Egmont nie zaprzepaścił okazji, jaką niosła ze sobą tegoroczna premiera filmu THE SUICIDE SQUAD w reżyserii Jamesa Gunna i tak oto do rąk czytelników trafiła świeża (zakończona w 2020 roku) seria z udziałem tejże grupy. Za scenariusz odpowiada zdobywający powoli zasłużoną sympatię polskich czytelników Tom Taylor. I w zasadzie w momencie, gdy napisałem kto jest scenarzystą, mógłbym zakończyć, bo już to powinno wystarczyć za wystarczającą rekomendację. Jeden akapit tekstu wygląda dość nieprofesjonalnie, wobec czego napiszę co nieco o fabule i jej (anty)bohaterach.
Zacznijmy może o sloganu z tylnej okładki, który głosi, że to "najlepszy komiks z Oddziałem Samobójców od lat". Nie żeby konkurencja była duża, bo renesans marki miał miejsce dekadę temu, wraz z nastaniem New 52, a komiksy ze Squadem, którymi raczyło nas od tego czasu DC można o najwyżej zakwalifikować do miana ok czytadeł. Nikomu nie udało się przebić legendarnego runu Johna Ostrandera z końcówki lat 80-tych ubiegłego wieku. Ostrander z istną wirtuozerią mieszał politykę z trykociarzami, najciekawiej pisaną postacią był IMO popychadło Bumerang, Deadshot nie był prominentnie obecny, a jak się pojawiał to był milczkiem z życzeniem śmierci, zaś Harley Quinn dzieliło jeszcze kilak dobrych lat od zaistnienia (z kolei jej dodanie do Squadu to pomysł dopiero z New 52). Widzowie THE SUICIDE SQUAD kochają nienawidzić Amandy Waller i choć to świetnie zagrana postać, to u Ostrandera była dużo bardziej złożona i zniuansowana.
I wtedy, po przeszło 30 latach wchodzi Tom Taylor, cały ubrany na biało. Australijski scenarzysta zostawia dwie najpopularniejsze postacie - Deadshota i Harley, z czasem dokooptowując Bumeranga, odsuwa Waller i wprowadza zupełnie nowe postacie. Ryzykowny i śmiały ruch, ale czy udany? W rękach tego autora pewnie, że tak. Taylor nie ucieka od politycznego komentarza - wykorzystywanie przez światowe mocarstwa naturalnych zasobów biedniejszych krajów poprzez - nie raz zbrojną - ingerencję w tamtejszą politykę, wszechpotężne korporacje czy handel bronią.
Nowe postacie z drużyny Rewolucjonistów z niesamowitą gracją wpisują się w krajobraz DC i Taylor chce by tak zostało. "Przemycił" nawet część z nich do niewydanego jeszcze w Polsce spin-offu DCEASED. To różnorodna drużyna pod kątem mocy, etniczności, czy seksualności. Jedna z postaci jest niebinarna. Polski język (albo raczej mentalność narodu) nie jeszcze gotowa na używanie odpowiednich zaimków, ale i tak brawa dla wydawcy, że dał wzmiankę w ramce, zamiast próbować ignorować ten fakt. Sama drużyna, kierujące nią ideały krytyka polityki USA to składowe tego, że w niektórych kręgach Taylora określa się zbyt lewackim. Więc jeśli macie inny światopogląd, to możecie mieć z tym komiksem problem. Mam za to jedno ALE w kwestii tłumaczenia. W polskojęzycznych trykotach rażą mnie rzeczy: 1) używanie wołacza; 2) spolszczanie przydomków. Z tym drugim, jest jeszcze gorzej, gdy mamy brak konsekwencji, jak np. wśród przeciwników Flasha, gdzie tłumaczy się tylko część pseudonimów. Strasznie mnie to wytrąca z immersji. Egmont zdecydował się na przetłumaczenie jednej postaci ze Squadu i dwóch z Rewolucjonistów.
Mimo pozornego natłoku postaci, nie czujemy przesytu, między innymi dlatego, że Taylor - podobnie jak w elseworldach - nie patyczkuje się i co jakiś czas uśmierca kolejne z nich. O dobrym warsztacie scenarzysty niech świadczy fakt, że w piątce najciekawszych postaci w ZŁEJ KRWI dominują debiutanci: Osita, Wink i Aerie. Do tego cudowny Deadshot, który przechodzi drogę rozwoju i wraz z zespołem udaje mu się utrzeć nosa dupkowatemu Batmanowi.
O występ Harley byłem spokojny, bo jak dobrą rękę ma do niej autor pokazał już w INJUSTICE. Nie jest ona po prostu wariatką, nie zapomniano o jej wykształceniu, do czego mamy pay off w finale.
Brawa należą się też Bruno Redondo. Artysta współpracował już z Taylorem przy marce INJUSTICE, niestety nie był jedynym rysownikiem na pokładzie. W ZŁEJ KRWI mógł rozwinąć skrzydła, a proces ten kontynuuje obecnie w serii NIGHTWING - zgadnijcie do czyjego scenariusza ;) . Największą zaletą, poza dynamizmem jego prac jest mimika twarzy, potrafi oddać nimi pełen wachlarz emocji, co w przypadku scenariuszy Taylora, które to bawią, to łamią serce jest niezbędny. Plus Redondo zaprojektował być może najlepszy, współczesny kostium Harley:
ZŁA KREW nie jest może dziełem wybitnym, ale próżno szukać tak dobrze napisanego rozrywkowego komiksu o trykociarzach. W tej kategorii jest po prostu doskonały. Emocjonalna kolejka górska w towarzystwie świetnie rozpisanych postaci. Czego chcieć więcej? Dla fanów filmu (tego drugiego, udanego) pozycja obowiązkowa, fani Taylora już i tak zdążyli kupić.
P.S. Tak jakby co, to należący do Squadu Shark to nie King Shark, a kompletnie inna postać.
Wydanie zbiorcze zawiera SUCIDE SQUAD (2019) #1-11. Do kupienia w Egmont.pl lub ATOM Comics.
Damian Maksymowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz