All Star Superman to komiks ostateczny
Każdy fanatyk komiksu ma przynajmniej jeden album na liście do nadrobienia, z kategorii takich, które każdy już zna. Są to niezliczone klasyki. Historie, które zdążyły zapisać się już w kanonie komiksu, a z którymi może być nie po drodze, jeśli chodzi o należytą lekturę. Ja tak miałem z All Star Superman, którego obecność towarzyszyła mi już praktycznie od początku mojej komiksowej przygody.
Wpierw słyszało się wiele o wydaniu od Muchy, lecz to prędko zaczęło osiągać olbrzymie ceny na rynku wtórnym. Później James Gunn ogłosił swoje nowe, filmowe DCU, które rozpoczynać miał Superman Legacy, bazujący właśnie na All Starze. Gdy jednak już miałem po sam komiks sięgać, Egmont zdążył go zapowiedzieć w ramach zeszłorocznej edycji Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi. Czekałem długo na lekturę, więc uznałem, że poczekam jeszcze chwilę.
Odpowiadając prędko na pytanie, czy All Star Superman faktycznie jest tak dobry jak wszyscy mówią? Tak. Czy doceniłbym go tak samo, gdyby był faktycznie moim pierwszym komiksem o Supermanie? Zdecydowanie nie.
All Star Superman to komiks ostateczny. Historia, która ma na celu opowiedzieć w zasadzie ostatni rozdział przygody kryptończyka. Grant Morrison bowiem bazuje swoją historię na micie o 12 pracach Heraklesa, tyle że tutaj miejsce mitologicznego herosa zajmuje Superman. Bynajmniej jednak bohater nie zabija swojej rodziny i nie musi odpokutować za grzechy przed wyrocznią. Superman umiera. To, co do tej pory było jego największą siłą, staje się też i największym zagrożeniem. Okazuje się, że promieniowanie słoneczne nie tylko daje mu nadprzyrodzone moce, ale też i zatruwa jego organizm. 12 prac zatem są w całości wypełnione hołdem do najważniejszych aspektów superbohatera, podkreślając tym samym ogromną wagę mitu, jakim Superman się stał.
All Star Superman to historia antologiczna, której pierwszy zeszyt w tym roku ma swój okrągły jubileusz. Z dodatków możemy wywnioskować, iż Morrison jeszcze w latach 90. chciał stworzyć podobną serię. Wówczas miała nazywać się Superman NOW, lecz nie doszła do skutku. Po latach DC zaproponowało linię komiksów All Star, będącej tym samym hołdem do serii All-Star Comics wydawanej za czasów Złotej Ery komiksu, a na łamach której niejaki William Marston przedstawił swoją Wonder Woman. DC w ramach linii wydało zaledwie dwa tytuły, lecz często powracało do tego przedrostka. Kolejnym komiksem był All Star Batman and Robin Franka Millera i Jima Lee.
Nie jest to jednak pełnoprawna antologia. O ile każdy zeszyt opowiada o innym aspekcie życia Człowieka ze Stali, tak każdy kolejny układa się w pełną całość, dający tym samym jedną spójną, nieraz chwytającą za fanowskie serce historię. Morrison wykorzystuje ostatnie dni Kal-Ela, aby dać mu szansę na pokutę. Aby mógł dopiąć kilka ostatnich spraw. Tym samym dostajemy, chociażby przepiękny zeszyt, w którym na jeden dzień Superman pozwala Lois Lane zyskać supermoce, co jest przepięknym nawiązaniem do klasycznych historii o kryptończyku. Tym samym inni herosi zalegają o względy Lois, lecz jej więź z Clarkiem doskonale jest nabudowywana minimalistycznymi gestami.
Są też i takie gdzie Jimmy Olsen musi zwalczyć Supermana, podatnego na działania czarnego kryptonitu. W tym wszystkim jest też Lex Luthor, którego mottem jest „Rozum zawsze pokona muskuły!”. Morrison zaszczepia w nim nie tylko obrzydzenie, ale i strach wobec nieuchronnego. Tym samym zgrabnie obraca te słowa przeciwko niemu samemu, dając obraz wręcz przykry i żenujący. Lex podświadomie obwinia Supermana o stratę włosów, co widać w kadrach, w których dorysowuje swoje własne brwi. Tym samym autorzy kreują obraz człowieka, który pomimo pozornie dobrych intencji zbłądził na drogę zła, a który jest napędzany co najwyżej własnymi kompleksami.
Ponadto warstwa graficzna idealnie wpisuje się w obraną przez Morrisona narrację. Frank Quitely nadaje obrazowi swojej własnej epickości, odchodząc znacznie od wizualnego schematu przeciętnego superbohaterskiego komiksu. Tym razem nie uraczymy ogromnych plansz wypełnionych bijatykami, z rozwalającym się wokół otoczeniem. Quitely kreuje sceny akcji subtelnie i minimalistycznie, nadając temu swojej własnej dynamiki.
To daje znacznie więcej przestrzeni, aby skupić się na bardziej ludzkim aspekcie opowiadanej historii. Rysownik bowiem potrafi wyraźnie nakreślić różnicę pomiędzy Clarkiem Kentem a Supermanem. Jest to zaledwie kilka detali, które zupełnie zmieniają wygląd. Clark chodzi zgarbiony z wysuniętym brzuchem, a cechy te w połączeniu z jego przysadzistą posturą nadają mu domniemanej fajtłapowatości.
Zresztą Quietly nie tylko w swoim specyficznym stylu świetnie rysuje Clarka. Pokazuje całe bogactwo tego świata, eksponując także projekty postaci z przyszłości, które dopiero mają nadejść po Supermanie. Tych jest co niemiara, lecz zdarzają się też i takie, które są albo hołdem wobec klasycznych historii, albo takie, które gładko dostały się później do kanonu. Jest także para kryptończyków, która w podróży trafia na Ziemię. Ci eksponują wartości, którymi rodzice Kal-Ela z najnowszego filmu by się nie powstydzili.
Autor ilustracji idealnie współgra z kolorami, nałożonymi przez Jamiego Granta. Umiejętnie wykorzystuje techniki komputerowe, choć czasem wybijają jego gradienty w tłach, które pustymi pozostawił wcześniej Quitely. Ten jednak stawia na minimalizm w scenerii, co także odpowiednio wpisuje się w Złotą Erę. Zresztą, cała trójka szkotów daje ogromny pokaz wspaniałej współpracy, dając tym samym dzieło epokowe.
Nic dziwnego czemu ten komiks obrósł takim kultem. Jest to zdecydowanie ostateczny album o Supermanie, stanowiący jego kwintesencję. Pokazuje doskonale jakim bohaterem jest Człowiek ze stali. Autorzy okazują niezwykłe zrozumienie postaci, zwłaszcza w wielu drobnych scenach. Pomimo walącego się świata Superman i tak uratuje dziecko chcące popełnić samobójstwo.
Nie jest to jednak komiks, od którego powinno się zaczynać swoją historię z postacią. All Star Superman to doskonały hołd, przepiękna historia, lecz mogłaby wydawać się nieco zagmatwana dla nowego czytelnika. Tym samym nie żałuję, że natrafiłem na nią teraz, zwłaszcza po Supermanie od Jamesa Gunna.
Czy jednak film faktycznie bazuje na komiksie? Minimalnie. Gunn nie przenosi komiksu identycznie na ekran, a bardziej jego kwintesencję i ducha. Oczywiście jest kilka kadrów żywcem wyciągniętych z komiksu, lecz trudno mówić o tej samej historii w kontekście scenariusza rozpoczynającego filmowy świat. Reżyser mimo wszystko potrafi zaciekawić swoim podejściem do tak niezwykłej historii. Sądzę, że porównywać oba dzieła będziemy jeszcze nieraz. Mówiąc jednym dosadnym słowem, All Star Superman jest wybitny. Tyle powinniście wiedzieć.
----------------------------------------
Album dostaliśmy od wydawnictwa Egmont w ramach recenzji, co nie wpływa na ostateczną ocenę.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów ALL-STAR SUPERMAN #1 - 12. Do kupienia np. w sklepie Egmontu oraz na ATOM Comics.
Autor: Wiktor Weprzędz

Dzięki! Dla mnie też jeden z najlepszych komiksów z Supermaname jakie czytałem. Ja co prawda czytałem wersję z DC Compact, więc zero dodatków, ciekawostek itd. ale historia sama w sobie top👌🤩💪. Pzdr
OdpowiedzUsuń