czwartek, 30 marca 2023

FLASH TOM 1 POWRÓT WALLY’EGO WESTA


Są we mnie dwa wilki. Jeden nie cierpi Barry’ego Allena, drugi uwielbia Wally’ego Westa. Oba te wilki spotykają się w komiksie FLASH tom 1 POWRÓT WALLY’EGO WESTA, tomie składającym się z dziesięciu zeszytów, którymi obaj sprinterzy podzielili się po równo. W USA ten zbiór okazał się jako vol 16, na szczęście polski wydawca biorąc pod uwagę zmianę protagonisty i scenarzysty, zaczął od jedynki. Jeszcze taka ciekawostka, tom w oryginale nosi tytuł WALLY WEST RETURNS, a kilka lat temu, w ramach DC Rebirth w USA  ukazał się komiks zatytułowany RETURN OF WALLY WEST, stanowiący vol 1 dość przyjemnego runu Dana Abnetta w serii TITANS.

Zacznijmy po kolei, czyli od Barry’ego. Mark Waid powiedział kiedyś, że Barry Allen powinien zostać martwy, bo najlepiej działa jako inspiracja zza grobu. Kto czyta dłużej flashowe komiksy ten wie dlaczego: jest on postacią nudną i bez charakteru. Joshua Williamson w swoim runie starał się, jak mógł, ale z gówna bicza nie ukręcisz. Wracając jednak do zawartości omawianego tomu, otwiera go czterozeszytowa historia autorstwa Kevina Shinicka. Ten, co prawda nie ma zbyt bogatej bibliografii, ale napisał naprawdę dobre AXIS: HOBGOBLIN. W „Sprawie pierścienia” skupiamy się na tytułowym pierścieniu Flasha, dowiadujemy się z czego jest zbudowany, a wszystko to kręci się wokół zagrożenia ze strony Doktora Alchemy, który włada mocą mitycznego kamienia filozoficznego. Widzę w tej historii potencjał, ale nie został on wykorzystany, a antagonista momentami jest wręcz karykaturalny. Nie przekonuje na tyle, by czuć realne zagrożenie z jego strony, pomimo mocy jakimi dysponuje. To jedna z tych opowieści, których lektury może nie będzie się żałować, ale wyparuje z pamięci naprawdę szybko.

Tę gorszą połową tomu wieńczy kilka stron wprowadzenia oraz jeden zeszyt z crossovera WIECZNA ZIMA. Ich obecność to raptem jedna z wielu dziwnych decyzji DC odnośnie zawartości ich wydań zbiorczych. Jest tu tylko po to, by zachować ciągłość numeracji, innego powodu nie widzę. Śmiało omińcie ten fragment, bo i tak znajduje się on w wydaniu zbiorczym WIECZNEJ ZIMY (przeciętna pozycja). Gdyby sprinterzy byli czekoladą, to Barry byłby wyrobem czekoladopodobnym, a Wally oryginalną, belgijską czekoladą. A zatem przejdźmy do tej połowy tomu, dla której warto go zakupić.

Fani rudego spirntera, jak i on sam chude lata mają za sobą. Wally wrócił. Właściwie to po raz kolejny, ale z tą różnicą, że czasy jego gnojenia oficjalnie się skończyły. Po nieszczęsnym KRYZYSIE BOHATERÓW próbowano zafundować Westowi redemption arc w FLASH FORWARD (który recenzowałem tutaj). Musicie jedynie wiedzieć, że po wydarzeniach w FF Wally „wypalił się” z mocy Doktora Manhattana pod koniec eventu DEATH METAL i znów jest z ukochaną Lindą i ich dziećmi. Wszystkie te traumatyczne przeżycia sprawiają, że chce odwiesić swoje – że tak to ujmę – buty do biegania i poświęcić czas wyłącznie rodzinie. Oczywiście życie ma wobec niego inne plany. Wally przepada w Mocy Prędkości, a ta z przyczyn, których nie będę Wam spoilerował robi z niego Sama Becketta z serialu ZAGUBIONY W CZASIE. Znaczy to, że świadomość Westa jest przerzucana po czasie do ciał innych sprinterów, w tym Barta Allena i Jaya Garricka. Fragmenty, dziejące się tam rysowane są przez innych artystów, co jest godnym pochwały zabiegiem. Moim faworytem jest tu segment Kevina Maguire'a, znanego ze świetnej mimiki twarzy postaci z humorystycznego i kultowego JUSTICE LEAGUE INTERNATIONAL. Tutaj miał okazję zilustrować Wally’ego w ciele Odwróconego Flasha w stylistyce rodem ze starego serialu animowanego SUPER FRIENDS. Tom wieńczy poszerzony objętościowo Annual będący prawdziwym odkupieniem po KRYZYSIE BOHATERÓW.

Za scenariusz  części z Wallym odpowiedzialny jest Jeremy Adams, swój chłop. Doświadczenie pisarskie zdobywał przy filmach i serialach animowanych z postaciami DC oraz LEGO. Czuć w pisanych przez niego scenariuszach tę serialową formułę, która akurat przy postaci Flash jest atutem. Scenarzysta jest nie tylko fanem Wally'ego, ale też obiecał, że póki on pisze tę serię, to  ten nie będzie cierpiał. Mam pewne obawy, bo od #801 przejmuje nowy pisarz, ale cieszmy się chwilą obecną. Adams rozumie co klika w najszybszym (oficjalnie) z Szkarłatnych Sprinterów, nie zapomina o humorze, relacjach i tym, by lektura przede wszystkim sprawiała czytelnikowi frajdę. Absolutne przeciwieństwo tego, co dzieje się u konkurencji w AMAZING SPIDER-MANIE. Jeśli spodoba się Wam część POWROTU WALLY’EGO WESTA pióra Adamsa, to jego kolejne historie są w moim odczuciu jeszcze lepsza. Naprawdę cieszę, że Egmont wraz z końcem runu Williamsona nie skreślił FLASHA i wydaje kolejne tomy.


Muszę napisać o jeszcze jednej rzeczy, która nie daje mi spokoju. Tłumaczenie. Po raz kolejny (naliczyłem, że co najmniej trzeci) nie przetłumaczono słowa „kid”. Zarówno tutaj, jak i poprzednio chodzi o zwrócenie się do kogoś młodszego, a nie o to, że Wally był kiedyś Kid Flashem. Nie przełożenie tego na „młody” albo „dzieciaku” nie ma najmniejszego sensu. To tak jakby Green Arrow nazywał Roya Harpera/Arsenala Speedy, a Batman Dicka Graysona/Nightwinga Robinem. Niby drobnostka, ale rażąca.

Reasumując POWRÓT WALLY’EGO WESTA to świetne pół komiksu i pozycja obowiązkowa dla fanów rudzielca.

 

Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w amerykańskich zeszytach serii „The Flash” #763-771 oraz „The Flash 2021 Annual” #1.

Komiks otrzymałem do recenzji od wydawcy. Wydawca nie ma wpływu na moją opinię.

 

Damian Maksymowicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz