środa, 28 kwietnia 2021

DCEASED: DEAD PLANET

Są w komiksowym światku dobrzy scenarzyści, którym zdarza się co jakiś czas napisać słabsze historie. Są również scenarzyści z tej niższej półki, którym dla odmiany od święta uda się stworzyć coś zaskakująco dobrego. Jest również pewien utalentowany australijski twórca, który czego się nie tknie w DC, to wychodzi z tego jakiś wysokiej jakości hicior. Kiedy widzę w zapowiedziach kolejny tom cyklu DCEASED i przypisane do niego nazwisko Toma Taylora, to w ciemno i bez chwili zastanowienia decyduję się wydać na niego każde pieniądze będąc pewnym, że i w tym przypadku nie spotka mnie rozczarowanie. Właśnie ukazała się zbiorczo historia z podtytułem DEAD PLANET, będąca sequelem pierwszej mini serii i finalizująca kwestię wirusa antyżycia, jaki zaatakował mieszkańców Ziemi. Ktoś zginie, ktoś okaże się niespodziewanym bohaterem, a ktoś inny spróbuje wykorzystać sytuację do własnych, niecnych celów. Jedno jest pewne - trzymających w napięciu i zaskakujących momentów znów nie zabraknie.

Od ukazania się DCEASED doczekaliśmy się szerokiego uzupełnienia tej mini serii i pokazania ogromu tragedii z perspektywy różnych superbohaterów, superzłoczyńców, czy też zwykłych ludzi. Osoby, które miały przyjemność przeczytać NIEZNISZCZALNI oraz HOPE AT WORLD'S END - oczywiście oba komiksy napisane przez Taylora - wiedzą dokładnie o czym mówię. Pozostałe jednostki niech żałują, iż jeszcze lektury wymienionych pozycji nie nadrobiły. Teraz nadszedł czas, aby Taylor ponownie połączył siły z Trevorem Hairsine i pokazał, jak to wszystko się zakończy.

Minęło pięć lat od tragicznych wydarzeń, które zmusiły herosów do ewakuowania części ludzi z planety i poszukania nowego domu pośród kosmosu. Na nowej Ziemi udało się ułożyć jakoś życie pod przywództwem prezydent Lois Lane, a także pod czujnym okiem nowo uformowanej Ligi Sprawiedliwości. W tej ostatniej prym wiodą następcy Clarka, Bruce'a oraz Diany, czyli Jon, Damian oraz Cassie, którzy podobnie jak 13 milionów pozostałych uchodźców spisali dawną Ziemię na straty. Wszystko zmienia się w dniu, kiedy niespodziewanie otrzymują sygnał od Cyborga pochodzący z opanowanej przez zombie Ziemi, wzywający JL. Grupa bohaterów decyduje się udać na niebezpieczną misję i powrót do domu, aby sprawdzić, czy to pułapka, czy też rzeczywiście pojawiła się wreszcie nadzieja na przezwyciężenie zarazy. Na miejscu czeka już na nich Wonder Woman...

Taylor po raz kolejny udowadnia, że nie tylko dobrze zna, ale w dodatku kocha uniwersum DC i świetnie rozumie wszystkie zamieszkujące je postacie. Scenarzysta z charakterystyczną dla siebie lekkością i łatwością przemieszcza się z jednego miejsca w drugie, wydobywając z każdej osoby tego dramatu to, co w niej najlepsze. Podkreśla zalety oraz wady, a także wyśmiewa niektóre zachowania przypisane bohaterom przez innych twórców. Nic tutaj nie jest sztuczne i wykreowane na siłę. Wszystkie podjęte decyzje i z pozoru nawet szalone rozwiązania wydają się naturalne i oczywiste, jeśli spojrzy się na nie pod kątem wieloletniej historii konkretnej postaci. Magnesem przyciągającym mnie do komiksów Taylora od zawsze był sposób, w jaki potrafi wczuć się w pisane przez siebie postacie, co autor tylko potwierdza w swoim najnowszym dziele.

Nie ukrywam, że trochę bałem się o to, że DEAD PLANET może być zbyt rozwleczone, ale na szczęście szybko okazało się, iż pozbawiony ograniczeń Taylor miał ukrytych w rękawie jeszcze kilka asów, których teraz nie zawahał się użyć. Niby człowiek myśli sobie, że nie ma już praktycznie zbyt wielu ważnych postaci, które można by uśmiercić i poświęcić dla dobra sprawy, a potem okazuje się, iż jednak takowe są, że nikt nie jest nietykalny. To samo tyczy się wędrówki w drugą stronę, czyli postać uznana w pierwszej części za martwą mogła jednak jakimś cudem przeżyć. Podkręcony do maksimum zostaje również poziom dramaturgii, gdyż rzeczywistość pokazuje, że tak naprawdę znalezienie antidotum i uleczenie zainfekowanych to tylko jeden z trzech poważnych problemów, z jakimi trzeba się będzie zmierzyć, aby zapewnić przetrwanie mieszkańców Ziemi. Drugi nadciąga z Australii, a trzeci z Francji. Nikt nie mówił przecież, że będzie łatwo. Jeszcze na kilka stron przed końcem wydaje się, że wszystkie próby na nic się zdały, ale jak to w komiksach superbohaterskich, całość przeważnie musi skończyć się mniejszym lub większym happy endem.

Sytuacja nakreślona w tym komiksie jest niezwykle poważna i dramatyczna, ale nie mogło zabraknąć miejsca na humorystyczne, trafione w punkt wstawki, których po tym twórcy można się było spodziewać. Bryluje zdecydowanie w tej kwestii odgrywający istotną rolę John Constantine, a oprócz tego m.in. dostajemy fajne nawiązanie do MISTER MIRACLE Toma Kinga, czy też przeklinającego Swamp Thinga. Wartych zapamiętania momentów jest wiele, także przynajmniej dla tych smaczków warto przeczytać omawiany zbiór. Rozlanej krwi oraz akcji z udziałem zombie oczywiście nie brakuje, ale jest ich trochę mniej, niż w DCEASED: NIEUMARLI W ŚWIECIE DC.

W komiksie tym akcja toczy się wielotorowo. Mamy do czynienia z kilkoma jednocześnie prowadzonymi różnymi wątkami, a niektóre wątki poboczne niestety nie doczekują się oczekiwanej finalizacji/dopowiedzenia, generując automatycznie pewne pytania i domysły w głowie odbiorcy. Może pozostawiono te kwestie celowo w próżni, czekając na odpowiednią chwilę do powrotu do świata DCEASED? To samo tyczy się zresztą końcówki tomu, gdzie dwie strony to zdecydowanie za mało, aby pokazać emocje towarzyszące (ciężko nazwać to spoilerem) odniesionemu zwycięstwu. Tak naprawdę przydałoby się wydłużyć serię o jeszcze jeden dodatkowy zeszyt przeznaczony na sam epilog, bo materiału na taki rozdział z pewnością by nie zabrakło, a i ciekawość czytelnika zostałaby w pełni zaspokojona. Wszystko co najważniejsze zostało jasno i klarownie zaprezentowane, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w pewnym momencie po prostu scenarzyście zabrakło już miejsca i musiał końcówkę nieco przyciąć.

Trevor Hairsine ponownie odpowiada za warstwę wizualną, rysując wszystkie siedem odsłon. Gigi Baldassini i Stefano Gaudiano dbają o tusz, zaś Rain Beredo o kolory. Te nazwiska mówią niewiele przeciętnemu czytelnikowi, ale odwalają kawał dobrej, solidnej roboty, satysfakcjonująco wizualizując wszelkie pomysły scenarzysty. Powtórzę w tym miejscu to samo, co pisałem przy okazji pierwszej części DCEASED. Graficznie nie jest to może najwyższa półka i Hairsine nigdy nie trafi na listę moich ulubionych artystów, ale należy mu się pochwała za udane zaprezentowanie wszelkich zombiaków (Plastic Man!) i ogólnie scen pojedynków, a także równą formę prezentowaną przez cały czas trwania tej opowieści. Mógł narysować to ktoś lepszy? A no mógł, ale na to co ostatecznie dostałem jakoś szczególnie narzekać nie mogę. Na uwagę zasługują ponownie fenomenalne okładki wariantowe autorstwa Francesco Mattiny.

Wszystko co dobre kiedyś się kończy, nie inaczej jest z zombie-sagą Toma Taylora. Całość dostarczyła mi mnóstwo frajdy, a DEAD PLANET okazała się chyba najlepszą ze wszystkich części. Co jest akurat mało spotykane, bo przeważnie sequele i wszelkie przerywniki/pomosty (w tym przypadku NIEZNISZCZALNI czy HOPE AT WORLD'S END) stanowią skok na kasę czytelnika i powielają schematy zaprezentowane w oryginale. Taylor nie tylko nie zasygnalizował obniżki formy czy efektu zmęczenia materiału, ale w dodatku to co najlepsze zostawił na koniec. Jest to raczej definitywne zakończenie cyklu, ale nie da się nie zauważyć pozostawionych w paru miejscach otwartych furtek, gdyby scenarzysta chciał w przyszłości rozwinąć dodatkowo pewne wątki. Jeśli tak się stanie, to znów bez wahania i z przyjemnością w takowy komiks swoje ciężko zarobione złotówki zainwestuję.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów DCEASED: DEAD PLANET #1-7.

Najnowszą opowieść z alternatywnego, opanowanego przez zombie świata DC, znajdziecie w sklepie ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz