"I am vengeance. I am virtue. I am Batman. I am...
Bruce! Get of the roof before you fall and broke your neck!
...up way past my bedtime."
Najnowsza powieść graficzna dla młodszego odbiorcy, jaka niedawno ukazała się w ramach cyklu DC Kids, skupia się na postaci Bruce'a Wayne'a i originie Batmana, tyle że opowiedzianym tym razem z zupełnie innej strony. Stuart Gibbs (scenariusz) oraz Berat Pekmezci (rysunki) stworzyli ciekawy projekt, który jak tylko pojawił się w zapowiedziach wylądował na mojej liście zakupów. To, co w teorii zapowiadało się jako fajna zabawa zarówno dla młodego, jak i dla tego wcześniej urodzonego czytelnika, takie też okazało się w praktyce.
Bruce chodzi do szkoły, której nienawidzi, bo jako jedyny uczeń nie posiada żadnych super mocy. Z tego względu doświadcza wielu nieprzyjemności, jest wyśmiewany, wytykany palcami - typowy szkolny frajer i odludek. Jakby tego było mało, marzy o zostaniu samozwańczym pogromcą zła, co nie podoba się dyrektorowi placówki. Bruce wie jednak, że tylko w ten sposób może stać się tak samo super i wreszcie zauważona, jak inni uczniowie. Przygotowuje specjalny strój, ekwipunek, tajną kryjówkę, przechodzi odpowiedni trening i wyrusza realizować swoją misję. Czy jest jednak rzeczywiście gotowy na to, co na niego czeka, czyli na starcie z dwójką groźnych złoczyńców?
Twórcy dotykają tematu wyobcowania, niedopasowania społecznego i tego, jak umieć poradzić sobie z taką trudną dla każdego dzieciaka sytuacją. Bruce dostał się do nowej szkoły tylko dlatego, że ufundowali ją jego nie żyjący już rodzice. A jest to placówka o tyle nietypowa, że uczęszczają do niej zarówno znani fanom świata DC przyszli młodzi bohaterowie, ale też i złoczyńcy. Młody Wayne odgrywa tutaj rolę najsłabszego ogniwa, stanowi obiekt żartów, zawsze wybierany jest jako ostatni na zajęciach wychowania fizycznego, może jedynie pomarzyć o zainteresowaniu ze strony Diany Prince, a jego jedynym kolegą jest znacznie młodszy Dick Grayson. Nie ma co się dziwić, że Bruce nawet jeśli ma masę pieniędzy, to tak naprawdę nienawidzi Gotham City.
Patrząc z boku widać wyraźnie, że Batman teoretycznie przecież nigdy nie pasował do składu Ligi Sprawiedliwości, gdzie każdy dysponuje mniej lub bardziej wypasionymi mocami, a on może polegać jedynie na swoim wyszkoleniu, wymyślnych gadżetach oraz inteligencji. Ale jakoś nigdy nie przeszkadzało mu to w odgrywaniu istotnej roli w tej drużynie, opracował swego czasu plan pokonania każdego z najsilniejszych herosów w razie potrzeby, a ostatnio przecież bez większych problemów i środków transportu przeżył upadek z Księżyca na Ziemię! (patrz run Chipa Zdarsky'ego w BATMANIE). Skoro starszy Bruce potrafi, to i ten młodszy prędzej czy później znajdzie sposób, aby dorównać lepiej obdarzonych przez los rówieśnikom.
Gibbs dodaje do swojej historii znane elementy dotyczące mitologii Batmana, ale ukazuje je w innym, okraszonym sporą dawką humoru świetle. I to jest główne przesłanie, główny cel tego komiksu, aby zapewnić odbiorcy solidną porcję dobrej zabawy, czy to wyśmiewając wybrane moce niektórych uczniów (chociażby Aquamana), ukazując Clarka jako klasowego osiłka i osobę najbardziej zachodzącą za skórę Bruce'owi, czy też serwując świetny fragment, gdzie Wayne wybiera kostium oraz pseudonim, albo gdzie Diana próbuje natchnąć innych do pójścia w ślady Batmana. Nie można też pominąć Alfreda, który za sprawą scenarzysty stanowi jeden z jaśniejszych punktów tego przedsięwzięcia. Od początku do końca czyta i ogląda się to z zainteresowaniem. Wiadomo, że głównymi odbiorcami komiksu są nastolatkowie, stąd też pomimo zamieszania spowodowanego przez Jokera i Bane'a, a także problemów Bruce'a z aklimatyzacją i znalezienia dla siebie miejsca w społeczeństwie, całość najzwyczajniej musi skończyć się satysfakcjonującym happyendem.
W przypadku tego typu komiksów nie mam nigdy jakichś szczególnie wygórowanych oczekiwań, jeśli mowa o szacie graficznej. Nie musi być skomplikowana i strasznie bogata w szczegóły, ale też nie może budzić niesmaku, być w miarę przyjemna dla oka. Czasami nawet zdarzają się nieoczekiwane jakieś perełki, jak w przypadku Andie Tonga i jego dwóch powieściach z udziałem nowego Zielonego Latarnika. Berat Pekmezci w mojej ocenie stanął na wysokości powierzonego mu zadania i zapewnił czytelnikowi wizualnie naprawdę udany projekt, umiejętnie zaznaczając emocje na twarzach poszczególnych postaci, czy też podkreślając komediowy wydźwięk niektórych scen. Równy poziom, wystarczająco dopieszczone plansze, ciekawe designy postaci, ogólnie oglądało się przyjemnie. Chyba nikt nie będzie tutaj marudził pod nosem z niezadowolenia.
Tradycyjnie już pod koniec dostajemy spory wycinek innej powieści graficznej. Tym razem jest to historia ze wspólnymi przygodami Clarka Kenta oraz Lexa Luthora, na której premierę też czekam, a te kilkanaście stron tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że będzie warto po tą pozycję sięgnąć.
BRUCE WAYNE: NOT SUPER okazał się tak dobrym komiksem, jak oczekiwałem, spełniając wszystkie pokładane w nim nadzieje. Lekka, szybka i zapakowana w solidną warstwę wizualną lektura, pozostawiająca po sobie sporo przyjemnych wspomnień i uśmiech zadowolenia na twarzy. Historia uniwersalna i skierowana tak naprawdę do każdego, bo każdy fan DC znajdzie tutaj coś dla siebie, dostanie okazję do pośmiania się oraz wyłapania różnych easter eggów. Jak najbardziej polecam, a jeśli powstanie ewentualna kontynuacja - a furtka ku temu została pod koniec uchylona - to również po nią sięgnę.
Omawiany komiks znajdziecie m.in. w ofercie sklepu ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz