niedziela, 28 marca 2021

FLASH FORWARD

Chłopiec do bicia

                                                     <KRYZYS BOHATERÓW - rzygam w środku>

Lubię... Wróć! Uwielbiam Wally’ego Westa. Odpowiada za to Geoff Johns. Gdy lata temu wróciłem do czytania komiksów wielka dwójka amerykańskich wydawnictw miała w swoim arsenale po jednym scenarzyście, który ogarniał najlepsze rzeczy w poszczególnych uniwersach. Marvel miał Briana Michaela Bendisa (który skończył się dla mnie w okresie, gdy wziął się za pisanie mutantów i nie wrócił już do dawnej chwały), a DC Johnsa. Czytałem wtedy wszystko z jego nazwiskiem na okładce: TEEN TITANS, JSA, GREEN LANTERN, BOOSTER GOLD i THE FLASH. Najszybszym Człowiekiem na Ziemi był wówczas Wally West i to on jest, był i będzie moim Flashem. To Wally był w składzie animowanego Justice League i przewijał się w innych komiksach, gdy tymczasem jego mentor Barry Allen wciąż jeszcze gryzł piach po heroicznej śmierci (pod koniec lat 80-tych ubiegłego wieku) w KRYZYSIE NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH. Johns postawił mocniej na akcent przeciwników Flasha, a ja zachęcony perypetiami Westa sięgnąłem po wcześniejszy głośny run Marka Waida, który wprowadził koncept Speed Force i rozbudował Flash Family. Gdy po ponad 20 latach Barry wrócił do życia, spodziewałem się, że będzie podobnie, jak miało to miejsce przy rezurekcji Hala Jordana, tj. będzie miejsce także dla innych Latarników. A tu figa. Wally został odsunięty na drugi plan, solową serię THE FLASH dostał Barry, a potem nastał FLASHPOINT. W New 52 nie było Wally’ego. Do czasu. Pod naciskiem fanów DC wprowadziło Wally’ego Westa – czarnoskórego nastolatka, który z moim ulubionym rudzielcem dzielił tylko imię. Zaorano całe dziedzictwo Flasha i Flash Family. 

Potem przyszło Odrodzenie i autentycznie miałem łzy w oczach, gdy w otwierającym tę inicjatywę one-shocie powrócił „stary” Wally (jakiś czas później Wally z New 52 zaczął używać pełnego imienia Wallace, został nowym Kid Flashem i znalazł dla siebie miejsce w DCU jako samodzielna postać, nie żerująca na byciu zamiennikiem kogoś innego). Nie był to jednak w żadnej mierze koniec niesprawiedliwego traktowania tej postaci, a dopiero początek. Nikt nie pamiętał Wally’ego, z czasem się to zmieniło i dostaliśmy piękne pojednanie z jego przyjaciółmi z Tytanów, ale z drugiej strony Linda Park, miłość jego życia nie miała pojęcia kim jest. To był cios, a po nim przyszły kolejne. Po jednym ze starć trzeba było wszczepić mu rozrusznik serca. Dowiedziawszy się, że jego dzieci – o których istnieniu zapomniał – są uwięzione w Speed Force, dał się wmanipulować w konflikt z Barrym i zepsuć Speed Force. Nie odzyskał dzieci, co wpędziło go w głęboką depresję. Zdecydował się zamieszkać w Sanktuarium, ośrodku dla meta ludzi, gdzie leczą się z przebytych traum. 

I tu dochodzimy do KRYZYSU BOHATERÓW, komiksu, którego szczerze i głęboko nienawidzę. Mniejsza o to, że jest okropnie napisany, a postacie są out of character, ale znowu postanowiono dokopać Wally’emu i to gdy był już leżący. Nie winię za to bezpośrednio scenarzysty Toma Kinga, który przyznał w jednym z wywiadów, że przedstawił wydawcy zarys fabuły z trzema głównymi bohaterami: mordercą i dwójką głównych podejrzanych. To włodarze DC (Dan DiDio?) wytypowali do tych ról odpowiednio Wally’ego oraz Harley Quinn i Boostera Golda. Jeśli nie czytaliście KRYZYSU BOHATERÓW, to sobie darujcie, a jeśli macie tę katorgę za sobą, to doskonale wiecie, że w wyniku niekontrolowanej eksplozji mocy Wally zabił kilkanaścioro pacjentów, w tym swojego kumpla Arsenala i próbował zmylić tropy by nie wskazywały na niego. Koniec końców przyznał się do winy i oddał w ręce przyjaciół, by ponieść karę. Nie wiem jak mogli jeszcze bardziej dopiec tej postaci, może powinien zastrzelić psa by sięgnąć dna…

 

-Mamo kupimy Watchera?

-Mamy Watchera w domu.

-Watcher w domu:

Marvel ma Watcherów, a DC niedawno otrzymało Tempusa Fuginautę, który pełni dokładnie tę samą funkcję i wygląda jak recykling projektu postaci z lat 90-tych. Nasz rodzimy obserwator uwalnia Westa z więzienia daje mu magiczny dynks (który wygląda jak buława, ale słowo dynks bardziej mi się podoba) i wrzuca go siłą na drogę ku odkupieniu. Na szali leżą... TUM TUM TUM TUMMM... losy całego multiwersum! I jest jeszcze tron wszechwiedzy - Tron Mobiusa, ale nie wchodźmy w spoilery.

 

Spotkanie, które mogło być mailem

Każdy pracownik korpo doskonale zna spotkanie/calle, które są tak "wartościowe", że zastąpienie ich jednym mailem miałoby więcej sensu. Ta mini seria działa na podobnej zasadzie, jest zbędna i śmiało mogłaby być one-shotem. Jeśli odkroić tłuszcz, żyłki to jadalnego mięska zostaje niewiele. Komiks da się streścić jednym zdaniem: Szybka podróż przez część multiwersum by pozbyć się (za pomocą dynksa) ciemnej materii mrocznego multiwersum trawiącej światy. Po drodze Wally spotyka alternatywne wersje dawnych sprzymierzeńców i bliskich. Akcja gna na złamanie karku i nie sposób zapamiętać większości herosów z innych Ziemi, które przewijają się na kartach FLASH FORWARD.


Biegnij Wally, biegnij!

Pochwalić muszę okładki autorstwa Claya Manna oraz to, jak Flasha rysuje Brett Booth. Może nie jest on rysownikiem, który dostanie Eisnera, ale rysowanie Wally'ego w ruchu udaje mu się oddać naprawdę dobrze. Gorzej wypada fizjonomia innych postaci, a z drugiej strony oko czytelnika i tak ogniskuje się na Flashu.

Scenarzysta Scott Lobdell najbardziej znany jest z komiksów z mutantami z lat 90-tych. Podobnie jak Dan Jurgens czuć, że jego styl pisania nie zauważył, że jest już XXI wiek. Obaj panowie nie napisali od lat czegoś co wybijałoby się ponad bycie czytadłem. Dodatkowo Lobdell ma na koncie najgorszą serię z New 52: TEEN TITANS. FLASH FORWARD nie jest nawet w połowie tak złe, ale też trudno mi nazwać je dobrym komiks. Jest przeciętne, za długie i prócz kilku scen nie wnosi nic zarówno w odkupienie Westa, jak i w szerszą historię przyszłości DCU. No dobra... jest ten epilog, który miał mieć duże znaczenie gdyby inicjatywa 5G wypaliła, ale przez zmiany w wydawnictwie nie wyszła ona poza sferę plotek. Epilog jest dalej pociągnięty w DEATH METAL, ale nie nastawiajcie się na nie wiadomo co - w wątku jak i samym evencie.

Dla kogo jest FLASH FORWARD? To dobre pytanie. Dla fanów Wallye'go Westa zdaniem jednego z nich "nie". Dla tych, którzy chcą potem gładko wejść w DEATH METAL też nie, minimum niezbędnych informacji na temat Westa znajdziecie tam. To rzecz wyłącznie dla kompulsywnych komplecistów, którzy muszą mieć wszystko. Jeśli nie musicie, to nie dodawajcie do koszyka.


Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów FLASH FORWARD #1-6 oraz GENERATION ZERO: GODS AMONG US.

Powyższy komiks do kupienia w sklepie Egmontu i ATOM Comics.

Recenzję amerykańskiego wydania w wykonaniu Dawida znajdziecie tutaj.


Damian "Damex" Maksymowicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz