworów, ale różnice dotyczą chociażby ich wielkości. U Marvela były one duże jak budynki, tutaj są porównywalne do człowieka. Jeśli chcecie poznać więcej moich odczuć na temat omawianego komiksu, to oczywiście zapraszam do dalszego tekstu.
Wśród twórców przydzielonych do GOTHAM CITY MONSTERS, najbardziej zasłużoną osobą nie był scenarzysta ani rysownik, ale nie do końca oczekiwanie kolorystka. Wszystko to przez dość odległe już wyróżnienie, gdy w 2004 roku Trish Mulvihill zdobyła prestiżową nagrodę Eisnera za najlepszą pracę w tej kategorii. Co do osoby scenarzysty został nim Steve Orlando, czyli twórca który w ostatnim czasie pracował przy seriach WONDER WOMAN oraz (trochę lepiej ocenianej) MARTIAN MANHUNTER. Do roli rysownika został przedzielony z kolei chilijski artysta Amancay Nahuelpan, który z DC współpracuje od dość niedawna, wcześniej tworząc głównie dla niszowego amerykańskiego wydawnictwa komiksowego Black Mask Studios.
Kilka zdań o historii. Komiks zaczyna się od prezentacji postaci, zmieniając co chwilę swoje miejsce akcji. Czytelnikowi ukazywani są kolejno Andrew Bennett (podziemna walka wampirów), Killer Croc (tani hotel), Frankenstein (bójka w barze), Orca (tonący statek), Lady Clay (puste mieszkanie) oraz nowa postać: Red Phantom (scena teatralna). Szybko zaprezentowany został również czarny charakter tej opowieści czyli czarownik Melmoth. Pojawia się nagle przy magicznym rytuale, gdy traci życie wiele osób. Następnie zbiega i zaczyna przygotowania do kolejnego rytuału, tym razem o jeszcze dalej idących konsekwencjach. Frankenstein zbiera potworne postacie, aby go powstrzymać. Pomaga mu fakt, że z powodu Melmotha, zginęły osoby drogie dla tych, które rekrutuje.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie, że nie napisałem więcej w poprzednim akapicie. Fabuła nie jest jednak tutaj wartością dodaną. Już sam szkielet opowieści trochę mnie zdenerwował. Potworne, ale mimo wszystko losowe postacie ścigają czarownika, który swoim rytuałem chce zmienić Multiwersum. Tak, dobrze przeczytaliście. Nie chce zmienić siebie samego, miasta, świata ani nawet galaktyki. On chce zmienić całe Multiwersum, a przeszkodzić mu ma grupa postaci zabrana na szybko, bez próby ściągnięcia licznych superbohaterów, którzy żyją w tym komiksowym świecie. Gdyby to była jakaś historia alternatywna, gdzie tych herosów nie ma, to może bym się nie czepiał. Niestety ten komiks zdecydowanie umiejscawia się w kanonie, ponieważ wyraźnie odwołuje się do działań Bane'a i Lewiatana, które relatywnie niedawno miały miejsce w komiksach DC. Pomijając ten aspekt, niestety w dalszym ciągu fabuła zawodzi. Nawet jeśli nie idzie ciągle po najmniejszej linii oporu to jest silnie pretekstowa i mało wciągająca. Kreacja czarnego charakteru to również jeden z minusów. Postać Melmotha jest wręcz karykaturalna i brak jej głębi. Pojawia się, robi coś i znika. No i tak kilka razy. Recenzowany komiks, mi jako konserwatyście nie spodobał się dodatkowo jeszcze z powodów światopoglądowych, natomiast przy innych dużych wadach, nie chcę się już o tym rozpisywać.
Czy mógłbym wskazać jakieś pozytywy w historii? W moim odczuciu są nimi niektóre sceny pogłębiające charakter bohaterów-potworów. Niestety, podbudowa postaci również działała na mnie tylko w pierwszej połowie opowieści. Inną kwestią są niektóre pomysły scenarzysty, które mogłyby się bardziej spodobać, gdyby jednak zostały wplecione w historię trochę inaczej.
Udane w GOTHAM CITY MONSTERS są rysunki. Są czytelne, a swoją kreską i kolorystyką widocznie nawiązują do horrorów. Jest tu sporo ciemnego zabarwienia oraz sporo scen przesadzonej przemocy. Chciałbym też podkreślić, że styl graficzny jest też spójny na przestrzeni całego wydania zbiorczego.
Jeśli chodzi o dodatki to nie ma tu standardowego wykazu okładek alternatywnych. Taka okładka jest tu tylko jedna, natomiast oprócz niej dodane są dwie strony przedstawiające Red Phantoma oraz kilka stron szkiców, sprzed nałożenia na nie kolorów.
Jak możecie się domyślić, nie polecam tego komiksu. Rysunki są solidne, ale nie ratują tego tytułu przy jego słabej fabule. Może byłoby inaczej, gdyby ta pozycja wydawnicza miał być horrorem albo parodią. Zamiast tego mamy stanowczo niezadowalający komiks akcji z mniejszymi i większymi głupotkami fabularnymi. Nie polecam czytać tego tytułu, nawet jeśli dostałoby się go za darmo.
Marcin „Kędzior” Michalski
Opisywane wydanie zbiorcze zawiera materiały z zeszytów GOTHAM CITY MONSTERS #1-6
Jest dostępne w sprzedaży w sklepie Atom Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz